Najlepsze flow albumu Depeche Mode

Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11326
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Najlepsze flow albumu Depeche Mode

Post 08 lis 2019 18:39

Wrzucam temat tutaj w nawiązaniu do mojej dyskusji z Dragonem nt. Delty i Spirit a konkretniej tego jak te płyty są poukładane, jak rozłożone są akcenty na albumie itd itp. Piszę to tutaj bo nie chodzi mi o żadne rankingi czy głosowania a dyskusję.

Czy ma dla Was w ogóle znaczenie kolejność utworów na albumie i czas jego trwania? Który z albumów Depeche Mode wg Was najlepiej wypada pod tym kątem?

Dyskutujmy!
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Czez
Posty: 9036
Rejestracja: 22 lut 2009 00:43
Ulubiony utwór: Cala masa
Lokalizacja: Glasgow

Post 08 lis 2019 22:19

Zapodajcie sobie jakis album i wybierzcie sobie opcje przypadkowego odtwarzania. Ja tak czasami robie.
Enjoy The Silence
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21490
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 09 lis 2019 11:35

Wypowiem się szerzej jakiś na dniach. Temat ważny i ciekawy.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11326
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 09 lis 2019 19:24

Dobra, to ja zacznę może.

Ja tam przywiązuję sporą wagę do tego jak poukładany jest album i ile czasu trwa. Moim zdaniem dobry album lepiej żeby pozostawiał niedosyt niż miał się przejadać, więc nie powinien być zbyt długi i to może też powód dla którego nie jestem takim fanem Excitera czy SOTU bo oprócz nienajwyższej jakości utworów są to albumy dość długie (ok. godziny czasu). Czas albumów wydłużał się wraz z popularyzacją formatu CD i od lat 90 widać wyraźny trend wydłużania się albumów DM. Średnio uważam że te 45 minut to taki optymalny czas dla albumu i w tych granicach oscylują Violator czy SOFAD a albumy z lat 80 są nawet krótsze.

Kolejność ułożenia utworów też swoje robi moim zdaniem, lubię kiedy na albumie obok siebie ląduje kilka podobnych numerów, wtedy łapie się taką falę podczas słuchania ale lepiej kiedy trwa to max 3 utwory i klimat się zmienia. Wiadomo jednak że kontrastów czasem nie da się uniknąć i tak lądują na płycie obok siebie utwory o całkiem innych tempach i klimatach. Kiedyś np. nie mogłem zrozumieć co ich podkusiło żeby po takim Waiting For The Night wchodziło Enjoy The Silence - ja słuchając Violatora na słuchawkach często przysypiałem na tym pierwszym i budziłem się z wejściem Enjoya, dopiero po czasie zrozumiałem w czym rzecz - ułóżenie to ma zupełnie inny sens kiedy mamy do czynienia z płytą winylową bo WFTN kończy stronę A a Enjoy otwiera stronę B albumu. Tak więc pauza w tym miejscu jest naturalna w przypadku winyla a na cedeku można doznać wstrząsu :D od tamtej pory patrzę nieraz na starsze albumy pod kątem oryginalnego podziału na strony A i B i rozumiem więcej (podobne zjawisko, kiedyś dla mnie niezrozumiałe miałem w przypadku albumu "I Want You" Marvina Gaye'a gdzie słuchając jej w mp3 obok siebie miałem interlude a potem intro, wydawało mi się to idiotyczne :D)

Tyle spostrzeżeń na razie, potem zabiorę się za wnikliwą analizę niektórych płyt jeszcze, piszcie co Wam przyjdzie do głowy w międzyczasie :)
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21490
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 09 lis 2019 19:31

Płyty Depeche Mode mają generalnie dobry flow i to z kilku powodów. Niezależnie od tego, czy to zasługa producenta, czy zespołu, ich albumy są spójne brzmieniowo.
Ważna też jest kolejność utworów i tak jak Mudżyn określił, rozłożenie akcentów. Jedyna płyta, która jest totalną porażką pod tym względem (i wiem, że pewnie nikt się ze mną nie zgodzi), to Music For The Masses. Kompilacja dobrych utworów (choć nie w najlepszych ich wersjach), fatalny album.
Jeżeli mam wskazać płyty DM zn najlepszym flow, to szczerze mówiąc mogę wskazać większość, ale takie najlepsze to Violator, Exciter, Black Celebration, Construction Time Again i Ultra.

