2010-02-10 Łódź Arena, Łódź, Poland
-
- Posty: 3337
- Rejestracja: 18 wrz 2006 00:29
- Ulubiony utwór: world in my eyes
- Lokalizacja: Lądek Zdrój
Re: 10 i 11 lutego 2010 - Łódź, Arena Łódź
ja z wro z ekipą wyjeżdżamy autem po 12, myślę do 13 opuścimy miasto. do łdz ile się jedzie ? 3-4h?
-
- Posty: 461
- Rejestracja: 24 lis 2005 14:25
- Ulubiony utwór: Behind The Wheel
- Lokalizacja: wroclaw
DTR - podobnie mam w zamiarze wyfrunac z naszego miasteczka. do odzi jest 200 km wiec jesli zadnych przygod drogowych nie bedzie to po ok 4h pownismy sie zameldowac w lodzi, pytanie na ile korki spowolnia podjazd pod sama hale
-
- Posty: 21821
- Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
- Lokalizacja: Sam's Town
Hala nie jest w centrum ale uliczki tam są dosyć ciasne, zwłaszcza, że jest tam zjazd na zajebisty wiadukt i wszyscy się tam pchają, blokujac dojazd.
Warto wyjechać wcześniej bo może tam być problem z parkowaniem. To jest kompletne zadupie.
Warto wyjechać wcześniej bo może tam być problem z parkowaniem. To jest kompletne zadupie.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
-
- Posty: 9163
- Rejestracja: 22 lut 2009 00:43
- Ulubiony utwór: Cala masa
- Lokalizacja: Glasgow
Let it be...
Enjoy The Silence
Dogadać się z Wami to masakra. Dobra, 11.02.2010 jesteśmy z Nati na sektorze P, jak ktoś chce to się z nami spotka...
-
- Posty: 461
- Rejestracja: 24 lis 2005 14:25
- Ulubiony utwór: Behind The Wheel
- Lokalizacja: wroclaw
@Jari alez oczywiscie, bedziesz mial glowe pelna popcornu
-
- Posty: 6446
- Rejestracja: 26 lut 2005 18:00
- Ulubiony utwór: Master And Servant
- Lokalizacja: bezdomny
ehh, to wszyscy na pierwszy termin? a kto będzie jutrooo?
Dialog jest językiem kapitulacji. ~Fronda.pl
-
- Posty: 461
- Rejestracja: 24 lis 2005 14:25
- Ulubiony utwór: Behind The Wheel
- Lokalizacja: wroclaw
wszyscy ci ktorzy tu teraz smetnie siedza
-
- Posty: 6446
- Rejestracja: 26 lut 2005 18:00
- Ulubiony utwór: Master And Servant
- Lokalizacja: bezdomny
to wszyscy dzisiaj pojechali?
Dialog jest językiem kapitulacji. ~Fronda.pl
-
- Posty: 6051
- Rejestracja: 02 wrz 2006 15:35
Ja patrzę na zegarek systemowy, a tu dzisiaj dziesiąty dzień miesiąca jakim jest Luty, haha
Nie wiedziałem. To tym jutro mogę co najwyżej zabawy życzyć...
Nie wiedziałem. To tym jutro mogę co najwyżej zabawy życzyć...
-
- Posty: 880
- Rejestracja: 22 lut 2009 00:22
- Ulubiony utwór: Secret to the End
- Lokalizacja: w promieniu X
Joehh, to wszyscy na pierwszy termin? a kto będzie jutrooo?
Proszę nabrać powietrza...zatrzymać...i nie oddychać!
-
- Posty: 9163
- Rejestracja: 22 lut 2009 00:43
- Ulubiony utwór: Cala masa
- Lokalizacja: Glasgow
Ciekawe kto pierwszy zda relacje
Enjoy The Silence
-
- Posty: 11547
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
Ładnie ładnie, wszyscy się tu widzę gorączkują ciężko koncerciwami, fajnie macie, a ja se siedzę i zastanawiam czy ja w ogóle jeszcze lubię tę muzę, puszczam kawałek po kawałku i nic nie czuję, jakby to wszystko co było w tym wyparowało Miłej zabawy moi drodzy :]
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
No to masz to samo co ja. Niebawem obojętność zastąpi sentyment ale pozbawiony ekscytacji...
