Best of Forum (Albumy) vol. 2
-
- Posty: 21715
- Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
- Lokalizacja: Sam's Town
Jak się Seba zesra na Talk Talk, to ja nie wiem...
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
-
- Posty: 4383
- Rejestracja: 18 maja 2010 20:22
- Ulubiony utwór: No na pewno nie somebody
- Lokalizacja: się biorą dzieci?
Ja bym prosił o czas do jutra jeśli to możliwe
Za wszelkie wypowiedzi z mojej strony, poza tymi którymi mógłbym kogoś urazić, najmocniej przepraszam.
DEPESZWIZJA 12 - EDYCJA IMIENIA SALVADORA DALIEGO
STATUS: ZBIERAM GŁOSY - 4/8
FINAŁ: 12 MAJA
DEPESZWIZJA 12 - EDYCJA IMIENIA SALVADORA DALIEGO
STATUS: ZBIERAM GŁOSY - 4/8
FINAŁ: 12 MAJA
-
- Posty: 11489
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
Myślę że w zaistniałej sytuacji
różnicy to nie zrobi
różnicy to nie zrobi
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
-
- Posty: 8124
- Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
- Ulubiony utwór: Motyle
- Lokalizacja: woj. wałbrzyskie
W tej sytuacji powinno się
-
- Posty: 11489
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
Powinno
Ale co zrobisz
Jak nic nie zrobisz
Ale co zrobisz
Jak nic nie zrobisz
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
-
- Posty: 4383
- Rejestracja: 18 maja 2010 20:22
- Ulubiony utwór: No na pewno nie somebody
- Lokalizacja: się biorą dzieci?
Talk-Talk - Laughing Stock (z ang. Gadu-Gadu - Śmiechu Warte)
Talk-Talk ostatnio dość często przewija się na tym forum, a skoro i przewija się na tym forum, to i siłą rzeczy przewija się na moich głośnikach. I jestem z tego powodu rad, polon i content, bo jest to zespół, który jednocześnie bardzo cenię i co do którego mam wrażenie, że nie poświęcam mu należytej uwagi.
Bo tak się składa, że znam ten zespół od lat i nawet płytę o której piszemy też w sumie znam od dawien dawna - RYM twierdzi, że od jesieni 2013, wierzę mu na słowo w takich przypadkach. Niby szanuję, niby wracam co jakiś czas, w latach 2014-16 to nawet częściej, ale mimo wszystko mam jakieś irracjonalne przeczucie, że za rzadko.
Z drugiej może to ten przypadek, w którym nie chcę sobie zepsuć wrażeń zbyt częstym obcowaniem? Być może, ale z trzeciej strony, najprawdopodobniej przez jakąs sugestię, dwie ostatnie płyty tego zespołu praktycznie zlewają mi się w jedną, na tyle, że po okładkach czy roku wydania nie rozróżniłbym, która jest która, nie mówiąc o kawałkach czy nawet treści muzycznej.
Ale mniejsza z tym, jak to mawiam i do sedna, jak to mawia... ktoś tam.
Z tą płytą mam generalnie problem ten sam, co z większością muzyki, którą uważam za dobrą tudzież lepszą - świetnie mi się tego słucha, gorzej opisać. Bo jak niby w sensowny sposób opisać takie MYRRHMAN? I to abstrachując od tego, że to mija się z celem, bo kto miał na tym forum to usłyszeć, to to już usłyszał?.
No ale spróbuję, bez popadania w banał i pisania o miniminalistycznej kompozycji, urokliwym klimacie czy tym podobne. W każdym razie urzeka mnie tu to że na tle bardzo urokliwego pasażyka dźwiękowego, przewijają się bardzo fajnie plumkające gitary. Mimo iż przesłuchałem o wiele więcej muzyki, niż przeciętny, zdrowy człowiek, nadal mam o niej chujowe pojęcie, ale mimo to nawet ja jestem w stanie dostrzec, że to PLUM robi tu robotę i sprawia, że przez te kilka minut mam wrażenie obcowania z czymś kapitalnym.
ASCENTION DAY opisałbym jako post-punkową wrzutę nagraną przez post-rockowy zespół. Jest tu ten słynny ANGST, jest gniew, frustracja i wyładowywanie negatywnych emocji, jest kapitalna gra sekcji rytmicznej i brudne gitary, ale to przytłumione brzmienie, faktycznie brzmiące jak coś puszczone w pomiesczeniu obok, nadaje tutaj charakterystycznego klimatu. Świetna rzecz i jeden z moich faworytów.
By odwzorować jakoś strukturę tego albumu, powinienem budować napięcie w poprzednim wpisie, spontanicznie przechodząc do AFTER THE FLOOD. Bardzo podoba mi się to, że po tej burzy i dawce intensywnych emocji wystrzelonych nam prosto w pysk, dostajemy coś kojącego i łagodnego. Śliczny, prosty motyw, urozmaicany równie uroczą gitarką i wokalem Hollisa. I KROPKA.
Potem wjeżdza TAPHEAD i... no cholera jasna! Kolejny kapitalnie urzekający w swojej prostocie kawałek. Jakie to jest niby proste: tu parę dźwięków, tam parę plumknięc, tu i ówdzież jeszcze jakaś zagrywka, a jest w tym MAGIA. Wspaniale budowany klimat, wspaniała, ekstatyczna wręcz końcówka i równie wspaniałe jest to, co po niej następuje, czyli ta minuta spokoju i wyciszenia.
W przypadku NEW GRASS w zasadzie mógłbym przekleić to, co napisałem ciut wyżej. Dzięwięć minut świetnej muzyki, wyborny, transowy klimat, wspaniała sekcja rytmiczna. Czuję tu wiosnę, katharsis, cholera wie co jeszcze i nawet się nie silę na jakieś wyrafinowane opisy, bo przy tego typu MUZYCE moja pisanina wypada żenująco i prymitywnie.
Album kończy RUNEII i jest to kompozycja będąca wręcz idealnym zwieńczeniem tej wspaniałej płyty. Chciałem napisać, że takie trochę lepsze Goodnight Lovers, ale nie napiszę, bo po prawdzie w kwestii muzycznej te kawałki nijak podobne do siebie nie są, bardziej to skojarzenie wywołuje u mnie ten "dobranocny" klimat. W każdym razie po tych dwóch długich i gęstych "kobyłach" wchodzi mi to bez popity.
Dobra, co ja tu będę pieprzyć jakoś - płyta jest świetna, ale pisanie o niej najzwyczajniej w świecie mija się z celem. Mało jest równie pięknych, klimatycznych i dobrych rzeczy w muzyce rozrywkowej co późne Talk Talk. Gdybym dawał oceny w punktach, to dałbym ich na pewno BARDZO DUŻO i jeszcze do tego znak jakości. Brać i słuchać!
Talk-Talk ostatnio dość często przewija się na tym forum, a skoro i przewija się na tym forum, to i siłą rzeczy przewija się na moich głośnikach. I jestem z tego powodu rad, polon i content, bo jest to zespół, który jednocześnie bardzo cenię i co do którego mam wrażenie, że nie poświęcam mu należytej uwagi.
Bo tak się składa, że znam ten zespół od lat i nawet płytę o której piszemy też w sumie znam od dawien dawna - RYM twierdzi, że od jesieni 2013, wierzę mu na słowo w takich przypadkach. Niby szanuję, niby wracam co jakiś czas, w latach 2014-16 to nawet częściej, ale mimo wszystko mam jakieś irracjonalne przeczucie, że za rzadko.
Z drugiej może to ten przypadek, w którym nie chcę sobie zepsuć wrażeń zbyt częstym obcowaniem? Być może, ale z trzeciej strony, najprawdopodobniej przez jakąs sugestię, dwie ostatnie płyty tego zespołu praktycznie zlewają mi się w jedną, na tyle, że po okładkach czy roku wydania nie rozróżniłbym, która jest która, nie mówiąc o kawałkach czy nawet treści muzycznej.
Ale mniejsza z tym, jak to mawiam i do sedna, jak to mawia... ktoś tam.
Z tą płytą mam generalnie problem ten sam, co z większością muzyki, którą uważam za dobrą tudzież lepszą - świetnie mi się tego słucha, gorzej opisać. Bo jak niby w sensowny sposób opisać takie MYRRHMAN? I to abstrachując od tego, że to mija się z celem, bo kto miał na tym forum to usłyszeć, to to już usłyszał?.
No ale spróbuję, bez popadania w banał i pisania o miniminalistycznej kompozycji, urokliwym klimacie czy tym podobne. W każdym razie urzeka mnie tu to że na tle bardzo urokliwego pasażyka dźwiękowego, przewijają się bardzo fajnie plumkające gitary. Mimo iż przesłuchałem o wiele więcej muzyki, niż przeciętny, zdrowy człowiek, nadal mam o niej chujowe pojęcie, ale mimo to nawet ja jestem w stanie dostrzec, że to PLUM robi tu robotę i sprawia, że przez te kilka minut mam wrażenie obcowania z czymś kapitalnym.
ASCENTION DAY opisałbym jako post-punkową wrzutę nagraną przez post-rockowy zespół. Jest tu ten słynny ANGST, jest gniew, frustracja i wyładowywanie negatywnych emocji, jest kapitalna gra sekcji rytmicznej i brudne gitary, ale to przytłumione brzmienie, faktycznie brzmiące jak coś puszczone w pomiesczeniu obok, nadaje tutaj charakterystycznego klimatu. Świetna rzecz i jeden z moich faworytów.
By odwzorować jakoś strukturę tego albumu, powinienem budować napięcie w poprzednim wpisie, spontanicznie przechodząc do AFTER THE FLOOD. Bardzo podoba mi się to, że po tej burzy i dawce intensywnych emocji wystrzelonych nam prosto w pysk, dostajemy coś kojącego i łagodnego. Śliczny, prosty motyw, urozmaicany równie uroczą gitarką i wokalem Hollisa. I KROPKA.
Potem wjeżdza TAPHEAD i... no cholera jasna! Kolejny kapitalnie urzekający w swojej prostocie kawałek. Jakie to jest niby proste: tu parę dźwięków, tam parę plumknięc, tu i ówdzież jeszcze jakaś zagrywka, a jest w tym MAGIA. Wspaniale budowany klimat, wspaniała, ekstatyczna wręcz końcówka i równie wspaniałe jest to, co po niej następuje, czyli ta minuta spokoju i wyciszenia.
W przypadku NEW GRASS w zasadzie mógłbym przekleić to, co napisałem ciut wyżej. Dzięwięć minut świetnej muzyki, wyborny, transowy klimat, wspaniała sekcja rytmiczna. Czuję tu wiosnę, katharsis, cholera wie co jeszcze i nawet się nie silę na jakieś wyrafinowane opisy, bo przy tego typu MUZYCE moja pisanina wypada żenująco i prymitywnie.
Album kończy RUNEII i jest to kompozycja będąca wręcz idealnym zwieńczeniem tej wspaniałej płyty. Chciałem napisać, że takie trochę lepsze Goodnight Lovers, ale nie napiszę, bo po prawdzie w kwestii muzycznej te kawałki nijak podobne do siebie nie są, bardziej to skojarzenie wywołuje u mnie ten "dobranocny" klimat. W każdym razie po tych dwóch długich i gęstych "kobyłach" wchodzi mi to bez popity.
Dobra, co ja tu będę pieprzyć jakoś - płyta jest świetna, ale pisanie o niej najzwyczajniej w świecie mija się z celem. Mało jest równie pięknych, klimatycznych i dobrych rzeczy w muzyce rozrywkowej co późne Talk Talk. Gdybym dawał oceny w punktach, to dałbym ich na pewno BARDZO DUŻO i jeszcze do tego znak jakości. Brać i słuchać!
Za wszelkie wypowiedzi z mojej strony, poza tymi którymi mógłbym kogoś urazić, najmocniej przepraszam.
DEPESZWIZJA 12 - EDYCJA IMIENIA SALVADORA DALIEGO
STATUS: ZBIERAM GŁOSY - 4/8
FINAŁ: 12 MAJA
DEPESZWIZJA 12 - EDYCJA IMIENIA SALVADORA DALIEGO
STATUS: ZBIERAM GŁOSY - 4/8
FINAŁ: 12 MAJA
-
- Posty: 21715
- Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
- Lokalizacja: Sam's Town
To PLUM, to był chyba moment definiujący mój związek z tym albumem, i to od razu na starcie. To PLUM jest jak wejście do domu po kilku dniach tułania się po obczyźnie, jak wejście pod kołdrę po całym dniu łażenia, itd. pierdu pierdu, ale to są te emocje. Comfort zone zamknięty w jednym PLUM. Mało znam zespołów, które takie czary robiły.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
-
- Posty: 11489
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
Hien obiecywał mi jakieś podsumowanie jeszcze ale coś zapomniał chyba...
Mam lecieć ze Stottem mistrzu?
Mam lecieć ze Stottem mistrzu?
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
-
- Posty: 21715
- Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
- Lokalizacja: Sam's Town
Podsumowanko takie, że o ile Smoka, Musiała i do pewnego stopnia Mentosa rigczu byłem pewien, tak zaszokowali mnie Murzyn i Wujas. Panowie wykatowali sobie ten album, szacun. Słuchajcie dalej, bawcie się dobrze, a tu lećmy z następną płytą.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
-
- Posty: 4383
- Rejestracja: 18 maja 2010 20:22
- Ulubiony utwór: No na pewno nie somebody
- Lokalizacja: się biorą dzieci?
Ja myślałem, że w związku z tym, że Hien podsumowywał niejako na biężaco, to lecim od razu
Za wszelkie wypowiedzi z mojej strony, poza tymi którymi mógłbym kogoś urazić, najmocniej przepraszam.
DEPESZWIZJA 12 - EDYCJA IMIENIA SALVADORA DALIEGO
STATUS: ZBIERAM GŁOSY - 4/8
FINAŁ: 12 MAJA
DEPESZWIZJA 12 - EDYCJA IMIENIA SALVADORA DALIEGO
STATUS: ZBIERAM GŁOSY - 4/8
FINAŁ: 12 MAJA
-
- Posty: 11489
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
Nie.
Lecimy.
Andy Stott i jego Too Many Voices
Lecimy.
Andy Stott i jego Too Many Voices
Dragon pisze:01 mar 2024 11:17Andy Stott - Too Many Voices (2016)
Talk Talk wymaga odpowiedniego otoczenia. Dla odświeżenia umysłów lepiej zarzucić czymś wyraźnie innym. Może i przez to Hien lekko popsuł mi szyki, ale z drugiej strony wydaje się, że znacznie lepiej wypadają kolejki mocno zróżnicowane stylistycznie. Z oczywistych względów nic nie wypadnie z głowy, gdy każda wrzutka z innej parafii. Pod tym względem taka opcja to najlepsze rozwiązanie.
Powrót do Stotta jest dość oczywisty. Wisi w poczekalniach zbyt wielu bestek, by nie dać mu kolejnej szansy. Pojedynczy kawałek musiał iść po Tauronie, to był jeden z lepszych setów muzyki klubowej jaki słyszałem na żywo. Połamane rytmy, bogaty zestaw inspiracji i korzeni, odpowiednia dawka basu. Do tego lekki wpływ wyrobów tytoniowych, satysfakcja gwarantowana. Lato 2022 trochę robi za podsumowanie wieloletniego zainteresowania muzyką Andy'ego. Wszystko zaczęło się jeszcze na początku liceum właśnie od Too Many Voices. To był czas, gdy bardzo mocno nadążałem za nowinkami. Często posiłkowałem się rankingami i sugestiami internetowego otoczenia, chyba tylko w przypadku klasycznej elektroniki już wtedy wybierałem i oceniałem bardzo konkretnie. Na pełnoprawne, dość zwarte pierwsze EPki czy płyty nie byłem gotowy. Najpierw niezbędny jest bezpieczny kontakt, zapodanie określonych gęstych patentów w przyswajalnej dawce. Po latach przestałem mieć problem z monotonią dubu czy charakterystycznym u wielu wykonawców reggae odciskiem w nagraniach. Zanim można było przegrzewać soundsystemy i sprawdzać wytrzymałość uszu, najlepsze było mocne przerzedzenie, eksperyment. Coś wyraźnie odchodzącego od kanonu, ale zawierającego dalekie wpływy klasyki.
Too Many Voices, czyli basowa elektronika przepuszczona przez galerię sztuki, kolaże Lopatina czy innych kasetowych wariatów i skromną paletę brzmień z końca lat 80'. Już widzę miny osób, które chcą rozbijać każdy kawałek na czynniki pierwsze. W sumie można, bo płyta jest jednocześnie urozmaicona (pomysły) i spójna (brzmienie), może komuś to ułatwi przegryzienie się. Czego tu nie ma? Jest instalacyjny kolaż na przywitanie (Waiting for You), coś w rodzaju radiowej odpowiedzi na potrzebę, której może nikt nie brał pod uwagę, ale w głębi duszy każdy na to czekał (Butterflies), potem dzikie pląsy pod dziwnie uduchowione tło (New Romantic). Z czasem zaskakuje mnie, jak wiele tutaj jest wokali. W zależności od potrzeb pełnią zupełnie inne funkcje, czego kulminację stanowi tytułowe zakończenie płyty. Po drodze czeka interesująca przygoda z rzeczami uciekającymi przed zaszufladkowaniem. Zrobi się zaskakująco muzakowo (First Night), wejdzie trochę zakłóceń i załamań (Forgotten), a potem... jeb obuchem w głowę, wrażliwcu (Selfish). Zostaje kolejna przerwa na kosmiczne medytacje (On My Mind), moment uśpienia przeciwnika (Over najsłabszy ze stawki), a potem całkiem konwencjonalna piosenka praktycznie zbudowana na wokalach i basie. Myślę, że Shodan będzie zadowolony.
Swoją przygodę z Too Many Voices zaczynałem od zderzenia z pstrokatym wprowadzeniem. Miałem opory (po osłuchaniu polubiłem tę lekko odstające od reszty zabawę), więc przerzuciłem się na najłatwiejsze, ale i jedno z lepszych na płycie Butterflies. Poza tym szczególnym uczuciem darzę New Romantic, Selfish i Forgotten. Gdzieś tutaj będzie najwięcej podobieństw do How It Was. Tytułowy numer dostać od was pewnie najwięcej ciosów, niestety będę musiał z tym żyć. Reszta jest w porządku, nudę przy Over nawet zrozumiem. Wbrew temu, co może tutaj paść w przyszłości, jestem przekonany, że to najlepsze, najspokojniejsze wprowadzenie do dyskografii Andy'ego.
Uwaga na boku: szanuję swoich elektro guru za to, że na setach czy ogólnie występach na żywo grają zupełnie inne rzeczy. Bardzo często (Stott, Vril, Autechre, Arca) to jakieś niewydane rarytasy, świadectwa znajomości korzeni czy pewnych podobieństw do (w tym przypadku sporo dub techno, uk bass, generalnie klubowej dekonstrukcji). Do tego na scenie dzieje się więcej, intensywniej, mocniej. Namiastka w realiach domowych, izolowanych to bardzo przyjemna przysługa. Nie mam problemu z powrotem do pojedynczych kawałków tak o, bez obowiązkowej atmosfery imprezy w tle. Zresztą trudno wyobrazić ją sobie w klasycznej formule, jeszcze lepiej.
No to jazda
https://www.youtube.com/playlist?list=P ... hlV2arH9o0
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
-
- Posty: 11489
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
Widzę że nie tylko mi trudno się zebrać do Stotta po Laughing Stock
Najpóźniej w sobotę wjadę!
Najpóźniej w sobotę wjadę!
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
-
- Posty: 8124
- Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
- Ulubiony utwór: Motyle
- Lokalizacja: woj. wałbrzyskie
wrzućcie szybciutko te roasty inspirowane klasyką polskiego kabaretu i przejdźmy dalej
-
- Posty: 21715
- Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
- Lokalizacja: Sam's Town
Ból dupy przed recenzjami, wchodzimy w nowe rejony.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
-
- Posty: 8124
- Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
- Ulubiony utwór: Motyle
- Lokalizacja: woj. wałbrzyskie
Nie ból dupy, zawsze możecie mnie miło zaskoczyć.
-
- Posty: 8124
- Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
- Ulubiony utwór: Motyle
- Lokalizacja: woj. wałbrzyskie
BTW bardziej szkoda, że weszliśmy w rejon czekania 10 dni na pierwszą recenzję.
-
- Posty: 21715
- Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
- Lokalizacja: Sam's Town
No, mnie nie jest łatwo pisać o tej muzie, a nie chcę pisać na odpiernicz, żeby potem czytać, że się inspirowałem polskim kabaretem.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
-
- Posty: 8124
- Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
- Ulubiony utwór: Motyle
- Lokalizacja: woj. wałbrzyskie
Mam nadzieję, że taka motywacja udziela się wszystkim heh
-
- Posty: 11489
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
Tbh sam nie wiem czy nie wszedłem w etap lekkiego bestkowego przesytu i wypalenia, a może zamulam tylko przez fakt w jakim kontraście siedzi Stott do poprzedniej wrzutki albumowej tudzież kontrastuje mi on zbytnio z obecną porą rokuDragon pisze:18 kwie 2024 10:57BTW bardziej szkoda, że weszliśmy w rejon czekania 10 dni na pierwszą recenzję.
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup