We wrześniu pisałam:
Katiusha pisze: Ale na koncert nawet bym poszła żeby posłuchać wokalisty na żywo, gdyby nie chcieli tyle kasy za bilet.
Na koncert w końcu pojechałam, udało mi się bilet dorwać za darmo, koleżanki mnie namawiały bardzo i jakoś się tam dotoczyłam.
Muszę przyznać, że dupy mi nie urwało. Pominę takie rzeczy jak teatralność gestów, badziewne dekoracje czy gimbusiarskie szalone fanki (Rajca czułby się jak w niebie), bo akurat tego się spodziewałam i nie oczekiwałam cudów.
Nie wiem czy to wina akustyki hali czy to ich technicy zjebali sprawę, specjalistą nie jestem, ale moim zdaniem nie brzmiało to dobrze. Najbardziej słychać było perkę, później klawisze i gitara, dopiero po nich wokal, a smyczki to w ogóle gdzieś w tle, ledwo słyszalne.
Najlepiej zabrzmiały te piosenki w skromniejszych aranżacjach, czyli tam gdzie Teodora było słychać najlepiej, a wszelkie wynalazki muzyczne były zredukowane do minimum. Chciałam usłyszeć na żywo te kilka piosenek, które na płycie mi się spodobały i niestety trochę się rozczarowałam. Większość zrobili na jedno kopyto, miało być dynamicznie, typowo koncertowo, a wyszła jedna chu.jnia. Szkoda, bo facet naprawdę umie śpiewać, a to wszystko zepchnęło jego głos na dalszy plan.