-
- Posty: 11547
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
Ja bym rzekł że to już jest sentyment pozbawiony ekscytacji
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
-
- Posty: 6446
- Rejestracja: 26 lut 2005 18:00
- Ulubiony utwór: Master And Servant
- Lokalizacja: bezdomny
khym khym, niech mi napisze ktoś kto był wczoraj, ja dzisiaj jadę i chcę wiedzieć czy warto ^^
Dialog jest językiem kapitulacji. ~Fronda.pl
-
- Posty: 16804
- Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
- Ulubiony utwór: Halo
Nie ściemniaj bratku, bo nie dalej jak wczoraj pisałeś, że przy słuchaniu SOFAD kolejny raz "wymiękła Ci rura" z zachwytu.Jari pisze:Niebawem obojętność zastąpi sentyment ale pozbawiony ekscytacji...
Wcześniej o Violator pisałeś, że to doskonała płyta. Inne starsze albumy też chwaliłeś nie raz, więc nijak to się ma do deklarowanej obojętności.
-
- Posty: 6446
- Rejestracja: 26 lut 2005 18:00
- Ulubiony utwór: Master And Servant
- Lokalizacja: bezdomny
zdajesz się porównywać SOFAD do SOTU ..?
Dialog jest językiem kapitulacji. ~Fronda.pl
-
- Posty: 2
- Rejestracja: 22 paź 2009 20:59
- Ulubiony utwór: WIME + Home + EC + NLMDA
Byłam w sektorze F - widoczność świetna, nic mi nie zasłaniało, tylko troszkę daleko, ale od czego jest lornetka ekrany też dawały radę, choć w wielu momentach brakowało mi zbliżeń na twarze chłopaków, za to ujęcia dłoni Martina - cudowne!
Na początku koncertu w ogóle nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę i widzę Ich na żywo - w końcu to byl mój pierwszy raz. In Chains - Martin stojący tyłem i przygotowujący się do rozpoczęcia koncertu, wejście Gahana, prezentacja czerwonej podszewki, myślałam, że padnę z wrażenia i podekscytowania. Gdy zaczął śpiewać, trochę mi szczęka opadła - jak wiadomo, na żywo brzmi to zupełnie inaczej Od samego początku śpiewałam razem z DM, ciszej bądź głośniej. Nie jestem pewna, czy moi sąsiedzi byli z tego zadowoleni, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać. Jeśli jestem już przy sąsiadach z sektora - owszem, byli tacy, którzy tak jak my z przyjaciółką stali, klaskali, podśpiewywali itp., ale niestety wielu siedziało, prawie się nie ruszając... Oczywiście jak kto woli, ale nie mogę tego zrozumieć.
Wrong - niesamowicie, i too long śpiewane razem z Martem Zresztą wszystkie piosenki robiły na mnie wielkie wrażenie, Walking In My Shoes, It's No Good (świetne ujęcia Dave'a i Martina, a że jestem ogromną fanką Ultry, wspaniale zapamiętałam ten utwór na żywo), wirujący Gahan w czasie A Question Of Time, Precious i solówka gitarowa Martina (przez długi czas wpatrywałam się w Gore'a, bo jak wiadomo jest to jedna z jego najbardziej osobistych piosenek i mam do niej szczególne podejście). World In My Eyes też wspaniałe, i - co mnie nieco zdziwiło - przedstawienie Fletcha dokładnie w tym samym momencie, co na Live In Milan (czy jest tak zawsze nie wiem, nie śledziłam za bardzo nagrań z koncertów).
W końcu solowe piosenki Gore'a - podczas Jego give love, you've got to give love na Insight chyba po raz pierwszy poczułam, że naprawdę tam jestem. Home - piękny wokal, ale brakuje trochę takiej aranżacji jak np. na TTA, wtedy - z gitarą na końcu - brzmiało chyba jeszcze lepiej. Mam do tej piosenki ogromny sentyment, uwielbiam ją - nie płakałam, ale wywarła na mnie tak duże wrażenie, że nawet nie mogę za dokładnie odtworzyć w pamięci tego fragmentu koncertu - tak chciałam usłyszeć Home na żywo, że podczas tego utworu byłam wręcz w szoku. W ogóle głos Martina niby jest delikatny, ale ma niesamowitą moc, jest cudownie czysty, dociera do głębi... bisowe Dressed In Black zdecydowanie mnie w tym utwierdziło.
