Best of Forum (Albumy) vol. 2

Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21808
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 07 maja 2024 12:41

Pixies – Doolittle

Pixies, to zespół, który nie nagrał złej płyty. Nagrywali płyty mniej dobre, zwłaszcza przez ostatnie lata, ale to płyty przynajmniej ok, żadna nie jest chujowa. Natomiast „Doolittle” to jest album wybitny. Jest tu w zasadzie wszystko, za co kocha się ten band. Sam rzut okiem na tracklistę powoduje wzwód każdego fana. Kawałki są szalone, bezkompromisowe, krótkie, i generalnie takie jakie powinny być. Produkcja momentami mocno sterylna, ale większość kawałków na tym nie traci. „Debaser” i „Tame” to jeden z najlepszych otwierających duetów, jakie dane mi było słyszeć. „Wave of Mutilation” wchodzi w rejony przebojów. To był zresztą jeden z pierwszych kawałków Pixies jakie poznałem koło 2004 r., kiedy zacząłem się w nich wkręcać. Materiał poznawałem, jak często w tamtym czasie, z bootlegów, które zasysałem wtedy na potęgę. Słuchając tych numerów, od razu słyszy się dziesiątki innych, które jak grzyby wyrosły w twórczości innych zespołów, po deszczu pt. Pixies. Takie „I Bleed”, słychać praktycznie w co drugim utworze nagranym w pierwszej połowie lat 90-tych przez zespoły alt, grunge, itd. I jest to kawałek bardzo dobry. Kim Deal robi robotę w każdym kawałku basem, ale tutaj wyjątkowo tez wokalem (no ok, może nie „wyjątkowo”, ale „dodatkowo”). Ale cicho, bo nadchodzi król. „Here Comes Your Man”. Nie każdy umie w surf rocka, ale Pixies umieli, umieli w siusiak. Mało jest takich kawałków, które wprawiają mnie w tak dobry nastrój, a jednocześnie zarażają melodią. Frank Black ma taki wokal, że niektórzy mogą powiedzieć, że to jest złe, ale IMO to jest unikalny głos, który potrafi takie numery, jak ten, wynieść na wyższy poziom. „Dead” wraca w rejony mniej melodyjnych, ale bardziej bez kompromisowych brzmień, czasami się po prostu ma ochotę na takie coś, zwłaszcza kiedy człowiek jest czymś podkurwiony i musi szybko, ale sprawnie upuścić tego wkurwu inaczej niż waląc pięścią w ścianę. To jest chwilowy moment na takie granie, bo „Monkey Gone to Heaven” znowu chwyta refrenem. To jest taki misz-masz różności, dosyć ponurawy i post-punkowy, ale też meldoyjny.
Pavement na bank słuchali Pixies, to nawet nie podlega dyskusji, słychać to w tym kawałku mocno, jeśli się porówna z deliveringiem Stephena Malkmusa. Po „Mr Grieves” słychać, że coś tam podebrali od Albieniego, kiedy produkował im wcześniejszy album. „Crackity Jones”, kolejny wystrzał z pistoletu, ale trafiony i zatopiony. „La La Love You”, kolejny w moich ulubieńców, znowu rejony surf rocka i David Lovering na wokalu. Czemu ten facet nie zrobił kariery jako wokalista? Jest pięknie. Chaos kontrolowany, jakby wrzucali kolejne elementy bez słuchania, do czego je wrzucają. A pasuje wszystko idealnie. Podziwiam, jak te ostre wystrzały są przemieszane, melodyjnymi, wręcz popowymi kawałkami, a w ogóle nie tworzy to jakiegoś zgrzytu. „No 13 Baby” znowu trochę rżnięcia, ale w zwolnionym tempie. Zajebiste wokale Blacka i Kim. „There Goes My Gun” wjeżdża momentami w klimaty Badalamentiego z Twin Peaks. Ok, rytm trochę „Chłopaki nie płaczą”, ale to mnie nie razi w wykonaniu Pixies. Dobra, rozejść się. Wjeżdża „Hey”. Większość ludzi, którzy do tego momentu mieli jakieś problemy z Pixies, tutaj pęka. A jak nie pęka, to jest głuchy. Piękna piosenka od początku do końca. Ani jednej słabej, czy nawet gorszej od idealnej, sekundy. Samo solo już by mi wystarczyło, a to tylko kilkadziesiąt sekund. Joey Santiago, to jest gość. „Silver” daje po ryju. Nagły zwrot w kowbojów i nic się nie dzieje, niczego to nie psuje. Kim Deal nawiedza wokalem, numer lekkim przemieszaniem (Deal na akustyku, Lovering na basie). „Gouge Away”, kolejny „hit”, jeden z pierwszych numerów, które słyszałem. To taka pocztówka z napisem Pixies, zawierająca główne atuty zespołu: brzmienie, bezkompromisowość, melodie i vibe. Kończy się album, a ja zawsze po tych niecałych 40 minutach, czuję, że miałem do czynienia z czymś wspaniałym. Pixies w zardoku. Może i Mentos wrzucił „Violatora”, ale w tym wypadku to nie robi różnicy.

Kocham Pixies. Ok, mam ból dupy do nich za wywalenie Paz, kiedy myślałem już, że mają fajny, ograny skład na lata, no ale siusiak. Śmiesznie się składa, że akurat za miesiąc mija 10 lat odkąd widziałem Pixies na żywo. Zagrali wtedy 9 kawałków z „Doolittle”, 23 kawałki ogólnie, a to był set festiwalowy. Było zajebiście. Tak w zasadzie mówię po każdym czymś związanym z Pixies.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11539
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 08 maja 2024 16:10

To ja tylko tak z obowiązku przypomnę...

https://youtu.be/U2lFz0I7IR8?si=-URn9TMog6totc7r
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21808
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 08 maja 2024 16:12

Here comes your men
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
mintaj
Posty: 4425
Rejestracja: 18 maja 2010 20:22
Ulubiony utwór: No na pewno nie somebody
Lokalizacja: się biorą dzieci?

Post 08 maja 2024 16:22

Ja w sumie tylko napiszę, że jakoś mi określenie pop punk nie bardzo leży w kontekście Pixies
Za wszelkie wypowiedzi z mojej strony, poza tymi którymi mógłbym kogoś urazić, najmocniej przepraszam.

DEPESZWIZJA 13
STATUS: A CO MNIE TO, ROBERT PROWADZI
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11539
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 08 maja 2024 16:24

To dobrze że napisał to ktoś kto się NIE ZNA. Można zignorować ;]
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
mintaj
Posty: 4425
Rejestracja: 18 maja 2010 20:22
Ulubiony utwór: No na pewno nie somebody
Lokalizacja: się biorą dzieci?

Post 08 maja 2024 16:25

Przepraszam
Za wszelkie wypowiedzi z mojej strony, poza tymi którymi mógłbym kogoś urazić, najmocniej przepraszam.

DEPESZWIZJA 13
STATUS: A CO MNIE TO, ROBERT PROWADZI
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11539
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 08 maja 2024 16:26

To był skrót myślowy
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21808
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 08 maja 2024 16:27

pop post punk
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11539
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 08 maja 2024 16:28

poppy punk
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21808
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 08 maja 2024 16:32

pixie punk
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
devotional
Posty: 6445
Rejestracja: 26 lut 2005 18:00
Ulubiony utwór: Master And Servant
Lokalizacja: bezdomny

Post 09 maja 2024 12:02

Jedziemy

Pixies - Doolittle

Hmmm, trochę jestem wdzięczny Mintajowi, tak all in all, ponieważ słyszałem o tej płycie dużo i często, ale nigdy po nią nie sięgnąłem. Ani w ogóle za bardzo po Pixies. Dlaczego? Z kilku powodów, a główny był taki, że (chyba już o tym gdzieś wspominałem) u mnie w liceum była w pewnym momencie konkretna faza na Where Is My Mind, spowodowana głównie ficzerem tego kawałka na soundtracku do Tajemnic Smallville (nie wiem, nie oglądałem i nie zamierzam). Ta faza graniczyła z obłędem, w końcu i ja odsłuchałem ów numer i stwierdziłem, że meh, nie rusza mnie to za specjalnie. No, po prawdzie to nie byłem wtedy za bardzo za pan brat z amerykańską wczesną alternatywą. Miałem ciekawsze rzeczy do słuchania. Potem pewno moje warszawskie dziewczę potwornie się podniecało Hey (jest na tej płycie lol), ale wciąż nie czaiłem bazy, że tak to dziadowsko ujmę. No i przyszedł moment, że trzeba było posłuchać całości.

Album puściłem sobie w drodze powrotnej z Budapesztu przez Słowację do Warszawy, i muszę przyznać, że nic lepiej nie mogło do mijanego przeze mnie krajobrazu pasować lepiej. Północne Węgry są mało przyjemne, ale za to południowa Słowacja wygląda jak gówno. Nie chcę przez to powiedzieć, że ta muzyka to gówno, absolutnie (wręcz przeciwnie, bawiłem się świetnie), ale jakoś mi siadło oglądanie tego wszechobecnego zapuszczenia w towarzystwie Doolittle. Moi współpasażerowie nie podzielali mego optymizmu, ale nie mieli wyjścia (kto dzierży kluczyki dzierży muzykę). Już od pierwszych dźwięków Debasera wiedziałem, że to będzie, kurde, fajna podróż (muzyczna, ale nie tylko). Numer niespecjalnie długi, za to mocno energetyczny, z fajnie wykrzykiwanym tytułem, otwieracz jak się patrzy. Tame - jeszcze krósze - to ciekawy wybór na numer drugi, który sugeruje jakiś kompletny rozpier*ol na reszcie płyty, ma vibe wyjątkowo punkowy, aż by się pogować chciało. Wave of Mutilation przyniosło mi na myśl Blank Dogs, ładny wokal, melodyjne gitary... Przepraszam, że tak krótko o każdym numerze teraz, ale i numery krótkie, i album tak generalnie, a zdecydowanie bardziej czułem tę muzykę niż ją analizowałem. I Bleed pachnie mi trochę jakąś taką nonszalancją Maca DeMarco, wyłapuję tutaj także nuty Swansów, cokolwiek ciekawe. Taka swaggerska wyjebka w stylu Meat Puppets. Ale też potem się ładnie zagęszcza, łapało mnie za emocje... kurde, jeden z moich ulubionych na płycie. Here Comes Your Man to wiedziałem tylko, że było jakimś hiciorem, ale słyszę ten kawałek dosłownie pierwszy raz w życiu lol. Tu nie dość, że jest ostro amerykańsko, to jeszcze ciągnie wczesnym REM. O ile sama lekko twangująca gitara w refrenie brzmi nawet spoko, to reszta niestety pachnie tą "amerykanką", za którą niespecjalnie przepadam. Spodziewałem się sam nie wiem czego, wyszło mocno tak sobie. Rozczarowanko. Szczęśliwie dla mnie wchodzi Dead, które ciągnie tym przyjemniejszym obrazem US of fookin' A, znów jest bardziej pancurowo, jakoś tak angstowo, i w ogóle brzmi to jak kompletna improwizacja nagrana na setkę i przypadkiem wyszła fajnie (albo wcale nie przypadkiem). Monkey Gone to Heaven to kolejny utwór, który być może powinienem znać wcześniej, no ale nie znałem. Basik wziął mnie z miejsca, ładnie zakompaniowany lekkim klawiszem, potem klimatyczny refren, o, czemu tego nikt mi nie puścił te 17 lat temu, czemu musiałem słuchać Where Is My Mind? A już gitary tutaj są fantastyczne. No popłynąłem, wraz z drogą w tunelu z akacji zbliżając się powoli do Dunaju. Naprawdę super, wielki props. Mr. Grieves ciągnie z początku takim grubym reggae, że aż nabrałem ochoty na gieta. A potem wlatują te country-like gitary (tzn. tylko trochę country-like) i w zasadzie już nie wiem, czego słucham. Znów gitary przodują i wygrywają ten album dla mnie (so far). Crackity Jones to znów jakiś przypadkowy skit, który zamienia się w piosenkę na tyle dobrą, żeby ją wepchnąć na album. Tak jest, potrzebowałem więcej para-punku. Szkoda, że nie da się pogować w samochodzie. Gitary tutaj z kolei (wraz z tymi bębnami) przypominają mi mocno podobny (choć instrumentalny) przerywnik na jednej z wczesnych płyt tria Peter Bjorn and John (zanim poszli w hipsterskie indie) o wdzięcznym tytule Punks Jump Up. La La Love You jest przyjemnie groovy i... czy ja mogłem to gdzieś słyszeć? Być może, na jakimś soundtracku albo gdzieś, bo w radio raczej nie. Vibe amerykańskich teenage dramas przełomu lat 80. i 90. Tekst niemal tak skomplikowany jak w Moments in Love od Art of Noise, ale więcej nie potrzeba, kolejny kapitalny kawałek, kolejny element mojego "tegoalbumowego" Top 3. No 13 Baby... dlaczego ten numer nie jest 13 na płycie lol (moje OCD tego nie wytrzymuje). Ameryka intensifies, ale znowu w ten dobry sposób, kurde, po kolejnym (w tym momencie już trzecim) odsłuchu naprawdę zaczynam lubić ten krążek, kompletny luz w graniu, a jednocześnie z pomysłem. Dochodzenie kolejnych gitar po 2-giej minucie odpalałem kilkakrotnie. Tylko dla tego fragmentu, lubię takie zagrywki. W ogóle cała końcówka utworu jest świetna. There Goes My Gun to chyba najbardziej udana "miniatura" na Doolittle, aż szkoda, że to takie krótkie. No a potem nadchodzi hIt z wielkim I w środku, w postaci hEy, i, no co... mierzę się z tym po wieeelu latach (autentycznie, chyba ostatni raz słuchałem tego jakąś dekadę temu) i chyba za bardzo stare uprzedzenia we mnie siedzą, albowiem pojary... nie stwierdzono. Lub inaczej - wiem, że to bardzo subiektywne, ale na tle reszty płyty ten utwór po prostu blednie. Tu jest dużo więcej dużo fajniejszych kawałków, i o ile gitara na wejściu ma i przyjemne i wkręcające się brzmienie, to to jednak jest trochę za mało dla mnie. W sumie nie dziwi wybór tego kawałka na singla, ale obok Here Comes Your Man to chyba najsłabsze tutaj rzeczy. Trochę poleciało, bo musiało. Urgh, zostały dwa numery i na szczęście ratują sytuację. Silver ciągnie Ameryką na full, jakaś muzyka drogi z Midwestu. Mocno jankeski klimat albumu zamknięty w numer z duszą Dzikiego Zachodu, do którego na pewno będę wracał (jeśli nie byłem wcześniej pewien, czy będę chciał wracać do tej płyty, to po tym jednym już wiem, będę). Rolling credits na tle zachodzącego słońca i Marlboro Mana (choć ten źle skończył). Gouge Away robi za zamykacz i przyznam, że osobiście zamieniłbym ten kawałek miejscami z Silver (choć z drugiej strony, kiedy Diary of a Hollow Horse od China Crisis mogło się skończyć Age Old Need, to też wsadzili jako ostatni Back Home), nawet, jeśli dokonywałbym w ten sposób zbrodni. Co mogę więcej... no, fantastyczny numer. Ładnie motoryczny, znów doje*any bas, gitary na ostro w odpowiednich dawkach, pachnie mi zimną falą i jednocześnie grungem. Super, bravo, bravissimo! Słowacja od razu jakaś ładniejsza była.

No, to jestem wdzięczny Mętosowi za tę wrzutę, bo wreszcie mogłem posłuchać jednej z chyba ważniejszych płyt w historii muzyki tak w ogóle, od wykonawcy, do którego podchodziłem niby pies do jeża. I, jak to często ze mną bywa, byłem w wielkim błędzie. Może to pixiesowy Violator, ale w ogóle mi to nie przeszkadza, album zassany już we flaczkach, będzie regularnie odsłuchiwany. Może mi tylko za mało do wiosny pasuje, nieco za mało. Poza tym - WIELKI ZNAK JAKOŚCI, WIELKI KCIUK W GÓRĘ (dla Legi... znaczy, dla Szefa Depeszwizji).
Dialog jest językiem kapitulacji. ~Fronda.pl
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21808
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 09 maja 2024 12:04

devotional pisze:
09 maja 2024 12:02
(kto dzierży kluczyki dzierży muzykę)
Zawsze uważałem, że to chujowa zasada.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
devotional
Posty: 6445
Rejestracja: 26 lut 2005 18:00
Ulubiony utwór: Master And Servant
Lokalizacja: bezdomny

Post 09 maja 2024 12:05

Nie no, potem im oddałem radio, bo mieli dosyć Pixies xD Poza tym Ty zawsze masz u mnie dostęp do soundsystemu
Dialog jest językiem kapitulacji. ~Fronda.pl
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21808
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 09 maja 2024 12:07

Chyba, że akurat nie mam xD
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
devotional
Posty: 6445
Rejestracja: 26 lut 2005 18:00
Ulubiony utwór: Master And Servant
Lokalizacja: bezdomny

Post 09 maja 2024 12:12

Nigdy nie wygrasz, jeśli zawsze przegrywasz.
Dialog jest językiem kapitulacji. ~Fronda.pl
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11539
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 09 maja 2024 12:47

Jeśli mogę się wtrącić to O ILE SIĘ NIE MYLĘ to Hey nie było singlem
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
mintaj
Posty: 4425
Rejestracja: 18 maja 2010 20:22
Ulubiony utwór: No na pewno nie somebody
Lokalizacja: się biorą dzieci?

Post 09 maja 2024 13:04

Ale to nie zespół, tylko była Musiała decyduje
Za wszelkie wypowiedzi z mojej strony, poza tymi którymi mógłbym kogoś urazić, najmocniej przepraszam.

DEPESZWIZJA 13
STATUS: A CO MNIE TO, ROBERT PROWADZI
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11539
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 09 maja 2024 13:16

Skoro była Musiała słuchała to MUSIAŁ to być hit!
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21808
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 09 maja 2024 13:21

Odnoszę wrażenie, że w KAŻDEJ recenzji Musiała pojawia się ten fragment. A to jedna i ta sama laska.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
devotional
Posty: 6445
Rejestracja: 26 lut 2005 18:00
Ulubiony utwór: Master And Servant
Lokalizacja: bezdomny

Post 09 maja 2024 14:39

stripped pisze:
09 maja 2024 12:47
Jeśli mogę się wtrącić to O ILE SIĘ NIE MYLĘ to Hey nie było singlem
Na pewno było do tego wideo, oglądaliśmy je razem przynajmniej kilkakrotnie.
Dialog jest językiem kapitulacji. ~Fronda.pl