Best of Forum (Edycja albumowa)

Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21808
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 29 wrz 2022 09:44

Czy w którejkolwiek recenzji Musiała nie pojawiło się jakieś odniesienie do Ghost Boxa?
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
shodan
Posty: 16778
Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
Ulubiony utwór: Halo

Post 29 wrz 2022 10:07

No jestem ciekawy i BoC i Sinatry. Szczególnie ten Frank chodził mi ostatnimi czasy po głowie.
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11539
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 29 wrz 2022 10:12

Jestem ciekaw co zapodasz. Opis masz gotowy to wrzucaj, ja jeszcze klecę.
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11539
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 29 wrz 2022 10:19

Zanim polecimy z recenzjami prosiłbym o krótki komentarz czy zostajemy z tymi albumami w tym temacie tutaj czy wydzielamy je do osobnego działu od tej pory?
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
devotional
Posty: 6445
Rejestracja: 26 lut 2005 18:00
Ulubiony utwór: Master And Servant
Lokalizacja: bezdomny

Post 29 wrz 2022 10:36

Hien pisze:
29 wrz 2022 09:44
Czy w którejkolwiek recenzji Musiała nie pojawiło się jakieś odniesienie do Ghost Boxa?
NIE.

Electric Light Orchestra - Discovery

https://www.youtube.com/watch?v=22nXyKz ... el=ELOVEVO

Dla odmiany ani hipsterski dream pop, ani ejtisy, a rok 1979 i bodaj najważniejsza dla mnie płyta w życiu (drugiej najważniejszej nie wrzucę, nie zrobię Wam tego, dostaniecie coś innego tej samej grupy, której nazwy teraz nie wymienię). Dlaczego najważniejsza? Bo to pierwszy album, który w pełni świadomie usłyszałem w swoim życiu w całości wiedząc, że to album, że tak się je muzykę i tak dalej i tak dalej. Rok 1995, może 1996? Panel kasetowy w wieży Sanyo, o której już kiedyś wspomniałem i taśma z Discovery. Czyja była? Mojej kochanej matuli, która fanką zespołu była od zawsze (w kontrze do Beatlesów, których nie trawiła i co z całym dobrodziejstwem inwentarza przekazała mnie - Jeff Lynne, frontman, wokalista i jedyny stały członek ELO powiedział kiedyś, że ELO startuje z miejsca, w którym Beatlesi skończyli i moim zdaniem są od nich lepsi o długości świetlne) i jest nią do dzisiaj. Jednocześnie Discovery było jedynym albumem, jaki posiadała w całości na własność, kasetę zakupiwszy jeszcze w jakimś 1986 za pierwszą w życiu pensję nauczycielki przedszkolnej na Rudzie Pabianickiej (nota bene mamy tę kasetę do dziś xD), więc nie mogłem zacząć od niczego innego. Dla mnie to jest album kompletny, nie dość, że świetny w odbiorze (produkt swojej epoki z soczystym rock'n'rollem, balladami i elementami disco), to jeszcze nie za długi (bez dwóch wbitych do playlisty króciutkich bonusów trwa niecałe 40 minut), dynamiczny, melodyjny, bez jednego choćby zapychacza, nie ma tutaj złych piosenek. Są gitary, pianino, klawisze, używane wówczas wyłącznie w studio żywe instrumenty smyczkowe, duet wokalny Lynne - Kelly Groucutt (basista, który później stał się frontmanem ELO MkII i nieszczęśliwie zmarł na atak serca jakieś 12 lat temu), koniec z syntezatorowym słodkopierdzeniem (przynajmniej na chwilę).

Miałem darować sobie notki biograficzne, ale ten zespół aż się o takową prosi, bo historię też mają pokręconą. Ich pierwsze płyty bardziej przypominały rocka progresywnego niż "gdziekolwiek nie zostawili swoją twórczość Beatlesi" (a pierwszy album ELO ukazał się dokładnie rok po Let It Be), potem dopiero dołożyli "roll" do reszty. No i po prostu dobry, chwytliwy pop. Fanbase wygenerowali błyskawicznie, mieli świetne dzieła w latach 70. (A New World Record, dwukrążkowe, monumentalne Out of the Blue czy wrzucone tu przeze mnie Discovery), świetne wejście w ejtisy płytą Time i nagle okazało się, że reszta grupy ma dość dyktatorskiego podejścia Lynne'a do... wszystkiego (gość poza właściwie jedynym kompozytorem i wokalistą był też producentem całego ich materiału, taki Smith z późniejszych czasów Kjurów). Odszedł Groucutt, odeszli smykowcy, odszedł aranżer i drugi gitarzysta. Oryginalne trio w składzie Lynne-Richard Tandy (klawisze)-Bev Bevan (pałker) wydało jeszcze dwie płyty - Secret Messages (mniej rocka, więcej ejtisowego popu) i Balance of Power (głównie... prawie synthpop; tu chyba nawet Bevana już nie było), po czym Lynne stwierdził, że ma dość. Z tym, że Groucutt i reszta renegatów dość nie mieli i chcieli dalej grać jako ELO. Groucutt miał jednak tego pecha, że dołączył do grupy trochę po jej założeniu i nie miał praw do nazwy. Miał je Bevan, który wrócił jako pałker. Grupa dorwała nowego klawisz-wokalistę Erica Troyera (który wygląda i brzmi jak biedawersja Hogartha z Marillion) i przyjęła nazwę... Electric Light Orchestra Part II. Wydali dwie płyty - po prostu ELO Part II i Moment of Truth w latach 90., ruszyli w trasę po świecie (chyba nawet 2), które wyprzedały się na pniu. Nowe piosenki śpiewał Troyer (który był głównym dostarczycielem nowego materiału) a stare Groucutt. Z tym, że po drugiej płycie i drugiej trasie Bevan stwierdził, że ma dość występów i odszedł... zabierając prawa do nazwy. Sądowa szarpanina skończyła się kolejną zmianą nazwy zespołu, tym razem na The Orchestra. W pewnym momencie z oryginalnego składu zostały już tylko 3 osoby - Groucutt, skrzypek Mik Kaminski i aranżer Louis Clark (który wreszcie miał co robić poza studio, bowiem to ELO Part II dopiero wprowadziło pełnoskalową orkiestrę na scenę przy występach na żywo - Clark robił za ich dyrygenta). Przyjęto nowych ludzi i w 2005 ukazał się ostatni album studyjny zespołu, No Answer. Ale wszyscy przyznawali, że był zrobiony trochę na odpiernicz, bowiem najważniejsze były występy na żywo. I dobrze, bo robili je fenomenalnie, moim skromnym zdaniem.

W 2008 roku zagrali w Polsce (jako Electric Light Orchestra - Former Members) w Sali Kongresowej jeszcze z Groucuttem jako głównym frontmanem, i był to jeden z najlepszych koncertów jakie widziałem. Było mnóstwo energii, zagrali masę hiciorów (niestety, nic z albumów Part II, które nie były bardzo złe, powiem więcej, Moment of Truth jest lepsze dziesięciokrotnie od Balance of Power), był hałas i chaos, ale było naprawdę świetnie. Kiedy byłem dzieciakiem i słuchałem Discovery po raz pierwszy w życiu miałem w sobie przekonanie, że muzycy to ludzie nie tylko doskonale utalentowani i wręcz wybitni, ale też rekrutują się jedynie spośród kierunkowo wykształconych (Lynne był totalnym samoukiem), to jakby inny świat, do którego nie ma się żadnego dostępu. O koncertach wiedziałem tylko tyle, że się odbywają, ale wydawało mi się, że bilety na nie są okrutnie drogie i pewnie nigdy się na takim nie znajdę, w ogóle muzyka to rzecz dla wybranych, skoro kaseta magnetofonowa kosztowała wówczas moją mamę 1/4 pensji. Było to więc dla mnie swego rodzaju spełnienie marzenia z czasów gówniarskich (w 1995 roku miałem 6 lat), nawet nie DM ponad 2 lata wcześniej, czy Simple Minds, czy nawet free koncert Alphaville (na którym przypadkiem byliśmy razem z Hienem, ale on wtedy nie wiedział o moim istnieniu), ale WŁAŚNIE ELO. Było to dla mnie okrutnie symboliczne, bowiem kilka miesięcy przed tymże koncertem sam oficjalnie "dołączyłem do grona muzyków", kiedy z Bartinim nagraliśmy Burzę Nad Miastem jako Azbest. I nagle wszystko było na wyciągnięcie ręki. Była to też jedyna sposobność na zobaczenie Groucutta żywego, bowiem rok później nagle zmarł. Zespół kontynuował działalność i w 2009 roku byłem jeszcze na dwóch ich koncertach (w tym na jednym w Atlas Arenie w Łodzi), ale hype train trochę wyhamował. To nic, w końcu to ELO. Grali jeszcze albo do niedawna albo wciąż grają, trochę się już pogubiłem w używanym przez nich obecnie nazewnictwie.

Z perspektywy hardcore fanów ważniejsze było, że - po one-off albumie Zoom z 2001 - Lynne na pełnej reaktywował ELO (teraz pod nazwą Jeff Lynne's ELO) i w 2015 oraz 2019 wydał kolejne albumy. Do Polski się nie wybierał, ale miał być koncert w Berlinie w czasie pandemii (odwołany, nieprzełożony), na który mój brat zaprosił moją mamę (mnie też proponował, ale koszt biletu to jakiś odjazd), żeby sama mogła zobaczyć tę legendę na żywo. Bo Lynne to jest legenda, człowiek-instytucja, zadufany w sobie buc, który jednocześnie stworzył potężny kawał brytyjskiej sceny muzycznej, pisał hity, występował chyba wszędzie, robił soundtracki do musicali (Xanadu <3), wymyślił supergrupę Travelling Wilburys z Orbisonem, Harrisonem i Pettym, dostarczył mi masę muzycznych przeżyć i wspomnień. Nie napiszę Wam, który utwór na Discovery jest moim ulubionym, bo... każdy jest moim ulubionym. Confusion, Need Her Love, fenomenalne Last Train to London, Wishing, trochę bekowe Diary of Horace Wimp, wdeptujące w ziemię Don't Bring Me Down. No i oczywiście mój ulubiony z czasów dzieciaka - Shine a Little Love, które było zresztą piosenką na pierwszy taniec mojego brata i jego żony na ich ślubie (tutaj nadmienię, że nie znam większego psychofana ELO niż mój brat, zna absolutnie wszystko od nich, jest też zafascynowany Part II do tego stopnia, że ściągał z RPA i Brazylii ostatnie kopie jakichś bootlegów video - wliczając w to taśmy VHS, a mówię o roku 2011 xD - z ich występów WSZĘDZIE), co dało nieco kliszowy, ale mimo wszystko sympatyczny obraz przechodzenia pokoleniowego odbioru dzieł kultury. Do Discovery wracam często. Żadna inna ich płyta nie ma dla mnie takiego charakteru i żadna nie jest tak dobra od początku do końca. Mogę siedzieć w synthpopie, fascynować się ejtisami, hipsterskim pierdograniem, TAC i tym podobnymi, ale Discovery for life kurde. To jest... music complete (LOL), zapraszam do odtrutki na Musiał-core (poprzez obcowanie z Musiał-hardcore).
Dialog jest językiem kapitulacji. ~Fronda.pl
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11539
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 29 wrz 2022 10:41

Nie pasowało mi jakoś wchodzić po Sinatrze, za wcześnie też, teraz wypadne na drugą połowę miesiąca raczej, bliżej Halloween to fajnie, myślę że ta płyta pasuje na okres od października do marca nawet.

Fever Ray - Fever Ray
(2009)

Dochodzimy do tego etapu dyszki kiedy zaczynam wyjeżdżać z moimi najlepszymi łakociami. Fever Ray to założony w 2009 roku solowy projekt Szwedki Karin Dreijer znanej wcześniej z electropopowego duetu The Knife w którym wystepowała ze swoim bratem Olofem. O ile The Knife nigdy w sumie nie słuchałem tak o Fever Ray dowiedziałem się jakoś w 2009 chyba za sprawą singla When I Grow Up podesłanego przez mojego ziomka od tych różnych offowych klimatów. Zassałem album i... w sumie wkręciłem się w single z tej płyty jedynie. Reszta musiała poczekać na odkrycie parę lat. O ile muza pasowała mi do jesieni i klimatu z wideoklipu do When I Grow Up tak jeszcze lepiej zadziałała na mnie zimą 2012 roku, zagrała mi w głowie gdy wracałem zimową nocą z pewnej imprezy, było mroźnie a śnieg pięknie powolnie prószył z nieba, nie było wiatru, był klimacik. Wtedy ponownie wróciłem do płyty i łyknąłem więcej, przekonałem się do całości w sumie. Od tamtej pory uznawałem ten album za klasyk i wiedziałem że muszę go mieć.

Płytę ostatecznie dostałem jako prezent na urodziny, latem 2019 roku. Wtedy mając wkładkę do płyty dopiero na serio wgłębiłem się w teksty, poczytałem trochę o tej płycie i przyszło kolejne zaskoczenie bo okazało się że tematyka tekstów w większości dotyczy rodzicielstwa, czego bym się nie domyślił zważywszy na raczej chłodny czy miejscami nieco mroczny klimat tej muzyki. Karin Dreijer pisała teksty na ten album wkrótce po narodzinach jej drugiego dziecka co mocno wpłynęło na ten proces. Ja z kolei dostałem ten album wkrótce po narodzinach mojego syna co wpłynęło dodatkowo na mój odbiór gdy wracałem do płyty po latach. Niektóre z utworów opisują rzeczywistość z perspektywy zmęczonej matki, inne z kolei opisują rzeczy z perspektywy dziecka, bo narodziny dziecka to dla rodzica też czas powrotów do własnego dzieciństwa. Te odsłuchy przed trzema laty tylko ugruntowały i tak już mocną pozycję tej płyty w mojej bestce życia. Nie będę opisywał kolejnych utworów, całość brzmi raczej spójnie i prezentuje podobne chłodne elektroniczne klimaty. Karin na albumie sporo bawi się wokalem, balansując między swoim zwykłym kobiecym głosem a drugim modulowanym komputerowo, z którym brzmi niczym jakiś starzec (może wręcz jakiś stary szaman, zwłaszcza kiedy poogląda się jej wideoklipy i weźmie pod uwagę nieco mroczny i trochę magiczny klimat w nich zawarty). Co tu dużo mówić, ja uwielbiam brzmienie tej płyty i aurę którą Karin Dreijer przy współpracy z producentem - Christofferem Bergiem - tu wytworzyli (dlatego mocno propsowałem Berga i chciałem by pracował z DM, ostatecznie trafił on do ekipy przy produkcji Delta Machine ale pracował przy programowaniu urządzeń a nie jako producent). Dla mnie ten album jest wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju i to jedna z tych płyt kompletnych od produkcji po wokale, okładkę i wideoklipy. Karin Dreijer powróciła po latach pod szyldem Fever Ray z drugim albumem ale ten prezentował już inne brzmienie i inny świat, który do mnie nie przemawiał.
Myślę że niektórzy mogą ten album znać a kto nie zna ten trąba, dla mnie nadal pozostaje ostatnim największym odkryciem w kwestii elektronicznego popu, nic od tamtej pory nie wywarło na mnie takiego wrażenia. Podsyłam Wam go w wersji deluxe (o której istnieniu nie wiedziałem do momentu kiedy na sprezentowanej mi płycie nie odkryłem dwóch dodatkowych utworów nie wymienionych na okładce, to dwa covery, jeden z nich to cover utworu Nicka Cave'a).

Zapraszam do zaczarowanego świata Fever Ray :)

https://youtube.com/playlist?list=PL9wm ... SNtncs6G3T
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21808
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 29 wrz 2022 10:46

Jak nas znam, to Twoja wrzuta wleci w listopadzie.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
shodan
Posty: 16778
Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
Ulubiony utwór: Halo

Post 29 wrz 2022 10:47

Pewnie Cię stripped nie zaskoczę znowu. A chciałbym, bo chętnie dla odmiany po Birdy, Sundfor i Keys wrzuciłbym coś innego, ale już się od Was nauczyłem, że wybory determinuje pora raku. Więc najwyżej ponarzekacie, że kolejna z rzędu pani.

Taylor Swift – folklore


Ten album musiał się znaleźć w tym zestawieniu. Czekałem tylko na odpowiednią porę, bo nie chciałem popełnić błędu jak z In Winter Melui, kiedy to album wybitnie zimowy zapodałem… wiosną.
Album folklor co prawda ukazał się w lipcu, ale dla mnie to taka typowo jesienna płyta. Sam ją zresztą poznałem jesienią i do tej pory roku mi najbardziej pasuje.
Folklore to ósmy studyjny album TS. Jego wydanie ogłosiła zaledwie na 16 godzin przed premierą, co było dla wszystkich ogromnym zaskoczeniem.
Pamiętam, że 2 lata temu z kawałkiem przeszukując playlisty na YT w poszukiwaniu nowych wrażeń bardzo się irytowałem, że wszędzie pełno było Swift. Znałem jej ze 3-4 hity i chociaż te utwory mi się nawet podobały, to myślałem, że to taka młodzieżowa gwiazdka nie dla mnie. Ale w końcu uległem presji i włączyłem jakiś utwór mówiąc sam do siebie „no dobra, zobaczmy ile ta tak mocno promowana amerykańska gwiazda jest warta”. No i los chciał, że pierwszy utwór mi się z miejsca spodobał. Potem poszedł drugi, trzeci, czwarty i uznałem, że to jest całkiem spoko. Ściągnąłem 2-3 albumy. A że akurat robiłem remont salonu, to przy robocie te albumy ostro eksploatowałem. I naprawdę ta muzyka mi podeszła. Po zapoznaniu się dokładnie z popowymi i przebojowymi albumami Red, Reputation i Lover ściągnąłem i przesłuchałem folklore. I po pierwszym odsłuchu pomyślałem sobie „e to już nie to”. Bo ta muzyka była totalnie odmienna od tego, co nagrała wcześniej. I była totalnie w moim ulubionym stylu, tylko że ja w tamtym momencie jeszcze o tym nie wiedziałem. Ale już po dwóch kolejnych odsłuchach byłem pewien, że ten album to dla mnie strzał w dziesiątkę. Wszystko się zgadzało: wokalistka z bardzo przyjemnym głosem, klimatyczne i nastrojowe utwory, właściwie głównie żywe instrumenty z ogromną ilością mojego ukochanego pianina i piękne kompozycje.
Album ma 16 utworów, co dla niektórych może być za dużo. Szczególnie dla tych, którym muzyka nie podejdzie. No ale tyle jest i ja osobiście nic bym nie usunął, bo dla mnie nie ma tu słabszego utworu. Muzyka pasuje mi w 100%, więc długość działa tylko na korzyść.
Swift wirtualnie współpracowała z producentami Aaronem Dessnerem z The Nacional i Jackiem Antonoffem . Nagrała swoje wokale w domowym studiu, które zbudowała w swojej rezydencji w Los Angeles , podczas gdy Dessner i Antonoff pracowali odpowiednio w Los Angeles i Nowym Jorku.
Tak naprawdę sądzę, że stylistycznie ta muzyka nie jest może jakoś znacząco inna od jej niektórych dokonań. Miewała już utwory w podobnych klimatach. Tu sprawa rozbija się raczej o aranże. Zamiast mocnych bitów czy popowych aranżacji mamy stonowane akustyczne klimaty. Folklor jest muzycznie surowy i oszczędny. Album powstał jak pisałem w zaciszu domowym. Być może gdyby nie Covid-19 i powszechna izolacja, to taka intymna i klimatyczna płyta nigdy by nie powstała. Taylor zamiast nagrywać folklore jeździłaby z tourne po świecie promując album Lover. Na szczęście dla takich jak ja pandemia pokrzyżowała jej szyki.
Folklor to również zmiana na płaszczyźnie wokalnej. Nie ma tu wokalnych popisów czy fajerwerków. Jest wokalny minimalizm. Taylor śpiewa często używając dolnych rejestrów, co mnie bardzo się podoba. Jest ładnie i zmysłowo po prostu.
Już sama genialna okładka zachęca takich słuchaczy jak ja do posłuchania muzyki. Co może być dla takiego miłośnika przyrody jak ja większą zachętą, niż wokalistka na tle pięknego lasu? Oj sam wiele godzin przespacerowałem po leśnych ostępach z folklore w słuchawkach. To idealne warunki do słuchania tej muzyki.
A muzycznie na folklor jest niezwykle nastrojowo. Taylor i jej maleńka dwuosobowa grupka współpracowników udowadnia, że czasami mniej znaczy więcej.
Moje ulubione momenty na płycie to: przecudny wręcz August (mój ulubiony utwór TS, którego nie dałem właśnie w bestce utworowej ze względu na tę bestkę), singlowe Cardigan, My tears ricochet, Invisible string, Epiphany oraz niesamowity i przeszywający Exile zaśpiewany w duecie z Bon Iver. Ale inne utwory naprawdę nie odstają. To bardzo równa płyta dla kogoś, kto lubi takie klimaty.
Nie ukrywam, że folklore to zdecydowanie mój ulubiony album w dotychczasowym zestawieniu. Na bezludną wyspę na pewno bym go zabrał o ile miałbym chociaż 3 sloty.
Mam świadomość, że jej styl nie każdemu może przypaść do gustu. Dla niektórych będzie też pewnie przydługo. Ale mam nadzieję, że każdy chociaż cokolwiek z tego wyłowi dla siebie.

https://www.youtube.com/watch?v=nn_0zPA ... bH&index=8

Podstawowy album to 16 utworów.
Mam nadzieję, że tempo tej kolejki nie będzie tak wolne, żebyście musieli słuchać tego zimą. :/
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11539
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 29 wrz 2022 10:49

Jak wpadnę na listopad to też spoko. Gloomy.

Kurde shodan, liczyłem na evermore prawdę mówiąc ;( no ale może będzie podobne, one zdaje się jeden po drugim wychodziły.
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21808
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 29 wrz 2022 10:51

Wiesz Murzyn, że możesz evermore sobie sam posłuchać? Xd
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11539
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 29 wrz 2022 10:52

Wiesz że to nie to samo jak ktoś Ci zrobi fajne introduction?
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
shodan
Posty: 16778
Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
Ulubiony utwór: Halo

Post 29 wrz 2022 10:54

folklore w lipcu, a evermore w grudniu. To dosyć zbliżona stylówa, choć na evermore jest parę żwawszych utworów.
Poziomem te albumy są naprawdę blisko siebie.
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11539
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 29 wrz 2022 10:57

No zobaczymy. Wyjątkowo jak raz czekałem na jedną z Twoich śpiewających Pań bo jest pora na taką muzę a evermore okładką i numerem z bestki zachęcało.
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21808
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 29 wrz 2022 11:08

stripped pisze:
29 wrz 2022 10:52
Wiesz że to nie to samo jak ktoś Ci zrobi fajne introduction?
To poproś Shodana, na pewno Ci zrobi z radością.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11539
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 29 wrz 2022 11:10

Przyjdzie pora, a może nie będzie potrzebne. Może folklore siądzie i hurtem polecę evermore, kto wie.
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
shodan
Posty: 16778
Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
Ulubiony utwór: Halo

Post 29 wrz 2022 11:12

Opis z folklore w sumie pasuje i do evermore. To była jedna właściwie sesja nagraniowa.
Awatar użytkownika
shodan
Posty: 16778
Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
Ulubiony utwór: Halo

Post 29 wrz 2022 11:20

Tak w ogóle kurka wodna zapowiada się ciekawa kolejka jak widzę. Będzie czego słuchać w jesienne wieczory. :)
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21808
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 29 wrz 2022 11:21

Trochę na to liczyłem, że nie będzie przypadkowych płyt
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11539
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 29 wrz 2022 11:47

Do Discovery ELO chętnie wrócę, kiedyś jakieś słabe podchody robiłem, teraz rzetelnie trzeba będzie przysiąść. Są tam fajne numery.
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
shodan
Posty: 16778
Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
Ulubiony utwór: Halo

Post 29 wrz 2022 11:51

Nie znam tego albumu, ale okładka bardzo ładna.