Na Policy Of Truth absolutne szaleństwo, śpiewałam tę piosenkę chyba od początku do końca. Balony wspaniale zdały egzamin, z mojego miejsca wyglądało to fantastycznie. Poza tym jest to jeden z moich ulubionych utworów DM, więc zachwyt był jeszcze większy.
In Your Room się kompletnie nie spodziewałam (nie przeglądałam setlist od dłuższego czasu), dlatego też na początku tej piosenki wydałam z siebie głośny wrzask zaskoczenia i zachwytu, który sektor F na pewno doskonale usłyszał, ponieważ mimo że niemal każdy utwór był witany okrzykami, w przypadku In Your Room byłam chyba jedną z nielicznych w naszej części
I Feel You - genialna energia, i Martinowa gitara <3 Albumowa wersja nigdy nie byłaby wstanie wywrzeć na mnie takiego wrażenia, a Mr Gore sprawił, że to jeden z najlepiej zapamiętanych przeze mnie momentów koncertu. Dave i Martin 'bijący pokłony' (z braku innego określenia ;DD) przed perkusją - świetne, wydawało się to całkiem spontaniczne, czegoś takiego jeszcze nie widziałam ;D piosenka miała iście rockowy klimat. Znowu jedna z najlepiej zapamiętanych.
Enjoy The Silence - myślę, że nawet bez "umowy", śpiewałaby cała hala. Byłam pod wrażeniem zwłaszcza podczas refrenu, brzmieliśmy - nie chwaląc się - genialnie Czekałam też z niecierpliwością na solówkę Martina, i oczywiście się nie zawiodłam, cudownie szarpał struny gitary A po Gahanowych okrzykach na cześć Gore'a wspaniały uśmiech (także obserwowany dokładnie przez lornetkę). W czasie tego utworu mój sąsiad siedzący obok wyszedł na kilka minut, w związku z tym miałam więcej miejsca na skakanie, machanie rękami i w ogóle celebrowanie ETS.
Gdy zaczęło się Never Let Me Down Again, przyznam szczerze, że myślałam, że zespół coś pozmieniał i że przesunął tę piosenkę do wcześniejszej części setlisty. W ogóle nie czułam upływu czasu, a energia fanów i zespołu była po prostu niesamowita. Śpiewając I'm taking a ride with my best friend mialam na myśli oczywiście DM i fanów, a never want to come down, never want to put my feet back down on the ground idealnie opisywało mój stan ducha, bo z całego serca chciałam, żeby ten koncert trwał i trwał. Łapki boskie, choć pod koniec już mi prawie odpadały, dzielnie się trzymaliśmy ;D
Pierwsze let's play master and servant... nie wyszło do końca, ale z każdym kolejnym razem było coraz lepiej, zrobiliśmy wrażenie i kiedy Dave się przyłączył, już myślałam, że stanie się cud i to usłyszymy. Niestety nie widziałam dokładnie twarzy chłopaków, więc może ktoś spod sceny opisze ich miny.
Bisy - już wspominałam o Dressed In Black - wspaniały, czysty wokal i Martin też był bardzo zadowolony z naszego wkładu i "ooooooh" Jedna jedyna rzecz mnie wybiła na chwilę z rytmu - mianowicie wielu wychodzących ludzi. Rozumiem, że niektórzy muszą się ulotnić wcześniej, ale takie odwracanie się na pięcie i opuszczanie hali podczas piosenki jest moim zdaniem nieco chamskie i kojarzy się z brakiem szacunku. Zawsze można wyjść w czasie przerwy. Cóż, ci, którzy opuścili halę w czasie DIB albo jeszcze przed, mogą żałować, bo stracili oprócz czterech piosenek także niesamowite - wręcz nie do opisania wg mnie - emocje podczas Personal Jesus.
Stripped i Behind The Wheel fantastyczne, zwłaszcza ten drugi utwór uwielbiam i dlatego byłam zachwycona, że mogę go usłyszeć na żywo. Przyznam, że obserwowałam dokładnie Martina i przypominało mi się wykonanie z Devotionala, które zachwyciło mnie już od początku. I na końcu Personal Jesus - chyba wszyscy dali z siebie wszystko, a reach out and touch faith przebiło okrzyki na Wrong, Enjoy The Silence, I Feel You i wszystkich innych. Trudno się dziwić Wspaniałe wykonanie od początku do końca, śpiew Dave'a, i gitara Martina (po prostu rewelacja...). Na ostatnim reach out and touch faith na pewno nie ja jedna ostatecznie zdarłam gardło i prawie wyplułam płuca, ale naprawdę - przynajmniej dla mnie - było to wspaniałe, mistyczne wręcz przeżycie, idealne na koniec koncertu. Jeszcze ukłon i szerokie uśmiechy - i już widowisko dobiegło końca. Myślę, że nie jestem jedyna, dla której całe to wydarzenie minęło szybko, zdecydowanie za szybko. Kiedy zapaliły się światła, nie chciałam wcale wychodzić z hali, dopiero przyjaciółka perswadująca mi, że potem otrzymanie z powrotem kurtek będzie graniczyło z cudem, zdołała wyciągnąć mnie z obiektu.
Wspomnienia, które najbardziej utkwiły mi w pamięci? Wejście zespołu na scenę, zmiany gitar Martina (biedny się nalata z tymi swoimi wiosłami ;D). Objęcia i miłe gesty Gahan-Gore, machanie się przód/tył na I Feel You, solówki gitarowe, refren na ETS. Martin śpiewający breathe podczas Home i give love, you've got to give love podczas Insight. Nasze fanowskie zawodzenie o-o-o-o-o-o-ooooo pod koniec Home (i reakcja Martina - na pewno było mu bardzo miło, chociaż widział i słyszał to już mnóstwo razy) oraz oooooh na Dressed In Black Again, to było niesamowite! Taki kontakt z Martinem, było cudownie. Uśmiech Marta (bodajże kiedy schodził ze sceny przed bisami?), który wyróżniał się spośród innych, bo był TAKI SAM jak na dawnych, spontanicznych zdjęciach, tak samo radosny, młody i szczery. Oczywiście łapki na NLMDA. Personal Jesus, wykrzyczane reach out and touch faith + tysiące rąk w górze, i ukłon.
Nie wiem, czy komukolwiek zechce się to przeczytać, tym bardziej, że moja relacja jest dosyć chaotyczna - ciągle jeszcze mam tysiące obrazów przed oczami i dźwięków w uszach. Czekam na bootleg (mam nadzieję, że za jakiś czas pojawią się na forum jakieś linki), bo zapewne wtedy wszystko się uporządkuje i być może usłyszę rzeczy, których pod wpływem emocji nie wyłapałam Zapewne też co niektórych 'starych wyjadaczy' zdziwi mój entuzjazm i zachwyt (bo jak widzę po wypowiedziach, nie każdego porwała ta atmosfera), ale jestem depeszką od dosyć niedawna i to był mój pierwszy koncert, który długo stał pod znakiem zapytania - dlatego przeżyłam go na 101%
Na początku koncertu w ogóle nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę i widzę Ich na żywo - w końcu to byl mój pierwszy raz. In Chains - Martin stojący tyłem i przygotowujący się do rozpoczęcia koncertu, wejście Gahana, prezentacja czerwonej podszewki, myślałam, że padnę z wrażenia i podekscytowania. Gdy zaczął śpiewać, trochę mi szczęka opadła - jak wiadomo, na żywo brzmi to zupełnie inaczej Od samego początku śpiewałam razem z DM, ciszej bądź głośniej. Nie jestem pewna, czy moi sąsiedzi byli z tego zadowoleni, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać. Jeśli jestem już przy sąsiadach z sektora - owszem, byli tacy, którzy tak jak my z przyjaciółką stali, klaskali, podśpiewywali itp., ale niestety wielu siedziało, prawie się nie ruszając... Oczywiście jak kto woli, ale nie mogę tego zrozumieć.
Wrong - niesamowicie, i too long śpiewane razem z Martem Zresztą wszystkie piosenki robiły na mnie wielkie wrażenie, Walking In My Shoes, It's No Good (świetne ujęcia Dave'a i Martina, a że jestem ogromną fanką Ultry, wspaniale zapamiętałam ten utwór na żywo), wirujący Gahan w czasie A Question Of Time, Precious i solówka gitarowa Martina (przez długi czas wpatrywałam się w Gore'a, bo jak wiadomo jest to jedna z jego najbardziej osobistych piosenek i mam do niej szczególne podejście). World In My Eyes też wspaniałe, i - co mnie nieco zdziwiło - przedstawienie Fletcha dokładnie w tym samym momencie, co na Live In Milan (czy jest tak zawsze nie wiem, nie śledziłam za bardzo nagrań z koncertów).
W końcu solowe piosenki Gore'a - podczas Jego give love, you've got to give love na Insight chyba po raz pierwszy poczułam, że naprawdę tam jestem. Home - piękny wokal, ale brakuje trochę takiej aranżacji jak np. na TTA, wtedy - z gitarą na końcu - brzmiało chyba jeszcze lepiej. Mam do tej piosenki ogromny sentyment, uwielbiam ją - nie płakałam, ale wywarła na mnie tak duże wrażenie, że nawet nie mogę za dokładnie odtworzyć w pamięci tego fragmentu koncertu - tak chciałam usłyszeć Home na żywo, że podczas tego utworu byłam wręcz w szoku. W ogóle głos Martina niby jest delikatny, ale ma niesamowitą moc, jest cudownie czysty, dociera do głębi... bisowe Dressed In Black zdecydowanie mnie w tym utwierdziło.
Na Policy Of Truth absolutne szaleństwo, śpiewałam tę piosenkę chyba od początku do końca. Balony wspaniale zdały egzamin, z mojego miejsca wyglądało to fantastycznie. Poza tym jest to jeden z moich ulubionych utworów DM, więc zachwyt był jeszcze większy.
In Your Room się kompletnie nie spodziewałam (nie przeglądałam setlist od dłuższego czasu), dlatego też na początku tej piosenki wydałam z siebie głośny wrzask zaskoczenia i zachwytu, który sektor F na pewno doskonale usłyszał, ponieważ mimo że niemal każdy utwór był witany okrzykami, w przypadku In Your Room byłam chyba jedną z nielicznych w naszej części
I Feel You - genialna energia, i Martinowa gitara <3 Albumowa wersja nigdy nie byłaby wstanie wywrzeć na mnie takiego wrażenia, a Mr Gore sprawił, że to jeden z najlepiej zapamiętanych przeze mnie momentów koncertu. Dave i Martin 'bijący pokłony' (z braku innego określenia ;DD) przed perkusją - świetne, wydawało się to całkiem spontaniczne, czegoś takiego jeszcze nie widziałam ;D piosenka miała iście rockowy klimat. Znowu jedna z najlepiej zapamiętanych.
Enjoy The Silence - myślę, że nawet bez "umowy", śpiewałaby cała hala. Byłam pod wrażeniem zwłaszcza podczas refrenu, brzmieliśmy - nie chwaląc się - genialnie Czekałam też z niecierpliwością na solówkę Martina, i oczywiście się nie zawiodłam, cudownie szarpał struny gitary A po Gahanowych okrzykach na cześć Gore'a wspaniały uśmiech (także obserwowany dokładnie przez lornetkę). W czasie tego utworu mój sąsiad siedzący obok wyszedł na kilka minut, w związku z tym miałam więcej miejsca na skakanie, machanie rękami i w ogóle celebrowanie ETS.
Gdy zaczęło się Never Let Me Down Again, przyznam szczerze, że myślałam, że zespół coś pozmieniał i że przesunął tę piosenkę do wcześniejszej części setlisty. W ogóle nie czułam upływu czasu, a energia fanów i zespołu była po prostu niesamowita. Śpiewając I'm taking a ride with my best friend mialam na myśli oczywiście DM i fanów, a never want to come down, never want to put my feet back down on the ground idealnie opisywało mój stan ducha, bo z całego serca chciałam, żeby ten koncert trwał i trwał. Łapki boskie, choć pod koniec już mi prawie odpadały, dzielnie się trzymaliśmy ;D
Pierwsze let's play master and servant... nie wyszło do końca, ale z każdym kolejnym razem było coraz lepiej, zrobiliśmy wrażenie i kiedy Dave się przyłączył, już myślałam, że stanie się cud i to usłyszymy. Niestety nie widziałam dokładnie twarzy chłopaków, więc może ktoś spod sceny opisze ich miny.
Bisy - już wspominałam o Dressed In Black - wspaniały, czysty wokal i Martin też był bardzo zadowolony z naszego wkładu i "ooooooh" Jedna jedyna rzecz mnie wybiła na chwilę z rytmu - mianowicie wielu wychodzących ludzi. Rozumiem, że niektórzy muszą się ulotnić wcześniej, ale takie odwracanie się na pięcie i opuszczanie hali podczas piosenki jest moim zdaniem nieco chamskie i kojarzy się z brakiem szacunku. Zawsze można wyjść w czasie przerwy. Cóż, ci, którzy opuścili halę w czasie DIB albo jeszcze przed, mogą żałować, bo stracili oprócz czterech piosenek także niesamowite - wręcz nie do opisania wg mnie - emocje podczas Personal Jesus.
Stripped i Behind The Wheel fantastyczne, zwłaszcza ten drugi utwór uwielbiam i dlatego byłam zachwycona, że mogę go usłyszeć na żywo. Przyznam, że obserwowałam dokładnie Martina i przypominało mi się wykonanie z Devotionala, które zachwyciło mnie już od początku. I na końcu Personal Jesus - chyba wszyscy dali z siebie wszystko, a reach out and touch faith przebiło okrzyki na Wrong, Enjoy The Silence, I Feel You i wszystkich innych. Trudno się dziwić Wspaniałe wykonanie od początku do końca, śpiew Dave'a, i gitara Martina (po prostu rewelacja...). Na ostatnim reach out and touch faith na pewno nie ja jedna ostatecznie zdarłam gardło i prawie wyplułam płuca, ale naprawdę - przynajmniej dla mnie - było to wspaniałe, mistyczne wręcz przeżycie, idealne na koniec koncertu. Jeszcze ukłon i szerokie uśmiechy - i już widowisko dobiegło końca. Myślę, że nie jestem jedyna, dla której całe to wydarzenie minęło szybko, zdecydowanie za szybko. Kiedy zapaliły się światła, nie chciałam wcale wychodzić z hali, dopiero przyjaciółka perswadująca mi, że potem otrzymanie z powrotem kurtek będzie graniczyło z cudem, zdołała wyciągnąć mnie z obiektu.
Wspomnienia, które najbardziej utkwiły mi w pamięci? Wejście zespołu na scenę, zmiany gitar Martina (biedny się nalata z tymi swoimi wiosłami ;D). Objęcia i miłe gesty Gahan-Gore, machanie się przód/tył na I Feel You, solówki gitarowe, refren na ETS. Martin śpiewający breathe podczas Home i give love, you've got to give love podczas Insight. Nasze fanowskie zawodzenie o-o-o-o-o-o-ooooo pod koniec Home (i reakcja Martina - na pewno było mu bardzo miło, chociaż widział i słyszał to już mnóstwo razy) oraz oooooh na Dressed In Black Again, to było niesamowite! Taki kontakt z Martinem, było cudownie. Uśmiech Marta (bodajże kiedy schodził ze sceny przed bisami?), który wyróżniał się spośród innych, bo był TAKI SAM jak na dawnych, spontanicznych zdjęciach, tak samo radosny, młody i szczery. Oczywiście łapki na NLMDA. Personal Jesus, wykrzyczane reach out and touch faith + tysiące rąk w górze, i ukłon.
Nie wiem, czy komukolwiek zechce się to przeczytać, tym bardziej, że moja relacja jest dosyć chaotyczna - ciągle jeszcze mam tysiące obrazów przed oczami i dźwięków w uszach. Czekam na bootleg (mam nadzieję, że za jakiś czas pojawią się na forum jakieś linki), bo zapewne wtedy wszystko się uporządkuje i być może usłyszę rzeczy, których pod wpływem emocji nie wyłapałam Zapewne też co niektórych 'starych wyjadaczy' zdziwi mój entuzjazm i zachwyt (bo jak widzę po wypowiedziach, nie każdego porwała ta atmosfera), ale jestem depeszką od dosyć niedawna i to był mój pierwszy koncert, który długo stał pod znakiem zapytania - dlatego przeżyłam go na 101%