Swoją drogą, a propos tego co napisał Mudżyn o umiejscowieniu Enjoya. Ja zaczynałem z DM na kasetach. I dla mnie większość płyt DM dzieli się na dwie części. I Violator dla mnie ma wyraźną pauzę między Waiting For The Night, a Enjoyem. Przerwę wymuszoną zmianą strony. Często sobie w tym czasie szedłem do kibla, albo zrobić coś do żarcia ;) Krótko mówiąc, w mojej głowie nadal ta przerwa istnieje. Podobnie między A Question Of Tima, a Stripped, czy między Lovetheme, a Freelove.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
Dragon
Posty: 7938
Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
Ulubiony utwór: Motyle
Lokalizacja: woj. wałbrzyskie

Post 09 lis 2019 20:14

Generalnie łatwiej jest mi się odnaleźć w świecie płyt pisanych pod winyle, mają swoje wstępy, zakończenia, odpowiednio zasygnalizowane przerwy. Jeśli płyta ma już ponad 70 minut to zaczynają się schody (chyba, że to jakieś podwójne wydawnictwa, koncertówki, albo po prostu koncepcja płyty wymaga jeszcze dłuższego czasu). Na szczęście w przypadku Dipeszów nigdy nie przesadzili z długością, ona zawsze jest jakoś uzasadniona - nie zdarzają się momenty wybitnie przedłużone.

Podobnie myślę w przypadku ilości utworów, nie mam swojego ideału pod tym względem, a płyty DM dobrze się bronią i tutaj. Albo jak na Ultrze są generalnie dłuższe, ale poprzerywane miniaturami, albo jak na Delcie są o zbliżonej długości, ale jest ich więcej.

Co do kolejności utworów na płycie... jako młodszy dzieciaczek lubiłem sobie "wycinać" lub "doklejać" utwory do płyt i słuchałem ich w taki pokrętny sposób. Dziś jestem bardziej wyrozumiały wobec artystów i gdy jakiś numer ewidentnie mi nie pasuje to po prostu go omijam, a pod koniec sięgam po jakieś inne, bonusowe nagrania. Nie zawsze mam czas słuchać całości, wtedy więc słucham w taki sposób, że gdy mam ochotę na jakieś konkretne kawałki, to słucham ich w swojej własnej kolejności. Dodatkowy plusik dla płyty, gdy moje ulubione kawałki idą po sobie, tak jak to jest w przypadku Excitera (np. pierwsze cztery) czy Spirytu (od Poison Heart / So Much Love do końca).

Ostatecznie jednak gdy słucham całości to trzymam się koncepcji artysty, wtedy rozumiem zamiar jak najlepiej. Chyba, że koncepcja wymaga słuchania w jakiejś wybranej kolejności, albo po prostu materiał jest tak podzielony, że to sam słuchacz musi sobie ułożyć kolejność od naturalnego początku do końca (Drawn and Quartered od Deadbeat np.)

Najlepsze flow mają te, które długością są zbliżone do tego, co może pomieścić winyl. Chlubnym wyjątkiem jest tutaj Spiryt, który mimo swojego młodego wieku też można tak potraktować. Wyjątkiem wybijającym się negatywnie jest wspomniany przez Hiena MFTM, który rzeczywiście sprawia wrażenie kompilacji. Od czapy pojawiający się Pimpf na końcu, nagła zmiana nastroju po Behind The Wheel, a potem jak gdyby nigdy nic powrót do Nothing... ze stroną A jest mniej problemów, ale też wcale nie jest tak rewelacyjnie jak chociażby na poprzednim Blacku.
stripped pisze:
09 lis 2019 19:24
Moim zdaniem dobry album lepiej żeby pozostawiał niedosyt niż miał się przejadać,
To mój problem z kobyłami z elektroniką trwającymi prawie 80 minut. Mniej zaciekawienia, więcej cierpliwości wymagają. Ale to tak poza DM.
Awatar użytkownika
shodan
Posty: 16511
Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
Ulubiony utwór: Halo

Post 09 lis 2019 23:38

Też zależy wszystko od tego, jaka jest dana płyta, czy się podoba czy nie. Czy się jej po prostu dobrze słucha. Przy słuchaniu prawie godzinnego Exciter albo Ultry nie nudzę się ani sekundy, w przypadku Delty już od Soft touch zaczynam odczuwać znużenie, bo wiem, że kolejne utwory w większości mnie mało interesują. Tak więc nie czas trwania jest najważniejszy wg mnie.
Z tym MFTM to może Hien rzeczywiście ma sporo racji. Utwory z osobna są dobre, ale ich ułożenie takie sobie.
Najbardziej przemawiał zawsze do mnie pod względem ułożenia Black Celebration i Violator. I te połączenia utworów BC-FOTW-AQOL też robią swoje.
Właściwie Ultrze i Exciterowi też nie mam pod względem ułożenia utworów nic do zarzucenia.
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11326
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 16 lis 2019 09:43

Zanim przejdziemy do ewentualnego tematu na głosowanie chciałbym trochę podyskutować o konkretnych albumach, na ile są spójne i "płynne" w swoim przebiegu.

Zacznę od Playing The Angel, postaram się opisać go po swojemu w miarę prostymi słowami bez wchodzenia mega w techniczne konkrety a bardziej opierając się na moich odczuciach.

Pod kątem tempa utworów album przedstawia się tak:

A Pain That I'm Used To - średnie
John The Revelator - szybkie
Suffer Well - szybkie
The Sinner In Me - średnie
Precious - średnie
Macro - wolne
I Want It All - wolne
Nothing's Impossible - wolne
Introspectre - wolne
Damaged People - wolne
Lilian - szybkie
The Darkest Star - wolne

Nie jestem grafikiem ale próbując to przenieść na wykres wyglądałoby to mniej więcej tak:

... 2 3........................11........< szybkie
1....... 4 5..............................< średnie
............... 6 7 8 9 10 ......12...< wolne

Tak więc album rozpoczyna się dość energicznie, szybko wznosi się na wyżyny po czym tempo siada, poza wyjątkiem w postaci Lilian które wyrywa z letargu przed ostatecznym upadkiem tempa w ostatnim The Darkest Star. Przyznam że o ile początek albumu uważam za zgrabnie rozegrany tak wrzucenie Lilian tak randomowo na koniec albumu trochę psuje całokształt. Moim zdaniem mogli albo bardziej poszatkować album wg tempa albo już skleić Lilian do pierwszej części albumu i zrobić coś w podobie do albumu "Hounds of Love" Kate Bush - pierwsza część płyty (strona A winylu) to prawie same single i lekkie numery a druga część (strona B) to bardziej wymagające i wolniejsze numery (poza Jig of Life w sumie które jest jak Lilian na PTA). Ogólnie podoba mi się to że w większości przejścia tempa są płynne i stopniowe poza tą Lilian.

Przejdźmy teraz do analizy albumu pod kątem nazwijmy to "klimatu" utworów. Tu amatorsko posłużę się trochę kulinarnymi metaforami, podzielę utwory na "ostre", "słodkie", "gorzkie" i "mdłe". Ostre to numery pazurem, słodkie to komercyjne radiowe numery, gorzkie to cięższe smęty a mdłe to takie spokojne, raczej neutralne klimatem - nie mdły w sensie nijakości, nic obraźliwego.

A Pain That I'm Used To - ostro/gorzki
John The Revelator - ostro/słodki
Suffer Well - ostro/słodki
The Sinner In Me - gorzko-ostrawy (outro)
Precious - słodki
Macro - mdły
I Want It All - słodko/mdły
Nothing's Impossible - gorzki
Introspectre - gorzki
Damaged People - słodko/mdły
Lilian - słodko/gorzki
The Darkest Star - gorzki

Tu zróżnicowanie wypada podobnie jak w przypadku tempa, w pierwszej części albumu utwory ostrzejsze, w drugiej bardziej smętno gorzkie. Ale wychodzi na jaw miejscami słodycz analogowych syntezatorów i delikatnych gitar, najbardziej w Precious i Lilian, I Want It All czy Damaged People. Całość jednak uważam za dość spójną, mamy konkretne przejście od jednych klimatów do drugich a całość miejscami przeplata i spaja słodycz.

Oczywiście to tylko moje bardzo amatorskie spojrzenie ale chodziło mi o to by pisać w miarę zrozumiałym językiem, chętnie usłyszę co macie do powiedzenia na temat tej i innych płyt. Tyle na razie, nie chcę zabijać ścianą tekstu od razu pisząc więcej na raz 8-)
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Czez
Posty: 9036
Rejestracja: 22 lut 2009 00:43
Ulubiony utwór: Cala masa
Lokalizacja: Glasgow

Post 16 lis 2019 22:44

Fajnie sie to wszystko czyta co piszecie, ale to raczej temat nie dla mnie. Nigdy nie zwracalem uwagi na takie rzeczy. Utwory sa ulozone tak a nie inaczej i kropka. Nikt juz tego nie zmieni. Kiedys sluchalem kaset. Byla strona A i strona B, wiec byla naturalna przerwa w odsluchu. Tak samo jest z winylami. Obecnie wyglada to tak, ze cala dyskografie mam na plytach. Ale rzadko ich slucham. Jesli juz to czasami w samochodzie. Mam tez wszystko w kompie i w komorce. Slucham kawalkow na ktore mam w danym momencie ochote. Ponagrywalem tez swoje wlasne kompilacje i w zasadzie tych plyt slucham najczesciej. Czasami odpalam tez RMF DM i wtedy jest ciekawie bo nigdy nie wiadomo co uslysze za chwile. A propo, czesto odpalam sobie dyskografie z opcja losowego odtwarzania muzyki. I naprawde to jest fajne.
Zatem dla mnie takie zagadnienie jak flow w zasadzie nie istnieje. Jak kogos to bawi to fajnie, ale zapewne co czlowiek to gust :)
Enjoy The Silence
Awatar użytkownika
shodan
Posty: 16511
Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
Ulubiony utwór: Halo

Post 16 lis 2019 22:47

Jak ja w przeciwieństwie do Ciebie Czez nie znoszę słuchania muzyki randomowo.
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21490
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 16 lis 2019 22:53

Jak dzisiaj patrzyłem na tracklistę Violatora to zdałem sobie sprawę z tego, że już nigdy nie będę potrafił myśleć o tej płycie w taki sposób, jak np. o Spirit.
W mojej głowie płyta kończy się po Waiting For The Night i potem zaczyna znowu od Enjoy The Silence.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
Czez
Posty: 9036
Rejestracja: 22 lut 2009 00:43
Ulubiony utwór: Cala masa
Lokalizacja: Glasgow

Post 16 lis 2019 22:55

Ja tez slucham cale plyty, ale coraz to rzadziej. Zakladam wtedy sluchawy zeby nic ze swiata zewnetrznego nie zaklocilo mi odbioru i wtedy przenosze sie w inny wymiar.
Enjoy The Silence
Awatar użytkownika
Dragon
Posty: 7938
Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
Ulubiony utwór: Motyle
Lokalizacja: woj. wałbrzyskie

Post 17 lis 2019 01:22

Pochwycę temat PTA napoczęty przez stripped'a;
Tak więc album rozpoczyna się dość energicznie, szybko wznosi się na wyżyny po czym tempo siada, poza wyjątkiem w postaci Lilian które wyrywa z letargu przed ostatecznym upadkiem tempa w ostatnim The Darkest Star. Przyznam że o ile początek albumu uważam za zgrabnie rozegrany tak wrzucenie Lilian tak randomowo na koniec albumu trochę psuje całokształt. Moim zdaniem mogli albo bardziej poszatkować album wg tempa albo już skleić Lilian do pierwszej części albumu i zrobić coś w podobie do albumu "Hounds of Love" Kate Bush - pierwsza część płyty (strona A winylu) to prawie same single i lekkie numery a druga część (strona B) to bardziej wymagające i wolniejsze numery (poza Jig of Life w sumie które jest jak Lilian na PTA). Ogólnie podoba mi się to że w większości przejścia tempa są płynne i stopniowe poza tą Lilian.
Generalnie to zgadzam się do pewnego stopnia, a od pewnego już mniej. Faktycznie PTA zaczyna się mocno, by już w połowie zacząć coraz bardziej zwalniać. Najpierw mamy taki bardziej oczywisty, singlowy szał, który między wierszami jak dla mnie i tak mocno wskazuje na to, że taki stan długo nie potrwa. Precious i Macrovision to takie momenty przejściowe do świata bardziej intymnego, osobistego, balladowego. Od Introspectre to już tak naprawdę stoimy w miejscu, tylko krok po kroku przechodzimy z jednego lamentu do drugiego. Tak wsadzony Lilian to tylko zmyłka - celowo rozegrana, bo mimo tego mocnego rytmu tempo wcale nie jest jakoś specjalnie szybkie, szczególnie jeśli chodzi o wokale. Gdyby ten numer pojawił się wcześniej to ten wcześniej wspomniany efekt tak dobrze i w pełni by nie zaszedł. Jak dla mnie nie ma żadnego problemu z płynnością - to po prostu część płyty nie do słuchania w każdym nastroju. ;)
Tu zróżnicowanie wypada podobnie jak w przypadku tempa, w pierwszej części albumu utwory ostrzejsze, w drugiej bardziej smętno gorzkie. Ale wychodzi na jaw miejscami słodycz analogowych syntezatorów i delikatnych gitar, najbardziej w Precious i Lilian, I Want It All czy Damaged People. Całość jednak uważam za dość spójną, mamy konkretne przejście od jednych klimatów do drugich a całość miejscami przeplata i spaja słodycz.
Ja na PTA w ogóle nie potrafię odnaleźć słodyczy - która na SOTU jest wręcz oczywista momentami. Jak dla mnie tutaj przewija się przede wszystkim gorycz przeplata właśnie takim mdłym, trochę klaustrofobicznym, skrytym uczuciem. Te atmosferyczne, ambientowe fragmenty, które na Introspectre znajdują taki swój punkt kulminacyjny... ale najbardziej rzucają mi się do ucha końcówki Precious, I Want It All, mnóstwo fragmentów Darkest Star czy ten mostek przez zasadniczą rozpierduchą w The Sinner In Me.

To cholernie elektroniczna płyta, przestery gitarowe robią tutaj raczej za tło - co zawsze mnie śmieszy w przypadku Precious, gdzie na żywo Gahan wywołuje Martina do solówki, którą ma się kompletnie w dupie, bo całą robotę robi ta klawiszowa syntezatorowa partia.

Jak dla mnie na PTA nie ma więc jakiegoś niespójnego momentu - nawet ten paskudny Nothing znajduje dobrze swoje miejsce (choć produkcyjnie jest spieprzony po prostu...) ;)
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21490
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 18 lis 2019 08:22

Ciekawe, że akurat na warsztat wleciało Playing The Angel, bo to głównie ta płyta zmusiła mnie te 14 lat temu do myślenia na temat konstrukcji płyt w kontekście Depeche Mode. Kiedy analizuję sobie budowę trakclisty, zwłaszcza zwracam uwagę na to jaki jest przedostatni kawałek. I Lilian wpasowuje się tutaj doskonale, to jest taki ostatni oddech przed zanurzeniem się i pójściem na dno w The Darkest Star. Jeżeli miałbym coś zmienić, to ewentualnie wrzucić Introspectre jako outro (lub hidden track) do Lilian i bezpośrednie przejście w TDS. Może byłoby to zbyt oczywiste, ale kiedy Introspectre jest przed Lilian, to robi się trochę zbyt schizofrenicznie i ten kontrast jasne/ciemne zaczyna wymykać się spod kontroli.

Jeżeli chodzi o zamuanie na płytach DM, to moim zdaniem jest to typowy zabieg w Depeche Mode. Chyba szczytem tego jest Black Celebration gdzie na pierwszej stronie siedzą koło siebie 3 wolne kawałki, a na drugiej, prawie po sam koniec, para World Full Of Nothin i Dressed In Black tak bardzo zwalnia obroty, że New Dress powoduje taki efekt jakby w środku nocy jebła bomba. Ale to wcale nie jest złe. Ja nie uważam, że każdy album powinien być przy arytmetycznej precyzji zbalansowany tak żeby było szybkie/wolne, jak na szachownicy. To wcale nie jest dobre. Zresztą w muzyce (a zwłaszcza w kontekście Depeche Mode) nie można tak sprawy upraszczać, bo jeden wolny kawałek nie równa się drugiemu. I Want It All to kompletnie inny świat niż Macro, a Nothing's Impossible, to kompletnie inny świat niż oba wspomniane. Tymczasem wszystkie upchnięte są do kategorii "wolne". I co to tak naprawde mówi nam o tych kawałkach? Dirt jest wolniejszy od Breathe, ale który jest balladą? Spłycając analizę do wolne/szybkie, z premedytacją pomijamy różnorodność brzmienia tych piosenek i tego jak ta różnorodność wpływa na walory odbioru.

Temat jest ciekawy, więc imo dyskusję należy kontynuować.
Dragon pisze:
17 lis 2019 01:22
PTA nie ma więc jakiegoś niespójnego momentu - nawet ten paskudny Nothing znajduje dobrze swoje miejsce
Ale przejście z IWIA do NI jest jednak jednym z definiujących momentów płyty, daje fajny efekt "wow" i trudno o lepsze umiejscowienie tego drugiego.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11326
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 18 lis 2019 08:39

Nie wiem, jakoś tak PTA ma tak specyficzne flow że prosi się o analizę, chyba żadna inna ich płyta nie jest tak podzielona na część szybszą i wolniejszą. Próbowałem przy tej okazji ułożyć alternatywną tracklistę tego albumu ale no w sumie ciężko. Kilka wniosków się nasunęło:

Trudno o inny początek płyty niż APTIUT, w ostateczności mógłby otwierać stronę B, a nawet nie bo PTA to podwójny winyl więc to bez sensu. Koniec końców przymusowy otwieracz.

The Darkest Star próbowałem umieścić jako zamykacz połowy albumu, potem wrzucić Introspectre i otworzyć drugą połowę Suffer Well lub Johnem ale dziwnie jest odwracać bieg płyty i wrzucać hity pod koniec.

The Sinner In Me, Lilian i Nothing's Impossible to w mojej opinii idealne utwory "kontynuatory", czyli takie które nie otwierają ani nie zamykają ale pasują (zwłaszcza dwa pierwsze) jako nr 2 na albumie lub po prostu schowane za mocniejszym akcentem. Normują tempo lub klimat, dla mnie wyznacznikiem tu jest początek tych utworów, mają dość umiarkowane tempo i swoisty rozbieg nim wejdą w swój właściwy rytm.

Ballady Martina najlepiej mi pasowały wrzucane tak na 3/4 każdej połowy albumu, wyciszenie przed ostatnim numerem na koniec pewnego etapu (czyli takie nr 5 i 11 na albumie).

Teza z Instrospectre przed TDS ciekawa, muszę wypróbować. Taki początek końca :D
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21490
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 18 lis 2019 08:47

A Pain That I'm Used To ma tak naprawdę jeden aspekt, który czy ni go dobry otwieraczem tej płyty. Jazgot na początku. To jest shock value, które DM chcieli wtedy uzyskać i faktycznie w tej roli sprawdza się doskonale. Nie jest to może dobre nakreślenie klimatu całej płyty, bo ona wcale taka nie jest, ale to już ustaliliśmy w temacie o otwieraczach. Myślę, że akurat Pain ma wszystko co potrzeba, trochę jazgotu, energiczne tempo, energiczne wszystko, dobry popowy hook w refrenie (zadziwiające jak dużo lasek uwielbia ten kawałek, mimo tego rzygania na początku). Gdyby tego kawałka w ogóle na płycie nie było, to na miejscu openera widziałbym John The Revelator.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11326
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 18 lis 2019 09:01

Tak, zgadzam się. JTR, ewentualnie Suffer Well (chodzi o sposób w jaki się zaczynają). Dla mnie APTIUT jest esencją brzmienia PTA ;)
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21490
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 18 lis 2019 09:43

Niedługo to sobie osobne tematy dla każdej płyty założymy. Szkoda, że tak mało osób zabiera głos.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
Dragon
Posty: 7938
Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
Ulubiony utwór: Motyle
Lokalizacja: woj. wałbrzyskie

Post 18 lis 2019 23:41

Hien pisze:
18 lis 2019 08:22
eżeli miałbym coś zmienić, to ewentualnie wrzucić Introspectre jako outro (lub hidden track) do Lilian i bezpośrednie przejście w TDS. Może byłoby to zbyt oczywiste, ale kiedy Introspectre jest przed Lilian, to robi się trochę zbyt schizofrenicznie i ten kontrast jasne/ciemne zaczyna wymykać się spod kontroli.
Jak dla mnie to byłoby już zbyt unbalanced - końcówkę płyty dźwiga cała trójka równie mocno.
Ale przejście z IWIA do NI jest jednak jednym z definiujących momentów płyty, daje fajny efekt "wow" i trudno o lepsze umiejscowienie tego drugiego.
I o tym też mówię - podobnie mocny zryw jak z Pain'em na początku, tyle że tam jeszcze jest mnóstwo energii, a tutaj to już same przebłyski. Taka bezwolna, ostatnia nadzieja.
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21490
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 19 lis 2019 07:52

Mam tutaj cytat od Alana Wildera z jakiegoś Q&A
Anal pisze: Blue Dress - not really one of my favourites - hence penultimate track on LP (filler position). I would put it in the same bag as 'Get Right With Me' from 'SOFAD', in that we never really quite knew which way to go with it.
"penultimate track on LP (filler position)". Zgadzacie się z tym? Bo ja kompletnie nie.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn