Ja Wam teraz cos powiem Bylem w pl od niedzielido wczoraj. Wracam a tu niespodzianka w domu od zony. Wersja de luhs Jeszcze nie obejrzalem porzadnie, tylko tak z grubsza i juz mi sie spodoblo
Na plycie nr 2 jest Fragile Tension - teledysk.
Tour of the Universe: Barcelona 20/21.11.09
- Czez
- Posty: 9037
- Rejestracja: 22 lut 2009 00:43
- Ulubiony utwór: Cala masa
- Lokalizacja: Glasgow
Re: Tour of the Universe - Live In Barcelona (DVD)
Enjoy The Silence
- stripped
- Posty: 11327
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
Łaaaaaał, to serio trza kupić.Czez pisze:Na plycie nr 2 jest Fragile Tension - teledysk.
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
- Rajca
- Posty: 6051
- Rejestracja: 02 wrz 2006 15:35
Do mnie przemawia bardziej fakt, iż płyta ta posiada opakowanie. E-we-ne-ment
- Czez
- Posty: 9037
- Rejestracja: 22 lut 2009 00:43
- Ulubiony utwór: Cala masa
- Lokalizacja: Glasgow
Dzwonil przed chwila do mnie znajomy i mowi, ze na Waiting For The Night Dave pomylil sie
Enjoy The Silence
- stripped
- Posty: 11327
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
No teraz już bankowo kupię chyba że wydadzą o tym ULTRA RARE NON-EDITED VERSION... to wtedy to kupię a nie tamto.Czez pisze:Dzwonil przed chwila do mnie znajomy i mowi, ze na Waiting For The Night Dave pomylil sie
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
- Czez
- Posty: 9037
- Rejestracja: 22 lut 2009 00:43
- Ulubiony utwór: Cala masa
- Lokalizacja: Glasgow
Poza tym chlopaki opowiadaja o smierci ojca Andiego i o raku Dave'a, sa tez nagrania z proby, ponadto Martin i Gordeano cwicza swoje kawalki no i jest mowa o doborze setlisty, jest mowa m.in. o The Sun And The Rainfall
Enjoy The Silence
- shodan
- Posty: 16511
- Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
- Ulubiony utwór: Halo
Wiem, że dla niektórych dodanie opakowania do DVD może być poważnym szokiem, podobnie jak obecność teledysku FT.
Ale wolałbym, żebyście napisali, czy w ogóle już owo DVD widzieliście i jakie macie wrażenia.
Ale wolałbym, żebyście napisali, czy w ogóle już owo DVD widzieliście i jakie macie wrażenia.
- Czez
- Posty: 9037
- Rejestracja: 22 lut 2009 00:43
- Ulubiony utwór: Cala masa
- Lokalizacja: Glasgow
Ja widzialem i jak dla mnie jest fajne. Oczywiscie sa rzeczy, ktore moglyby byc lepsze, zwlaszcza niektore ujecia, ale jako calosc, a w tym drugi dysk z wywiadami itp. jest po prostu dobre. Insight troche dziwnie wyglada, ale ujdzie. A propo pomylki w WFTN jest lekko zaraz po uplywie drugiej minuty.
Enjoy The Silence
- shodan
- Posty: 16511
- Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
- Ulubiony utwór: Halo
Im więcej słucham, tym bardziej mi się podoba.
Naprawdę bardzo dobra trasa.
Najważniejsze, że utwory są zazwyczaj w bardzo dobrych wersjach, bez zbędnego rozwlekania.
I podoba mi się, jak Gore brzęczy na gitarze.
NLMDA wcześniej ująłem w minusach, ale teraz stwierdzam, że jest w porządku. Może niepotrzebnie tylko wkręcili tam w środek aggro mix.
Naprawdę bardzo dobra trasa.
Najważniejsze, że utwory są zazwyczaj w bardzo dobrych wersjach, bez zbędnego rozwlekania.
I podoba mi się, jak Gore brzęczy na gitarze.
NLMDA wcześniej ująłem w minusach, ale teraz stwierdzam, że jest w porządku. Może niepotrzebnie tylko wkręcili tam w środek aggro mix.
- Czez
- Posty: 9037
- Rejestracja: 22 lut 2009 00:43
- Ulubiony utwór: Cala masa
- Lokalizacja: Glasgow
A nie, Aggro jest super, zawsze bylo
Enjoy The Silence
- Miri
- Posty: 968
- Rejestracja: 10 maja 2010 21:00
- Ulubiony utwór: Everything Counts
Wyciągnęłam spod choinki i już zdążyłam zobaczyć. Powiem, że mam mieszane odczucia.
Z jednej strony fajnie, pięknie i w ogóle. Ten początek ze "zwiedzaniem" miejscówki koncertu był świetny (nawet mi się trochę ze "101" kojarzył), podobnie jak te wszystkie niespotykane ujęcia z gitary Gore'a i zza scenografii (telebeamów? nie wiem jak to nazwać) - wniosło to trochę świeżości, dobrze wyszło i bardzo się cieszę, że montażem chyba zajął się ktoś inny niż w Live in Milan, bo te wszystkie udziwnienia podczas w.w. były męczące i po prostu robione na siłę.
Muszę przyznać, że koncert ten był bardzo... estetyczny. Brak tu takiego chaosu jak zwykle (może to tylko moje skojarzenia) i bardzo podobały mi się wizualizacje, które wniosły coś świeżego.
Gorzej jeśli mowa o wykonaniach piosenek. Od kilku(nastu?) lat Dave śpiewa z jakąś dziwną manierą - może po prostu zmienił mu się głos a może to też jego wina. Na "Wrong" i "In chains" siedziałam jak na tureckim kazaniu i zastanawiałam się, czy kosmici nie porwali tego faceta i nie zostawili nam jakiejś podpuchy, bo to było nie do opisania. Na szczęście potem trochę się już rozśpiewał i rozluźnił, więc reszta brzmiała nawet znośnie. Nie mam za grosz tzw. "słuchu muzycznego" i nie potrafię tak jak niektórzy z was określić, co "osoby towarzyszące" skopały, a co nie, ale wydaje mi się, że brzmienie było raczej ok. Co do aranżacji, wygrywa u mnie "Personal Jesus". Podobało mi się to, że nie wyklepali tego tak jak zwykle i odświeżyli trochę ten wstęp, który po prostu sprawił, że opadła mi szczęka. "Home" trochę delikatniejszy niż zwykle, ale w takiej konwencji też wpada w ucho - a te komentarze Dave'a pod koniec i to dyrygowanie... Świetne. Widać, że DM chyba chcieli trochę urozmaicić tę zabawę, bo dodali jeszcze "Dressed in black". Nie wiem, czy jest to naprawdę taka perełka, jak sądzą niektórzy, z którymi rozmawiałam na ten temat, ale wykonanie było bardzo emocjonalne - taki powrót do przeszłości i czasów, kiedy Martin był chodzącą perwersją (choć nieśmiałą) a Dave prezentował idealne lotnisko na głowie.
Co do samego setu - to samo, co zwykle a może nawet mniej. Nudzi mnie już siedmiominutowe wykonanie "Enjoy the silence" niczym nie różniące się od tego, co kilka lat temu w Milanie czy w Paryżu, nawet solówka Gore'a jest ta sama. Jednak cóż można poradzić - dopóki nie zagraliby tradycyjnego "Enjoya", którego też pewnie mają już dość, nikt nie chciałby wyjść. "NLMDA" jest w sumie dobre ze względu na aggro, bo to nadaje trochę poweru temu spektaklowi, w którym każdy wie, co się wydarzy - kiedy kto zacznie śpiewać, kiedy Dave zacznie machać rękami, kiedy publiczność się włączy... Rutyna, Panowie, zwykła rutyna. To Was kiedyś zgubi.
Spektakl Dave'a trochę stracił na spontaniczności. Może ktoś mu powiedział, że pewne rzeczy nie uchodzą już mężczyźnie z czterdziestoma ośmioma latami na karku, ale nie wiem, czy wyszło to na dobre. Nie brakowało jednak typowych elementów dotychczasowych występów - "drażnienie" (tak to sobie nazywam) Martina, machanie rękami, zginanie się wpół do śpiewania (boję się, że będzie miał przez to kłopoty z kręgosłupem), łapanie się za różne wiadome miejsca, okrzyki... Wszystko to było, ale jednak czuję pewien niedosyt, może przez to, że wszystko wyglądało na dokładnie zaplanowane.
Wygląd samego wydania DVD nawet dobry. Po takiej mieliźnie artystycznej, jaką zaprezentowała okładka SOTU, oprawa live'a jest czymś świeżym i dobrze z tego wybrnęli.
Bilansując - nie jest źle. Jeśli szukasz dobrego podsumowania wszystkiego, co DM mogą nam zaproponować na żywo, możesz skusić się na to wydanie. Jeśli natomiast masz już na półce ONIP i LiM, lepiej sobie odpuść, bo nic nowego tu nie wniesiono. Wszystko niby idealne, ale jakieś takie... bez duszy.
Z jednej strony fajnie, pięknie i w ogóle. Ten początek ze "zwiedzaniem" miejscówki koncertu był świetny (nawet mi się trochę ze "101" kojarzył), podobnie jak te wszystkie niespotykane ujęcia z gitary Gore'a i zza scenografii (telebeamów? nie wiem jak to nazwać) - wniosło to trochę świeżości, dobrze wyszło i bardzo się cieszę, że montażem chyba zajął się ktoś inny niż w Live in Milan, bo te wszystkie udziwnienia podczas w.w. były męczące i po prostu robione na siłę.
Muszę przyznać, że koncert ten był bardzo... estetyczny. Brak tu takiego chaosu jak zwykle (może to tylko moje skojarzenia) i bardzo podobały mi się wizualizacje, które wniosły coś świeżego.
Gorzej jeśli mowa o wykonaniach piosenek. Od kilku(nastu?) lat Dave śpiewa z jakąś dziwną manierą - może po prostu zmienił mu się głos a może to też jego wina. Na "Wrong" i "In chains" siedziałam jak na tureckim kazaniu i zastanawiałam się, czy kosmici nie porwali tego faceta i nie zostawili nam jakiejś podpuchy, bo to było nie do opisania. Na szczęście potem trochę się już rozśpiewał i rozluźnił, więc reszta brzmiała nawet znośnie. Nie mam za grosz tzw. "słuchu muzycznego" i nie potrafię tak jak niektórzy z was określić, co "osoby towarzyszące" skopały, a co nie, ale wydaje mi się, że brzmienie było raczej ok. Co do aranżacji, wygrywa u mnie "Personal Jesus". Podobało mi się to, że nie wyklepali tego tak jak zwykle i odświeżyli trochę ten wstęp, który po prostu sprawił, że opadła mi szczęka. "Home" trochę delikatniejszy niż zwykle, ale w takiej konwencji też wpada w ucho - a te komentarze Dave'a pod koniec i to dyrygowanie... Świetne. Widać, że DM chyba chcieli trochę urozmaicić tę zabawę, bo dodali jeszcze "Dressed in black". Nie wiem, czy jest to naprawdę taka perełka, jak sądzą niektórzy, z którymi rozmawiałam na ten temat, ale wykonanie było bardzo emocjonalne - taki powrót do przeszłości i czasów, kiedy Martin był chodzącą perwersją (choć nieśmiałą) a Dave prezentował idealne lotnisko na głowie.
Co do samego setu - to samo, co zwykle a może nawet mniej. Nudzi mnie już siedmiominutowe wykonanie "Enjoy the silence" niczym nie różniące się od tego, co kilka lat temu w Milanie czy w Paryżu, nawet solówka Gore'a jest ta sama. Jednak cóż można poradzić - dopóki nie zagraliby tradycyjnego "Enjoya", którego też pewnie mają już dość, nikt nie chciałby wyjść. "NLMDA" jest w sumie dobre ze względu na aggro, bo to nadaje trochę poweru temu spektaklowi, w którym każdy wie, co się wydarzy - kiedy kto zacznie śpiewać, kiedy Dave zacznie machać rękami, kiedy publiczność się włączy... Rutyna, Panowie, zwykła rutyna. To Was kiedyś zgubi.
Spektakl Dave'a trochę stracił na spontaniczności. Może ktoś mu powiedział, że pewne rzeczy nie uchodzą już mężczyźnie z czterdziestoma ośmioma latami na karku, ale nie wiem, czy wyszło to na dobre. Nie brakowało jednak typowych elementów dotychczasowych występów - "drażnienie" (tak to sobie nazywam) Martina, machanie rękami, zginanie się wpół do śpiewania (boję się, że będzie miał przez to kłopoty z kręgosłupem), łapanie się za różne wiadome miejsca, okrzyki... Wszystko to było, ale jednak czuję pewien niedosyt, może przez to, że wszystko wyglądało na dokładnie zaplanowane.
Wygląd samego wydania DVD nawet dobry. Po takiej mieliźnie artystycznej, jaką zaprezentowała okładka SOTU, oprawa live'a jest czymś świeżym i dobrze z tego wybrnęli.
Bilansując - nie jest źle. Jeśli szukasz dobrego podsumowania wszystkiego, co DM mogą nam zaproponować na żywo, możesz skusić się na to wydanie. Jeśli natomiast masz już na półce ONIP i LiM, lepiej sobie odpuść, bo nic nowego tu nie wniesiono. Wszystko niby idealne, ale jakieś takie... bez duszy.
- agent orange
- Posty: 107
- Rejestracja: 24 maja 2006 12:46
- Ulubiony utwór: Personal Jesus
- Lokalizacja: Gdańsk
Jari pisze:A strasznie inna , raptem 3-4 piosenki inne ewentualnie zamienione kolejnością. Wszystko co ten zespół nagrywa od kilku lat i firmuje swoim logo to jeden wielki odgrzewany ch*j z kopytkami. Ale widać to działa skoro konta rosną... Mimo wszystko szkoda... Kiedyś pisałem już, że ten pies nie zjada swojego ogona, on go wpier*ala w całości...
Gul ci skacze że nie Twoje konto, nie? I szlag trafia że taki rudy co ledwo gamę palcem wystuka, pławi się w funciorach a Ty bidoku taki zdolny i musisz tyrać na etaciku.. Nie obraź się, ale jak czasami Cię czytam, to wydaje mi się, że jakaś frustracja straszna z Ciebie wychodzi.. i bez urazy, jeśli uraziłem, to przepraszam.
PS. Fakt, wiem że to wkurza....
- Lucza
- Posty: 368
- Rejestracja: 11 wrz 2010 19:08
- Ulubiony utwór: Shake
- Lokalizacja: Tu i tam
Nie oszukujmy się, trochę prawdy faktycznie w tym jest, ostatnia płyta nie wnosi nic nowego i zaskakującego, kiedyś byli młodzi, potem dorastali, a w raz z nimi ich muzyka, to była prawdziwa pasja, teraz pewnie bardziej liczą się dla nich ich rodziny, bliscy, ten ogień przygasa powoli, w końcu nic nie trwa wiecznie, co nie znaczy, że na koncert bym już nie poszła, czy nie wysłuchała nowej płyty (jeśli taka jeszcze w ogóle powstanie), ich najlepsze lata jako zespołu skończyły się jakiś czas temu, teraz też pewnie bardziej skupiają się na własnych projektach solowych, co nie zmienia faktu, że niezmiernie cieszy mnie to, że nadal trzymają się razem i po tylu latach chce im się jeszcze robić cokolwiek w tym kierunku.
- shodan
- Posty: 16511
- Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
- Ulubiony utwór: Halo
Nie jestem tego taki pewien. Dopóki nagrywają utwory typu Corrupt, FT, czy TDS to znaczy, że nadal potrafią. Wszystko zależy od tego, w jaką stronę w przypadku ewentualnej kolejnej płyty zdecyduje się pójść Gore ze swoimi pomysłami.Lucza pisze:ich najlepsze lata jako zespołu skończyły się jakiś czas temu
Coś w tym jest. Mnie też nie we wszystkich utworach live jego wokal się podoba. Ale myślę, że to nie kwestia głosu, bo są utwory, kiedy brzmi naprawdę dobrze, jak dawniej. Jak to zauważył kiedyś Hien, Dave drze od paru lat japę nie wiadomo z jakiego powodu.Miri pisze:Od kilku(nastu?) lat Dave śpiewa z jakąś dziwną manierą - może po prostu zmienił mu się głos a może to też jego wina.
Jest wiele różnych utworów nawet na TOTU, gdy śpiewa generalnie bardzo fajnie, a nagle momentami na siłę próbuje skrzeczeć po swojemu myśląc, że to ładnie brzmi.
- Lucza
- Posty: 368
- Rejestracja: 11 wrz 2010 19:08
- Ulubiony utwór: Shake
- Lokalizacja: Tu i tam
Może to źle zabrzmiało, nie o to chodzi, że teraz ich muzyka mi się nie podoba i jest do niczego, ale wydaje mi się, że starsze kawałki trafiały bardziej do szerszego grona osób, sama też częściej słucham tych starszych.shodan pisze:Nie jestem tego taki pewien. Dopóki nagrywają utwory typu Corrupt, FT, czy TDS to znaczy, że nadal potrafią. Wszystko zależy od tego, w jaką stronę w przypadku ewentualnej kolejnej płyty zdecyduje się pójść Gore ze swoimi pomysłami.Lucza pisze:ich najlepsze lata jako zespołu skończyły się jakiś czas temu
- mintaj
- Posty: 4247
- Rejestracja: 18 maja 2010 20:22
- Ulubiony utwór: No na pewno nie somebody
- Lokalizacja: się biorą dzieci?
-
Kontakt
Strona WWW
Czyli chodzi ci o to, że kiedyś potrafi stworzyć hity, a w ostatnich latach stracili tą umiejętność? Bez przesady, przecież "Precious" to jeden z najbardziej rozponawalnych kawałków zespołu, "Freelove" często słyszę w radiu, "Wrong" i "Dream On" także nie przeszły bez echa... Może i nie mają takiego zapału jak na początku swojej kariery, ani pewnie nie nagrają już drugiego Enjoy'a (taki kawałek nagrywa się tylko raz w karierze), ale stanowczo ich najlepsze lata jeszcze nie upłynęły.
Za wszelkie wypowiedzi z mojej strony, poza tymi którymi mógłbym kogoś urazić, najmocniej przepraszam.
Samozwańczy CEO forumowego fanklubu Sydney Sweeney oraz Depeszwizji.
DEPESZWIZJA 9 - EDYCJA IMIENIA TAMARY ŁEMPICKIEJ
STATUS: ZBIERAM GŁOSY
TERMIN - 5 KWIETNIA
Samozwańczy CEO forumowego fanklubu Sydney Sweeney oraz Depeszwizji.
DEPESZWIZJA 9 - EDYCJA IMIENIA TAMARY ŁEMPICKIEJ
STATUS: ZBIERAM GŁOSY
TERMIN - 5 KWIETNIA
- Lucza
- Posty: 368
- Rejestracja: 11 wrz 2010 19:08
- Ulubiony utwór: Shake
- Lokalizacja: Tu i tam
Drugiego takiego Stripped i NLMDA też już pewnie nie będzie, a tak w ogóle to mówię to o latach 2005 w górę, Exciter jest iście depeszowski.
- shodan
- Posty: 16511
- Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
- Ulubiony utwór: Halo
W sumie to można powiedzieć, że najlepsze lata mają za sobą jeśli wziąć pod uwagę fakt, że czasy się zmieniły, muzyka się zmieniła i choćby nawet wyszli z siebie, to już i tak nigdy nie będą tak popularni jak w latach 80-tych i 90-tych.
- Czez
- Posty: 9037
- Rejestracja: 22 lut 2009 00:43
- Ulubiony utwór: Cala masa
- Lokalizacja: Glasgow
Zapewne tak, ale nigdy nic nie wiadomo. Jesli nagraja nastepna plyte a producentem bylby Alan to mozna spodziewac sie wszystkiego.
Enjoy The Silence
NLMDA jest całkiem dobre... nawet lepsze niż na poprzedniej trasie.shodan pisze:No i wreszcie kupiłem i posłuchałem.
Na koncercie nie bylem, wiec w całości obejrzałem pierwszy raz.
I nie żałuje wydanych siedmiu dych.
Oczywiście, gdyby to ode mnie zależało wymienił bym wiele otworów z setlisty na inne, ale generalnie i tak jest dobrze.
Najlepsze utwory, to wg mnie
A Question Of Time - rewelacja przez duże R
Walking In My Shoes - jeszcze lepsze niż na płycie
It's No Good
Fly On The Windscreen
Home - mimo, że nie lubię akustyków, to Martin tak pięknie śpiewa, że naprawdę mi się podoba, choć i tak wolałbym wersje normalną
Stripped
Come Back - ten otwór w wersji live naprawdę sporo zyskuje
In Chains
Sister Of Night
World In My Eyes
Waiting For The Night - pięknie brzmią w duecie
Minusy
Wrong - fatalny wokal - tego utworu Dave nie powinien śpiewać na żywo podobnie jak John The Revelator
Dressed In Black
NLMDA
brak na DVD mojego ukochanego Fragile Tension
brak czegokolwiek z EXCITER
Do minusów dorzuciłbym jeszcze fatalne wykonanie Miles Away i akustyczne Home (wokal idealny, ale wersja z TTA bije ją na głowę)
O widzach już nie wspomnę... jedno słowo: trupy!
Ale coś mi mówi, że chyba kupię wersję 3-płytową...