Best of Forum (Edycja albumowa)

Awatar użytkownika
shodan
Posty: 16764
Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
Ulubiony utwór: Halo

Re: Best of Forum (Edycja albumowa)

Post 05 wrz 2022 13:23

W ogóle zauważyłem stripped, że Ty masz trochę inną filozofię słuchania muzyki. Często bazujesz po prostu na singlach czy pojedynczych utworach. Jakichś składankach "best of". Dla mnie pojedynczy utwór na dłuższą metę traci na znaczeniu, choćby nie wiem jak dobry był. Lubię słuchać całych płyt. I zawszę poszukuję przede wszystkim wykonawców, którzy mają dobre albumy. Dlatego bardziej cenię sobie bestkę albumową od utworowej. O pojedynczych utworach najczęściej szybko zapominam. Dobry album nie daje o sobie zapomnieć.
Gdybyście przejrzeli mój dysk z muzyką, to byście znaleźli tam mnóstwo albumów i bardzo niewiele pojedynczych utworów (oprócz tych z bestek, które sprezentował nam Hien). Jak mam ochotę od czasu do czasu posłuchać różnych utwórów od różnych wykonawców, to zazwyczaj sięgam do YT.
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11532
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 05 wrz 2022 13:38

Tak i nie. Do pewnego momentu w życiu tak miałem, miałem w ogóle taką manię porządkowania plików mp3 na dysku że robiłem przegląd i zostawiałem albo całe albumy albo sprowadzałem je do 3-4 numerów i reszta szła w kosz. Później trochę się to zmieniło i zacząłem coś trzymać ze wzgledu na inne walory, głównie właśnie jakaś okołoambientowa elektronika sprawdzała się lepiej w całości (Aphex Twin, Flying Lotus), albo trzymałem dla vibe'u jakiś stary soul itp. (o kurde właśnie sobie przypomniałem o jazzowym albumie który warto byłoby wrzucić w swoim czasie, ha).

Później od 2016 roku mocno poszedłem w YouTube i tu natłok nowości był taki że faktycznie wróciłem do nawyku że pyk pyk albo coś chwyta albo nie i jazda dalej a płyt wielu z tych wykonawców nigdy nie sprawdzałem (może początkowo jeszcze ze dwa trzy albumy wpadły, potem gdy zamieszkałem z dziewczyną mój dysk zewnętrzny poszedł w zapomnienie i całkowicie pochłonął mnie streaming z youtube., trochę przez fakt że ona ma lapka i odszedłem od zwyczaju siadania do kompa wieczorem z herbatą i długiego słuchania muzyki wieczorami, przestałem zatem ściągać albumy, na streamingach się rozleniwiłem chyba i paradoksalnie choć dostępność muzyki większa trudniej było mi się skupić na czymś dłużej, idiotyczne ale trochę właśnie tak jak kupowanie płyt trochę mobilizowało do słuchania tak i ściąganie ich w mp3 działało podobnie, przez klęskę urodzaju przestałem rzetelnie słuchać muzy)
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Dragon
Posty: 8173
Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
Ulubiony utwór: Motyle
Lokalizacja: woj. wałbrzyskie

Post 05 wrz 2022 13:39

Ja na dysku mam tysiące płyt i może z 5 pojedynczych utworów. W dobie streamingu i anonimowych poszukiwaczy z YT nie potrzebuję mieć singli na lapku
DEPESZWIZJA 13: EDYCJA LATAJĄCEGO DILDA 69 KLAUSA WIESE
STATUS: oczekiwanie na głosy
PRZESYŁKI: 3/8
FINAŁ: 23/24 maja
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21801
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 05 wrz 2022 13:42

Singli jako wydawnictw mam mnóstwo, ale pojedynczych utworów faktycznie mało. Takie coś to mi się kojarzy z wczesnymi 00sami, ściąganiem z kaazy, emula, audiogalaxy, itd. Miałem totalny śmietnik w utworach. Każdy miał, chyba że był na tyle cierpliwy żeby to porządkować. Obecnie rzadko ściągam pojedyncze rzecz, a jak ściągam to leza grzecznie w folderze Soulseek downloads. Z YT korzystam tylko kiedy nie ma innego wyjścia.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
shodan
Posty: 16764
Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
Ulubiony utwór: Halo

Post 05 wrz 2022 14:19

No ja używam YT właśnie dla pojedynczych utworów, których na dysku nie posiadam, albo gdy jakiś teledysk mnie mocno jara. No i gdy chcę pooglądać jakiś koncert.
A bałagan w plikach muzycznych jest dla mnie nie do pomyślenia. Wszystko musi być po ściągnięciu pieczołowicie, natychmiastowo i odpowiednio nazwane i tagowane. Takie jedno z moich dziwactw. Porządek przede wszystkim.
stripped pisze:
05 wrz 2022 13:38
kupowanie płyt trochę mobilizowało do słuchania tak i ściąganie ich w mp3 działało podobnie, przez klęskę urodzaju przestałem rzetelnie słuchać muzy
Racja. Ale to jest tak ze wszystkim. Wszystko w nadmiarze zaczyna tracić na znaczeniu.
Awatar użytkownika
devotional
Posty: 6445
Rejestracja: 26 lut 2005 18:00
Ulubiony utwór: Master And Servant
Lokalizacja: bezdomny

Post 05 wrz 2022 16:34

shodan pisze:
05 wrz 2022 14:19
A bałagan w plikach muzycznych jest dla mnie nie do pomyślenia. Wszystko musi być po ściągnięciu pieczołowicie, natychmiastowo i odpowiednio nazwane i tagowane. Takie jedno z moich dziwactw. Porządek przede wszystkim.
Boże, nie jestem sam!!!
Dialog jest językiem kapitulacji. ~Fronda.pl
Awatar użytkownika
Dragon
Posty: 8173
Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
Ulubiony utwór: Motyle
Lokalizacja: woj. wałbrzyskie

Post 05 wrz 2022 16:37

Wszystko wrzucam na Chomika, więc u mnie też porządek musi być - łącznie z dodawaniem okładek
DEPESZWIZJA 13: EDYCJA LATAJĄCEGO DILDA 69 KLAUSA WIESE
STATUS: oczekiwanie na głosy
PRZESYŁKI: 3/8
FINAŁ: 23/24 maja
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21801
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 05 wrz 2022 16:47

Nie ma dobrego systemu porządkowania dla pojedynczych utworów, taka prawda. Podział na gatunki robi jeszcze większy pierdolnik.
devotional pisze:
05 wrz 2022 16:34
shodan pisze:
05 wrz 2022 14:19
A bałagan w plikach muzycznych jest dla mnie nie do pomyślenia. Wszystko musi być po ściągnięciu pieczołowicie, natychmiastowo i odpowiednio nazwane i tagowane. Takie jedno z moich dziwactw. Porządek przede wszystkim.
Boże, nie jestem sam!!!

Człowieku, nie rozśmieszaj mnie. Non stop nie możesz czegoś znaleźć, coś gubisz, nie zapisujesz, kasujesz myśląc, że masz backup. Nie masz żądnego porządku, nigdy nie miałeś xD
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
devotional
Posty: 6445
Rejestracja: 26 lut 2005 18:00
Ulubiony utwór: Master And Servant
Lokalizacja: bezdomny

Post 06 wrz 2022 06:25

W bibliotece muzycznej tzw. zatwierdzonej mam idealny wprost porządek :8
Dialog jest językiem kapitulacji. ~Fronda.pl
Awatar użytkownika
shodan
Posty: 16764
Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
Ulubiony utwór: Halo

Post 06 wrz 2022 06:36

To Hien musiał wiedzieć tylko o tej niezatwierdzonej. ;)
Awatar użytkownika
devotional
Posty: 6445
Rejestracja: 26 lut 2005 18:00
Ulubiony utwór: Master And Servant
Lokalizacja: bezdomny

Post 06 wrz 2022 17:36

Alicja Kluczowa - Tutaj

Oto jest jeden z tych wrzutkowych albumów, który oczarował mnie tak bardzo, że słuchałem go okrągłe 6 razy i na pewno zapuszczę jeszcze nie raz. Shodan, niczym prezydent Clinton, nie przestaje zaskakiwać, więc nie jestem zaskoczony, że jestem zaskoczony. To nie jest po prostu porcja bardzo dobrej muzyki, to jest wyborny wprost seans dźwiękowy, który opierając się niby głównie o R&B ocieka bogactwem brzmień i rozwiązań stylistycznych. Ta wrzutka dopłenia w mojej głowie obraz shodiego jako gościa, który przynajmniej raz w miesiącu ekspediuje gdzieś rodzinę (płacąc za wszystko byle sobie poszli na jeden wieczór), zasiada na tarasie w lekko rozchełstanej koszuli ze szklanką Taliskera w ręku i słucha takich oto rzeczy patrząc się w bezkres mazurskiego lasu. Prawdopodobnie mój obraz o kant dupy potłuc, ale właśnie tak to sobie wyobrażam w tej chwili xD tzw. Samotność Shodana z Muzyką pędzla przynajmniej Malczewskiego. Shodan kupiłby oryginał, powiesił w salonie i potem odwalając ten sam rytuał po prostu gapił się w to dzieło malarskie. Tymczasem mnie (i innych) zostawia z dziełem muzyczny. Alicię Keys oczywiście jakoś tam znam, tzn. znam sporo jej hitów, mniej lub bardziej popularnych, ale żebym się srogo w jej twórczość zagłębiał, no to nie. Ale może właśnie to mnie na nią otworzy, bowiem płyta chwyciła mnie ze wszystkich stron właściwie od razu. I potwornie wkręciła! Dobry motyw na uświadomienie sobie własnych ograniczeń w zakresie poznawania nowej muzyki, kiedy tak naprawdę z jednej, ejtisowej bańki, poszedłem po prostu w kolejne montując własny, specyficzny świat nieco zamknięty na doświadczenia z zewnątrz. Żałuję.

Przede wszystkim, podobnie do Golasa uważam okładkę za małe arcydzieło. Dobrze koresponduje z jej imagem przyjętym w tamtym czasie (i zdaje się, funkcjonującym do dzisiaj), o którym nieco poczytałem. Intro otwierające album prawdę mówiąc nastroiło mnie na nieco inny charakter albumu niż ten, który ten album faktycznie ma. Miałem skojarzenia z The Anchoress, którą z kolei poznałem dzięki kol. Hienowi. Nie wiem, czy fizycznie łączyłbym to z The Gospel, kiedy u Alicii te intra to jest właściwie landmark patrząc po jej pozostałych płytach. Samo The Gospel faktycznie trąci nieco jazzem, ale faktycznie przy piłujących gdzieś w tle chórkach mam feeling siedzenia w jakimś starym, zaadaptowanym na salę koncertową drewnianym kościele amerykańskiego południa. Podobnie zresztą z Pawn It All, którego jednak nie zaliczę do najlepszych w mojej opinii numerów na płycie. Pierwszych zgrzytów (aby słuchacz nie dostał wzwodu etc. etc.) dostaję przy Kill Your Mama, które jakoś mi odstaje od całości, ta gitara zdaje się być nieco od czapy, wokalnie oczywiście stoi na wysokim poziomie, ale jakoś nie jest to coś, co by czy to pasowało do klimatu płyty, czy to przełamywało go w jakiś fajny sposób. She Don't Really Care sparowane z 1 Luv to jest mniej więcej taka Alicia jaką kojarzyłem sprzed bardzo wielu lat, z losowych numerów puszczanych na Vivie czy Zetce. Bardziej "czarny" klimat, który doskonale przechodzi w Illusion of Bliss będące numerem tak czilowym, że mógłby z powodzeniem znaleźć się na kolejnej części RAM cafe lol. Absolutnym hitem dla mnie jest jednak Blended Family, które jest i lekkie i nie jednocześnie xD przy okazji dowiedziałem się, jak brzmi ASAP Rocky. Naprawdę, numer to totalny highlight, jeden z moich trzech ulubionych na płycie, w ogóle nie byłem zaskoczony, jak przeczytałem, że był to singiel. Nie mam też poczucia, by nie pasował do reszty, może mi się już wszystko - poza Kill Your Mama - tak zmieszało ze sobą? Nvm. Work on It - dobry bit, ale znów, najciekawsze dla mnie dopiero po, w postaci Girl Can't Be Herself, gdzie moją uwagę mocno przykuł tekst. More Than We Know i Where Do We Begin Now ciągną mnie w bardzo przyjemny sposób do kolejnego highlightu, a więc Holy War, gdzie ogólny charakter numeru już mi - w przeciwieństwie do KYM - pasuje do reszty xD nawet, jeśli jest nieco nazbyt "klasycznie", jak to skwitował Hien, nie mierzi mnie to, bądź też brakuje mi pewnego hmm wyrobienia w zakresie słuchania takich dzieł, bym mógł je poprawnie ocenić. Jest checklista? Może i jest, ale co z tego, skoro odhaczanie kolejnych na niej punktów w tym konkretnym przypadku przynosi bardzo dobre rezultaty? Nie ma moim zdaniem przeładowania tanimi rozwiązaniami, nie ma jakichś mocnych klisz w tym, co Here serwuje. Być może przez swoje zapóźnienie zupełnie niezasadnie wpadam w zachwyt, ale jak weń nie wpaść, jak się dostaje - właśnie, to jest wesołe - bonusy, które w gruncie rzeczy nie są bonusami, bo ukazały się "internationally". Hallelujah jest bardzo fajne, ale nieco niknie przy In Common, które - gdy poleciało po raz pierwszy - miałem wrażenie, że YT zmienił losowo playlisty i teraz gra mi Flunk xD no, na samym początku przynajmniej, potem głos Alicii za bardzo wchodzi w swoją charakterystyczną barwę, by go nie poznać. To jest świetne zamknięcie płyty i właśnie uzupełnienie jej przez pewien wyłom gatunkowy, którego KYM zaserwować nie mogło (ale ani razu nie skipnąłem tego drugiego, by była jasność). Znów radiowy hit, znów fajny tekst, melodie, realizacja, aż by się chciało więcej w tym zdecydowanie bardziej popowym klimacie.

Słowem podsumowania, albo dwoma, to jest naprawdę genialna wrzuta i mój osobisty zwycięzca całej kolejki w tym momencie, choć przede wszystkim dlatego, że tej płyty nie znałem (w innym wypadku byłaby sroga wojna między nią a Timberlake'em, którego jednak już znałem wcześniej, więc peany i okoliczności zachowam sobie na właściwą rundę). Shodan ma dobre wyczucie i naprawdę dobry gust. Nawet, jeśli jego recurring motive są śpiewające kobiety, to jednocześnie nic nie przeszkadza, nie ma tanich rozwiązań ani klisz (zupełnie jak na powyżej recenzowanej płycie). Niby jest sporo tego samego, a wszystko inne, różne od siebie i to jest w tym najfajniejsze. Naprawdę, również dzięki shodanowi poznałem tutaj dużo świetnej muzyki do której z przyjemnością będę wracał. Emocjonalnie też potrafi wykręcić, jak w przypadku Birdy. Tutaj jest powrót do bezpieczniejszych rzeczy, ale z klasą, która, no... zaskakuje. Chcę być dalej zaskakiwany.
Dialog jest językiem kapitulacji. ~Fronda.pl
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11532
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 07 wrz 2022 07:20

Dla zainteresowanych ogarnąłem ładną 12 utworową playlistę tego Justina Timberlake'a co Hien zapodał, żeby ktoś się na deluxe nie porywał niepotrzebnie:

https://youtube.com/playlist?list=PL9wm ... ao5zPoOQlD
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21801
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 07 wrz 2022 08:17

Najs Nigga <3
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11532
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 10 wrz 2022 08:44

Dobra mentos, nie rób już fizyki kwantowej z tych naszych gier forumowych, w sumie czy wrzucisz czy nie to jutro jedziemy z płytą deva, ja sam mam już napisanego i deva i Hiena. Tydzień na reckę plyty styka (w sumie tak jak kwadrans na wrzutkę kawałka, no ALE, prowadzenie fanpeja i komentowanie wszystkich innych tematów na forum wystarczająco Cię pochłania najwyraźniej :p )
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21801
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 10 wrz 2022 09:22

Tydzień to jest w wuj czasu, też już mam kilka recenzji na przód, bo już mi się zwyczajnie zaczyna nudzić.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
Dragon
Posty: 8173
Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
Ulubiony utwór: Motyle
Lokalizacja: woj. wałbrzyskie

Post 10 wrz 2022 11:13

Timberlejka i MBV to ja dość dobrze znam, dlatego na razie na spokoju ogrywam sobie płytkę od deva. Wypadałoby te smęty alicjowe już zamknąć
DEPESZWIZJA 13: EDYCJA LATAJĄCEGO DILDA 69 KLAUSA WIESE
STATUS: oczekiwanie na głosy
PRZESYŁKI: 3/8
FINAŁ: 23/24 maja
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11532
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 11 wrz 2022 19:24

Mentos nas dogoni a póki co możemy jechać z albumem Nocturne od Wild Nothing
devotional pisze:
24 sie 2022 00:55
Ja wskakuję już teraz PT Forumowicze, z prawdziwie końcolatowym wydawnictwem.

Wild Nothing - Nocturne (Captured Tracks, sierpień 2012)

https://youtube.com/playlist?list=PLZs2 ... ObIAjZ5EQn

Wild Nothing to kolejna rzecz, jaką Wam zapodaję, która jest Musiał-core as fuck. Znam osoby, które uwielbiają to brzmienie (pewien mój kolega od PotF), znam i takich, którzy nim szczerze gardzą (mój kolega od TCO) i tacy, którzy uważają je za pastelowo cheesy (mój kolega z tego forum), przez co ciężko je traktować poważnie. Nie pomaga fakt, że Jack Tatum, założyciel i na dobrą sprawę jedyny stały członek zespołu obok swojego hipsterskiego wyglądu ma też cokolwiek bardzo specyficzny głos. Jak trzeba brzmieć głęboko i nisko to brzmi, ale w większości jest raczej... sami zobaczycie. Mnie to nie przeszkadza, a przeciwnie, uważam, że dodaje kolorytu tej muzyce. A co to za muzyka właściwie? Otóż dream pop. Ale nie taki a la wczesne 4AD, tylko Captured Tracks właśnie, a więc wytwórnia, która lubowała się (i nadal się lubuje chyba) w takich hipsterskich brzmieniach - DIIV, Beach Fossils, Dum Dum Girls, Thieves Like Us czy ofc już dawno przebrzmiały Mac DeMarco. Tatum zaczynał w swoim pokoju z jedną gitarą i jednym klawiszem, wrzucał muzę chyba jeszcze na mySpace aż ktoś zasugerował mu wysyłkę materiału do jakiejś wytwórni. I tak w 2010 ukazał się jego pierwszy album zatytułowany Gemini. Jest... nienajgorszy (ma kilka highlightów, takich jak tytułowy, Chinatown czy The Witching Hour), ale nie tak dobry, jak ten drugi, ten, który Wam zapodaję. Nocturne wyszło w sierpniu 2012, a ja Wild Nothing poznałem w czerwcu tego samego roku - załapałem się więc na świeżutką premierę, mniej więcej wiedząc, czego się mogę spodziewać. Jest ckliwie, sentymentalnie, jest - jak najbardziej - cheesy, są reverby na gitarach, naprawdę dużo reverbów, nie, to naprawdę OD CHOLERY reverbów, lekko plastikowo brzmiąca perkusja, przepuszczony przez tysiąc multiefektów bas, a to dopiero początek zalet! Ja oczywiście - jak ktoś mnie kiedyś dawno temu określił na tym forum (Bojdis Ty dziadu) - mam w sobie duszę "romantycznego prawiczka", więc w odpowiednich okolicznościach taka muzyka jest dla mnie right in the feels. No i okoliczności poznania były bardzo sprzyjające.

Lato 2012 było dla mnie mocno specyficznym okresem, w teorii wiele miesięcy już minęło od Pewnych Smutnych Wydarzeń (które już gdzieś tam zdążyłem pobieżnie opisać), było lato (a wtedy paskudna jesień), zresztą bardzo ciepłe i przyjemne, miało co prawda wyglądać zupełnie inaczej, niż wyglądało (głównie pod kątem twórczości muzycznej i pewnej paskudnej nocy z 4-go na 5-go lipca), ale źle nie było. Jednocześnie cały czas towarzyszyło mi okrutne poczucie rzewności, jakaś chandra wisiała mi nad łbem. Lipiec i sierpień spędziłem albo jeżdżąc rowerem byle gdzie, albo grając w Skyrima, albo też siedząc na sali prób z Hienem, gdzie nagrywaliśmy różne mocno psychodeliczne rzeczy. Jedynym wyłomem był Woodstock, na który pojechałem po raz pierwszy i ostatni w życiu na początku sierpnia. Ale też w oddali majaczyło coś bardzo ważnego dla mnie - już wtedy wiedziałem, że zaraz opuszczam Zgierz, bowiem zachciało mi się wielkiej wyprawy, pakowałem rzeczy i zwiewałem do Warszawy. Akurat na koniec września, który zresztą też był wciąż bardzo letni. Tylko że to lato na przedłużce było... sztuczne trochę. Nie miało w sobie ani odrobiny przyjemnego klimatu, raczej posępność i tkliwość, rzekłbym wręcz, że to nie lato już było, a zdająca się trwać w nieskończoność jesienna uwertura. Było parę albumów, jakie towarzyszyły mi w tamtym okresie (gdzie generalnie wsiąkałem w hipsterskie brzmienia), ale Nocturne było najlepsze i najbardziej zapadło mi w pamięć. Stęskniony głos Tatuma, melodyjne gitary, dudniące gdzieś w oddali, a jednak całkiem blisko klawisze, narastające ściany dźwięku przywodzące na myśl jakieś shoegaze'owe rozwiązania, a jednocześnie, no, po prostu - pop. Ale dobry. Na naprawdę dobrym - moim zdaniem ofc - poziomie. Od otwarcia płyty (pierwszy z niej singiel), przez sentymentalne Midnight Song, Through the Grass, Only Heather, po dające chwilę oddechu Disappear Always. Ale już za rogiem czai się bodaj najbardziej "odpustowy" numer na albumie, który jest jednocześnie naprawdę czarowny, choć naiwny. Ani trochę mi to nie przeszkadzało, czy to wtedy, czy teraz, 10 lat później. Samo zakończenie płyty jest świetne - mówię tu o 2 ostatnich numerach, które dla mnie stanowią wręcz esencję tego, co Tatum zapodaje, a raczej co potrafi zapodać, gdyż na przestrzeni wielu lat eksperymentował z brzmieniami. Na follow up do Nokturnu kazał czekać 4 lata - w 2016 wychodzi Life of Pause, które jest zdecydowanie bardziej "gitarowe", ostrzejsze i surowsze od poprzednich 2 płyt (choć to ciągle pop o mocno zaznaczonym zabarwieniu). W 2018 ukazał się kolejny krążek, Indigo, który jest próbą pożenienia rozwiązań zastosowanych na Nokturnie z Life of Pause właśnie. I moim skromnym zdaniem całkiem udaną. W 2020 EP, a teraz ekipa (zespół rozrósł się do bodaj 6 osób) pracuje nad czymś nowym.

Ja sobie zdaję sprawę z tego, że to nowe to jest właściwie dużo tego samego przez cały czas, ale mam to gdzieś tbh. To trochę jakby - toutes proportions gardées - narzekać, że Kraftwerk od Trans Europa Express robił to samo, bo nie było "inności" Autobahnu w stosunku do pierwszych rzeczy, czy też innowacyjności Ralf und Florian w stosunku do krautrocka tak ogólnie. Wiem, że jest to mocno charakterystyczna muzyka, która może nie mieć jakoś bardzo wielu fanów (choć paradoksalnie takie rzeczy mają ich od cholery), Tatum czasem brzmi jak kastrat (co mnie też momentami denerwuje), a i ognia nikt na nowo nie ujarzmił, ale tu się przede wszystkim o klimat rozchodzi. Płyta ta smakuje najlepiej właśnie teraz, kiedy lato się już kończy, ba! już się właściwie skończyło, bo przecież za chwilę wrzesień (niby wciąż lato, a jednak wcale nie), już czuć jesień w powietrzu, już widać pierwsze porcje żółtawych czy wręcz brązowych liści na drzewach, poranki są już chłodne, mgła, bla bla bla, opisałem ten feeling przy okazji wrzutki Kuby do bestki utworowej (od tamtej pory przynajmniej raz dziennie odpalam When it All Comes True lol). Zdaję sobie sprawę z tego, iż muza ta przynależy już niemal do pewnej epoki (takich grup powstawało wtedy na pęczki, niektóre były bardziej alternatywne, jak np. DIIV z kolesiami, którzy wyglądali jak emo-beka prezentowana na tanich memach z początku 2007, a inne - jak właśnie Wild Nothing - składały się z gości o aparycji wnuczków wpadających na niedzielną herbatę do swoich babć), ale hui - robię Wam revival i mam szczerą nadzieję, że się ten wspomniany przeze mnie klimat udzieli. Mnie już zaczął.
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11532
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 11 wrz 2022 19:25

Wild Nothing - Nocturne

Byłem mocno ciekaw czy dev z kolejną płytą przełamie w końcu złą passę w temacie albumowym która trwa już parę kolejek w moim odczuciu. Okładka albumu grupy Wild Nothing wita fajnymi kolorami i pierwszy odsłuch robilem jeszcze na Mazurach, co ciekawe zbiegiem okoliczności nawet pościel na kwaterze gdzie nocowaliśmy miała identyczną paletę barw, okolica też dopełniała klimatu tego końca lata/początku jesieni, gdzie bardziej można to odczuć jak nie w turystycznej miejscowości nad wodą gdy kończy się sezon? No ale, przejdźmy do konkretów, setting wydawał się idealny.

Shadow rozpoczyna album i z miejsca wprowadza w pastelowy wrześniowo-jesienny klimat. Lekki gitarowy indie pop opakowany melodiami na smyczkach. Całkiem niezły początek płyty. Midnight Song kontynuuje podobne nostalgiczne gitarowe brzmienie otwieracza, wyróżnia się bardziej perkusja w tym utworze. Fajne jest zakończenie z brzmieniem syntezatora. Przy Nocturne już zorientowałem się że całość albumu będzie raczej zwarta brzmieniowo bez wybiegów poza ten pastelowy indie pop zapatrzony w lata 80. i jakieś wczesne New Order, może być ciężko. Nie bardzo mi się zatrzymuje w głowie ten numer, linie gitarowe mnie nie urzekły i w sumie brakuje mi punktu zaczepienia. Through The Grass intrygująco się zaczyna, rozmyty, oniryczny klimat jest kontynuowany, chwilami czuję się jakbym słuchał pewnej płyty Tycho na nocce w pracy w 2014 roku, a może to był 2016, jest 3-4 w nocy a może już i ok. 5 i świta i to robi za soundtrack do powolnego rozbudzania się. Ogólnie liczy się klimat i nic więcej, słabo bo choć album jest krótki tracę już ochotę na dalsze słuchanie. Wokale są tak usytuowane w miksie na tej płycie że coś tam pobrzmiewają ale raczej nie zachęcają żeby się wgłębiać w teksty, są tylko dodatkowym instrumentem. Only Heather przelatuje bez echa. This Chain Won't Break wita mnie twardszym rytmem perkusji, gitara i wokale bez zmian rozpływają się po wierzchu. Ciekawiej to brzmi gdy gitara cichnie i muzyka skupia się bardziej wokół samego rytmu. Syntezatorek też jakaś minimalną odmianę robi choć wraz z resztą instrumentów maluje te błękitno-różowe pastelowe obrazy z okładki. Disappear Always zapowiada się nieźle, jeszcze żwawszy rytm, gitara nieco ostrzej. Póki co najciekawszy po dwóch pierwszych utworach z płyty, jak na ten album to jednak "charakterny" hehe. Paradise uderza w pysk synthami na wejściu, jest nadzieja. Perkusja daje radę. Wokal nawet jakby jakoś pewniej, z życiem. Przynajmniej nie ma na pierwszym planie tego samego gitarowego plumkania. Synthy przejmują kontrolę i dają vibe jakby znad zimnego Bałtyku jesienią w pochmurny dzień, a właściwie to tak to sobie wyobrażam. Specyficzny utwór. Counting Days, kolejny numer w tej części płyty stawia na wyraźniejszy rytm perki. Numer jednak jakiś bezbarwny w moim odbiorze, nie chwyta, odbijam się. O, i mamy Blue Dress a nawet The, więc chodzi o TĘ konkretną niebieską sukienkę z kawałka depeszy bankowo. Syncik plumka, gitary też podskakują, trochę kjurowo to brzmi, wiadomo że z lat 80. nie wyjdziemy. Chaotyczny jest ten kawałek i niewiele z niego wynika, klisza na kliszy i kliszą pogania. No i na koniec Rheya zwalnia tempa, robiąc nostalgiczne memento (w sumie nie wiem po co, po odsłuchu 11 numerów w tym klimacie wiem już z czym to się je). New Order wymieszane z The Cure i trochę Cocteau Twins, taki 80s nostalgic starter pack.

Ten album to dla mnie jeden vibe a właściwie wajbik ciągnący się od początku do samego końca, robi klimacik i pod tym względem się spełnia. Czasem lubię takie retro pogrywanie (vide recka Grapetooth) jednakże fajnie jeśli na przestrzeni płyty (tu naprawdę krótkiej) jest nieco większa różnorodność klimatu czy rytmów, rozumiem teraz lepiej może co mogli czuć niektórzy brnąć przez mój album Gang Starr który ja odbieram jako bardzo spójny brzmieniowo ale jednak posiadający kilka wyróżników tu i ówdzie. Daje mi ta płyta do myślenia ale pod kątem moich przyszłych wrzutek rapowych bardziej xD Z jednej strony nie ma co tu hejtować czy trashować, to wszystko jest rzetelnie wykonane ale trochę tak odbębnione wg checklisty 80s 101. Taka jedna duża kalka z tego wychodzi. To jest album właśnie z gatunku takich jakimi bym się podjarał za ten vibe te 8 lat temu i odsłuchał raz w życiu i w sumie więcej nie wrócił. Tylko że robię to teraz i nie jaram się już tak samym vibem, odbieram to prawie jak dragonowe vaporowe Esprit. Także sorry kolego, albumowo kolejna skucha u mnie, muzycznie niby ok ale dla mnie nuda i bardziej meh, sam vibe to za mało.
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
Awatar użytkownika
Dragon
Posty: 8173
Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
Ulubiony utwór: Motyle
Lokalizacja: woj. wałbrzyskie

Post 11 wrz 2022 21:09

mudżyn cały czas marudzi - w płytach jest po prostu parę akapitów więcej
DEPESZWIZJA 13: EDYCJA LATAJĄCEGO DILDA 69 KLAUSA WIESE
STATUS: oczekiwanie na głosy
PRZESYŁKI: 3/8
FINAŁ: 23/24 maja
Awatar użytkownika
stripped
Posty: 11532
Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
Ulubiony utwór: hajerlow

Post 11 wrz 2022 21:29

Jakbyście wrzucali z devem lepsze płyty byłoby inaczej, tu nie bardzo jest się czym zachwycić 🤷
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup