DM track by track #4: Some Great Reward

Awatar użytkownika
mintaj
Posty: 4536
Rejestracja: 18 maja 2010 20:22
Ulubiony utwór: No na pewno nie somebody
Lokalizacja: się biorą dzieci?

Post 04 paź 2023 22:28

Ej, czy dobrze kojarze, że to na tym forum niejaki KIECA próbował przeforsować, że to kawałek o antyklerykalnym wydźwięku?
Za wszelkie wypowiedzi z mojej strony, poza tymi którymi mógłbym kogoś urazić, najmocniej przepraszam.

DEPESZWIZJA 16: EDYCJA BEZ IVONY (18+) POŚWIĘCONA PAPIEROSOM/WYROBOM TYTONIOWYM
STATUS: FINAŁ O 21
PACZKA TUTEJ
Awatar użytkownika
shodan
Posty: 16930
Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
Ulubiony utwór: Halo

Post 04 paź 2023 22:31

Nie pamiętam.
Awatar użytkownika
Malkolit
Posty: 6206
Rejestracja: 24 cze 2011 22:37
Ulubiony utwór: World in My Eyes
Lokalizacja: właściwa

Post 04 paź 2023 23:35

Bardzo powierzchowne spojrzenie na ten (i nie tylko ten) utwór. Chociaż duża część popkultury jest mniej lub bardziej jawnie antyreligijna lub co najmniej sceptyczna.
Awatar użytkownika
Dragon
Posty: 8321
Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
Ulubiony utwór: Motyle
Lokalizacja: woj. wałbrzyskie

Post 05 paź 2023 02:29

mintaj pisze:
04 paź 2023 22:28
Ej, czy dobrze kojarze, że to na tym forum niejaki KIECA próbował przeforsować, że to kawałek o antyklerykalnym wydźwięku?
Normalnie druga strona medalu depeszowców. Z jednej strony ignorowanie przekazu People Are People, z drugiej przesadne doszukiwanie się rzeczy w takim BR. Coś tu jest, ale krucjaty różańcowej w celu odwołania koncertu w Polsce bym nie robił, szczególnie że niestety nie grają tego kawałka.
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21983
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 14 paź 2023 19:24

Blasphemous Rumours

Piękny finał całkiem niezłej płyty, jeden z tych kawałków z SGR, z którymi zaznajomiłem się dosyć wcześnie za sprawą „Singles 81 > 85” i „101”. Refren zawsze kojarzył mi się z Queen, może dlatego, że ten syntezator, który imituje gitarę, przypomina mi riffowanie Briana Maya. Z początku nie do końca wiedziałem, co mam myśleć o tym kawałku. Mroczne zwrotki, creepy wstawka z „pozytywką”, a potem wesoło brzmiący refren (swoją drogą, jeden z ich najlepszych). To są kontrasty, które wbrew pozorom w DM nie pojawiają się jakoś bardzo często, zazwyczaj zwrotki i refreny są utrzymane w podobnym tonie, nie ma takich nagłych zmian klimatu. Są momentami trochę zbyt gęste naleciałości z CTA w perkusji, ale nie do tego stopnia żeby zepsuć utwór. Jeśli chodzi o tekst, to czytałem w jakiejś biografii DM, że Martin musiał się gęsto tłumaczyć, bo środowisko kościelne uznało to za atak, a to zupełnie nie o to chodziło. Niektórzy bardziej trzeźwo myślący wierzący, odezwali się do niego, że rozumieją i się zgadzają, że to się wcale nie wyklucza z wiarą, itd., itd. W każdym razie BR to bardziej zaduma nad sensem życia, niż atak na religię. Lubię ten kawałek szczerze, uważam że to jeden z najfajniejszych numerów DM.

O wersjach live za dużo do napisania nie mam, są do siebie raczej podobne i wydaje mi się, że dopiero na MFTMT kawałek naprawdę nabrał rozpędu, co fajnie słychać na „101”, kiedy pod koniec publika ciągnie refren. Od WVT rozpoczęła się ostra kampania odcinania się od wszystkiego nagranego przed BC, co niestety w dużej mierze trwa do dzisiaj. Czy Blasphemous Rumour obroniłoby się dzisiaj? Nie wiem. Żywe gary, podmienione syntezatory, stary, beczący Gahan… Trudno mi sobie to wyobrazić, ale to nie znaczy, że nie da się zrobić. Chyba po prostu musiałbym to usłyszeć, żeby mieć jakieś sensowne zdanie an ten temat. Do tematyki Memento Mori pasuje dosyć nieźle, to by mógł być pierwszy kawałek na bis, ale z tego co widzę, oni nie są zainteresowani za bardzo takimi eksperymentami, a ostatnio nie są nawet zainteresowani jakimikolwiek zmianami w secie, więc szkoda klawiatury.

Dobrnęliśmy do końca SGR, płyty zdecydowanie lepiej się prezentującej po takiej analizie. Mamy jeszcze co przerobienia strony B, tu już nie będzie tak kolorowo. Mamy In Your Memory i Set Me Free z SGR oraz bonusowo Shake the Disease i It’s Called a Heart, bo nie będziemy zakładać dla nich osobnego tematu. Taką też kolejność proponuję kiedy wjedzie Dragon i przejdziemy dalej.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
Dragon
Posty: 8321
Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
Ulubiony utwór: Motyle
Lokalizacja: woj. wałbrzyskie

Post 15 paź 2023 01:24

Blasphemous Rumours

Gdybym drogą eliminacji miał usuwać jeden po drugim kawałki z pierwszych czterech płyt to na 100% na sam koniec zostawiłbym taką dwójkę - Leave In Silence oraz Blasphemous Rumours właśnie. Gdyby mogli wracać tylko do nich w ramach koncertów nie miałbym nic przeciwko... no może trochę szkoda byłoby Photographic, ale za dużo dobrego nagrali potem, by aż tak się szczypać z klasyką. Świetne zaskoczenie płyty, zostawia słuchacza z pewną refleksją. Po serii różnych przekazów z waleniem w rury w tle na koniec Gore upuszcza najwięcej wątpliwości, humoru z goryczką, dość ciekawych, choć jak dla mnie po czasie oczywistych z perspektywy czasu rozterek i rozkmin. Nie wiem, może gdzieś tutaj czai się przyczyna poważnego rozbratu z jakimkolwiek systemem wierzeń? Dla chamskiego zestawienia mogę napisać - przed poważniejszym kontaktem z DM miałem z katolicyzmem znacznie więcej do czynienia, a po tysiącach odsłuchów jest jak jest. To, że miałem poniżej 11-12 lat to inna rzecz, ale wiadomo. Wbrew pozorom to nie tak radykalnie antyreligijny utwór, raczej wskazuje ciekawe zjawisko społeczne niż nawołuje do działania przeciwko. Kwestia odbioru przez słuchacza, a nadinterpretacje to interesujące ćwiczenia logiczne, ale nie pierwszej jakości odczytania.

Forum pewnie pamięta za sprawą moich młodzieńczych wpisów, ale BR wcale nie był moim faworytem na SGR od samego początku. Dzisiaj trochę nie kumam czemu. Pewnie główną rolę grała specyficzna kompozycja - charakterystycznie przeciągnięta druga zwrotka robiła różnicę. Kiedyś musiała zaskakiwać negatywnie, dziś jest głównym punktem zainteresowania. Dodatkowo wjeżdżająca melodia jak lekko niestosowne przebicie klimatu, szczególnie w koncertówkach to wybrzmiewa, na płycie klawisze są całkiem nieźle ukryte pod zestawem sampli, ale i tak efekt jest wyczuwalny. Jak nigdzie te latające pobite gary pasują. Produkcyjny rozmach z niczego działa na wielu frontach. Świetnie poprowadzony tekst, niektóre momenty na wokalu są nawet w pewien sposób wyróżnione. Taki fragment z "then came the rain" to już w ogóle wprowadza uduchowioną atmosferę. Melodyjność przełamana patosem w odpowiednich momentach. Bardzo dobre brzmienie tej sekwencji idącej od początku. Subtelny, punktowy, wcale nie za bardzo rozbudowany bas. Dzieje się dużo i to jest piękne. Naprawdę bardzo dobrze zaaranżowana narracyjna opowieść. Nie przypominam sobie, by Gore kiedykolwiek zwierzał się, że to dotyczyło konkretnych osób z rzeczywistości. Ładną klamrę płyty stanowi powrotów "wdechów" - zaczynają Something To Do, a tutaj towarzyszą słuchaczowi prawie że przez cały czas. Gahan na wokalu pewnie, potrafi urozmaicić, bywa jeszcze delikatniejszy w starym stylu.

W kwestii wykonów na żywo podtrzymuję opinię sprzed trzech lat - jak dla mnie było wiele okazji, by wrócić. Pierwsza z brzegu to wywalenie raz na jakiś czas WFTN na World Violation Tour kosztem BR. Teraz nie wiem, czy nie jest już za późno, ale trasa promująca Memento Mori to zbyt dobry pretekst by nie skorzystać z okazji... nie widziałem jednak tego numeru na zdjęciu z listą zaprogramowanych kawałków, no trudno (jest za to np. Policy of Truth czy Photographic). Szczególnie, że Gahan przestał NIE ŚPIEWAĆ na koncertach. Ze względu na wierność brzmienia najbardziej lubię wersję z SGR Tour, zawsze wychodziło mniej kameralnie niż na płycie, ale tu jeszcze jest najbliżej pierwowzoru. BR na 101ce to klasyka i nawet Gahan się tak nie drze - kolejny dowód, że można było wracać na spokojnie. Wersje większości granych rzeczy w 1986 roku cierpią na pseudoindustrialowe dodatki psujące efekt. W tym przypadku nie jest najgorzej, ale i tak do bootlegów z tej trasy wracam naprawdę rzadko.

Zgadzam się z Hienem, dojechaliśmy do brzegu, więc czas na bisy. Kolejność mi pasuje, możemy więc zrobić tak:
- In Your Memory
- Set Me Free
- Shake The Disease
- Flexible
- It's Called a Heart (z obowiązkową wzmianką nt Slow Mix - Panowie, musicie!)

Fly On The Windscreen naturalnie poczeka do czasu, gdy zajmiemy się BC.
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21983
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 15 paź 2023 23:45

In Your Memory

Poznałem ten kawałek relatywnie późno, bo jakoś koło 2004 r., usłyszałem go na jakimś zlocie razem z „Set Me Free”. Jakoś w tym czasie założyli nam stałe łącze, więc w końcu mogłem zaopatrzyć się w niedostępną dla mnie wcześniej zawartość pewnych singli. Do „In Your Memory” miałem zawsze stosunek raczej neutralny, chociaż wtedy te prawie 20 lat temu, na pewno byłem mu przychylniejszy. Przesłuchałem go sobie teraz po raz pierwszy od lat i pierwszy wniosek jaki mi się nasunął to to, że zapomniałem jak bardzo przeładowany jest ten kawałek. Każda sekunda jest wypchana do bólu dźwiękami, począwszy od kakofonicznego intra, po zwrotki i sam refren. „In Your Memory” to jeden z tych utworów, który leci prawie w całości jednym torem, jak jeden wielki loop. To nie jest jakaś wada, raczej po prostu uwaga z mojej strony. Gahan tu brzmi trochę bardziej jak z „Black Celebration”, niż z „Some Great Reward”. Nie wiem, jak dla mnie nie jest to jakiś wybitny kawałek w historii DM, atmosferę tworzy interesującą i w sumie całkiem fajną, ale sam w sobie jest dosyć nieciekawy, zakopany w dźwiękach i brzmieniach, ponakładanych na siebie wokalach, jakby to miało przykryć inne braki. To jest po prostu ok numer i tyle. Na SGR by kompletnie nie pasował, choć z drugiej strony mówimy o płycie, na której prawie każdy kawałek wydaje się być z innej bajki.

Z ciekawości zajrzałem do neta i natrafiłem na mały opis ze studia na dm live wiki. W ogóle to jest numer napisany przez Alana, o czym nie wiedziałem lub zapomniałem, podkreślam to żeby nie było, że jestem zbiasowany antyAlanowo, tudzież jak to kiedyś Wujek napisał „jestem największym wrogiem Alana na tym forum”. Wilder grał ten motyw na basie ręką, to nie jest sekwenser. Użył Jupitera 8, a poza tym Drumulatora, Rolanda MC4 i ARPA 2600 (nie wiem po co to piszę, ale w razie czego mamy tu to info dla potomnych). Dziwię się, że mając taki wybór, zdecydowali się dać na płytę „If You Want”, ale z drugiej strony, ten chyba lepiej pasuje. Tyle z kwestii formalnych.

SGR Tour to była pierwsza trasa, na której nie pojawiły się premierowe bisajdy (jeśli wierzyć w to „Work Hard” na CTAT, w bazie było na pewno), co jest zwłaszcza ciekawe, że w tym samym czasie odkopali dwie strony b ze „Speak & Spell”, albumu od którego próbowali się dystansować. Nie, że „In Your Memory” to jest jakiś dobry materiał na koncerty, ale mówimy o Depeche Mode xD W każdym razie, moje uczucia względem tego kawałka są raczej mieszane, tak jak i wspomnienia z nim związane. Słusznie ulokowano go poza albumem.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
Dragon
Posty: 8321
Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
Ulubiony utwór: Motyle
Lokalizacja: woj. wałbrzyskie

Post 02 lis 2023 18:06

In Your Memory

Trochę lat minęło zanim młodziutki fan DM odkrył coś więcej poza singlami, kawałkami z teledyskami i płytami. Końcówka podstawówki/początek gimnazjum to czasy namiętnego pobierania maxisingli, zasłuchiwania się w dziwnych remiksach, a przede wszystkim takich odkryciach jak strony B. Na początku ulegałem silnym wrażeniom. Lubiłem często układać swoje własne warianty list utworów na płytach. Pewnie przy okazji każdej kolejnej był moment, gdzie chętnie wywaliłbym wszystko co się da, byleby zmieścić tak słabo znane przecież perełki. W epoce SGR było z tym naprawdę dobrze, choć ostatecznie chyba do dzisiaj wolę lekko głupawe Set Me Free.

W In Your Memory zawsze podobało mi się brzmienie. Po czasie to trochę zaskakujące, że akurat ten numer napisał Alan. Całość w sumie stoi na tej basowej pętli, a to charakterystyczna cecha wielu bangerów by Mr Martin L. Gore. Wolę warstwę instrumentalną od wokali, te drugie poza refrenem w sumie bez wyrazu. Niby to bardziej bardziej kombinowany pomysł, ale dzięki temu specyficznemu rytmowi i sporej liczbie ozdobników Gahan schodzi na drugi plan. Dzieje się dużo, ale w trakcie nie za wiele się zmienia. Basowy klawisz wyraźnie dominuje, cała reszta robiąca za trochę inne tło dla kolejnej zwrotki trochę ginie w miksie. Przynajmniej finał znacznie lepszy i mniej od czapy niż w If You Want. W sumie wolałbym ten kawałek Wildera na płycie. If You Want niby jeszcze zagęszcza klimat, ale z drugiej strony panuje tam jeszcze większy burdel za sprawą całej sterty sampli i dziwnych klawiszy. Tu paradoksalnie pomysł jest prostszy, wszystko brzmi bardziej spójnie. Nie mam sensownego pomysłu na miejsce dla IYM w secie koncertowym. W pewnym momencie już nie trzeba było grać wszystkiego, ale też nie wszystko należało rzucać na głęboką wodę. Mógłby robić wrażenie akceptowalnego zapychacza widowiska. Wystarczy, że wracamy do niego raz na sto lat za sprawą podobnych forumowych eksperymentów. Nie ma nad czym się specjalnie zachwycać, najgorzej też nie jest. Solidnie poprawny numer.
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21983
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 03 lis 2023 12:56

Dawaj Wujek, bo już bym tbh popisał o Black Celebration
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
shodan
Posty: 16930
Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
Ulubiony utwór: Halo

Post 03 lis 2023 19:02

In Your Memory

Muszę przyznać, że za bardzo nie lubię tego utworu. Po pierwsze sama kompozycja jest taka dosyć niemrawa. Zawsze twierdziłem, że Wilder nie był wybitnym kompozytorem. Przynajmniej w takim rodzaju muzyki. Ja też w sumie nie pamiętałem, że to kompozycja Alana. Ale dobrze, że się nie znalazła na SGR. Bo kompozycja to jedno, a brzmienie to drugie. Już intro jest po prostu słabe. Potem robi się niezwykle hałaśliwie, inwazyjnie. Nie twierdzę, że wszystko jest tutaj złe. Bo są i dźwięki, które brzmią dobrze. Jest w tym nawet jakaś myśl. Ale te dobre dźwięki giną w natłoku innych dźwięków - tych mniej przyjemnych. To wszystko jest jakieś za głośne, zbyt napastliwe. Wiele utworów na SOFAD też jest grubo naładowanych brzmieniem, ale tam Wilder zrobił to jednak inaczej (pomijając oczywiście kwestie użytego sprzętu). Może być bogato, ale jak każdy dźwięk, każda zagrywka gra tak głośno i napastliwie, jak nie ma jakiegoś zróżnicowania w poziomie głośności, tylko wszystko chce być na pierwszym planie, to właśnie wychodzi z tego coś takiego jak IYM. Że człowiek nie ma ochoty do tego wracać. I ja właściwie nie wracam. Gdyby nie nasza liga, to bym pewnie zapomniał o istnieniu tego numeru. Nie jest to może najgorszy utwór DM, ale raczej jeden z najgorszych. Bo jak nie ma dobrej kompozycji i jednocześnie dobrego brzmienia, to jak ma być dobrze? Nawet Gahan śpiewający przez cały utwór nisko i jednostajnie nie pomaga ani trochę. Bo i w sumie nie ma tu żadnego pola do popisu.
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21983
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 03 lis 2023 20:09

Set Me Free

Myśląc o tym kawałku, miałem już w głowie dużo narzekania, ale odpaliłem go i okazało się, że jest trochę lepiej niż pamiętałem. Pierwszy raz usłyszałem ten utwór na zlocie DM we Wrocławiu w 2004 r., który odbył się w klubie Metropolis. Fun fact: okazało się, że był tam też mój wuefista z liceum, ale wyszło to dopiero w rozmowie po lekcji, na którą przyszedłem w koszulce „Violator”. Facet podniósł mi za nią ocenę xD W każdym razie, „Set Me Free”, to jeden z ostatnich utworów w formie bezkompromisowego, ejtisowego popu w wykonaniu tego zespołu i mały powrót do klimatów rzeczy w stylu „The Meaning of Love”. Odnoszę tu wrażenie przerysowania, jakby Alan (czy Martin) robili sobie jaja z tej konwencji i prześcigali się w tym, kto wrzuci do tego więcej ejtisu. Niektóre brzmienia, jak np. te power hity (te przed refrenami) są niesamowicie cringowe. Inne zaś, np. te rytmiczne przygrywki w zwrotkach, są bardzo fajne.

Gahan jest gwiazdą tego kawałka, bo pokazuje się praktycznie z każdej strony. Czasami drze mordę, czasami wchodzi w tryb delikatny (np. w drugiej zwrotce) lub wyskakuje nagle z falsetem, itd. Martin trzyma się z tyłu, poza tym końcowym „set me freeee”. To jest głupi numer, ale na swój sposób wyciąga z tego to, co najlepsze. Słychać w tym jakiś fun zespołu i to się udziela.

Release Mix straszy długością, ale nie jest tak źle. Najbardziej podoba mi się ten instrumentalny segment w środku, chętnie bym słuchałam jakiegoś instrumental dub mixu w tym stylu. Reszta to typowe 12” wydłużanie na siłę.

Nie bez powodu praktycznie nie wracam do tego kawałka i moim zdaniem to jeden z tych gorszych utworów Depeche Mode, ale chyba nabrałem dystansu do niego, bo nie irytuje mnie już w takim stopniu co kiedyś. Dobrze, że wyrzucili z siebie takie ciągoty i dali sobie z tym spokój.

Ciekawy jestem, jak by im to wyszło na żywo. Trudno sobie wyobrazić Gahana wyrabiającego co wieczór z tymi falsetami, ale z drugiej strony tak samo myślałem o „Peace”, a jednak wyrabiał i to wiele lat po swoich najlepszych czasach. Na papierze to dobry wybór na koncerty, ale odnoszę wrażenie, że DM byli już wtedy myślami, w trochę innym brzmieniu i nie chcieli sprawiać mylnego wrażenia.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
shodan
Posty: 16930
Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
Ulubiony utwór: Halo

Post 03 lis 2023 20:54

Set Me Free

A tutaj dla odmiany będę miał dużo dobrego do powiedzenia.
Podziwiam Hiena, że pamięta w jakich okolicznościach poznał jakiś utwór z b-strony. Ja pamiętam ETS, Violator i nawet SOFAD. Poza tym już raczej niewiele. Nie pamiętam też kompletnie kiedy poznałem Set Me Free. Nawet w której dekadzie. Może to nawet nie było w latach 90'. Ale ja zawsze te wczesne b-sidy raczej olewałem. Uważałem je za raczej słabe z wyjątkiem niektórych instrumentali. Ale wcale nie tak dawno temu po wielu latach przysłuchałem się przy okazji ligi uważniej utworowi SMF i o dziwo stwierdziłem, że to całkiem spoko numer. Sytuacja podobna do Get The Balance Right. Od głębokiej niechęci do szczerej sympatii. Nie wiem o czym jest tekst, a sama melodia brzmi rzeczywiście naiwnie. Ale jest fajna. Po prostu ładna i urocza. Brzmienie też dużo lepsze niż w IYM. Jest więcej przestrzeni. Jest bardzo tanecznie, rytmicznie. Słucham tego i się naprawdę bujam, a nóżka chodzi. Nawet te power hity mi się podobają. I te wszystkie fajne zagrywki. Gahan daje rzeczywiście popis wokalny. Podobają mi się te momenty darcia japy. Młody Gahan zawsze dobrze wypadał w tym elemencie.
Release mix jest też fajny. Bardzo dobre intro. Potem do pewnego momentu bardzo podobnie w sumie do podstawki, o ile nie identycznie. Środkowa część bardzo dobra. Świetny rytm utrzymuje. Fajne zagrywki klawiszowe. Ten przewodni motyw też miły dla ucha. Potem znowu powrót do podstawki oczywiście odpowiednio rozciągniętej.
Smętne In Your Memory nie ma z pogodnym i rezolutnym SMF żadnych szans.
Podsumowując - nie jest to oczywiście jakiś utwór z szerokiej nawet czołówki, ale bardzo rzetelny średniaczek. Utwór, który w moim rankingu zostawia w tyle całkiem sporą ilość utworów DM. I to nie tylko tych wczesnych.
Awatar użytkownika
mintaj
Posty: 4536
Rejestracja: 18 maja 2010 20:22
Ulubiony utwór: No na pewno nie somebody
Lokalizacja: się biorą dzieci?

Post 03 lis 2023 23:26

Pierwszy raz usłyszałem ten utwór na zlocie DM we Wrocławiu w 2004 r., który odbył się w klubie Metropolis.
Kurde, myślałem, że we Wro zloty DM od zawsze odbywały się wyłącznie w Liverpoolu
Za wszelkie wypowiedzi z mojej strony, poza tymi którymi mógłbym kogoś urazić, najmocniej przepraszam.

DEPESZWIZJA 16: EDYCJA BEZ IVONY (18+) POŚWIĘCONA PAPIEROSOM/WYROBOM TYTONIOWYM
STATUS: FINAŁ O 21
PACZKA TUTEJ
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21983
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 03 lis 2023 23:42

Byłem tylko raz i to było Metropolis. Nie znam się.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
Dragon
Posty: 8321
Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
Ulubiony utwór: Motyle
Lokalizacja: woj. wałbrzyskie

Post 10 lis 2023 00:49

shodan pisze:
03 lis 2023 19:02
Zawsze twierdziłem, że Wilder nie był wybitnym kompozytorem.
jeden z moich ulubionych cytatów chamsko wyrwanych z kontekstu, choć się z nim nie zgadzam, bo kiedyś przeżywałem zachwyty nad kompozycjami Wildera w Recoil :8 (w sumie zostało mi to w przypadku połowy Unsound Methods i subHuman)

Set Me Free (Remotivate Me)

Na dzień dobry uwaga techniczna. Albo to mandela effect albo od zawsze myślałem, że prawidłowe nazwa wygląda właśnie tak jak to przedstawiłem. Jeśli to miało być jednak Remotivate Me, a SMF robi ze dopisek... chyba że to kolejny objaw dość dziwnego poczucia humoru zespołu, żeby faktyczna nazwa była mniej intuicyjna, a bardziej z dupy, no ale dobra to szczególik. Okładki nie kłamią.

Odnoszę wrażenie, że strony B z epoki SGR są żywsze od połowy płyty, którą pomagają promować. Tam bywa mroczniej, wolniej, około industrialowe brzmienia są bardziej słyszalne. W przypadku IYM i SMF mamy bardziej konwencjonalne aranże rodem z epoki. Pamiętam swój młodzieńczy zachwyt przy okazji poznania tego kawałka. Robił robotę głupawą, szaleńczą, młodzieńczą energią. Dawniej wydawał mi się szybszy, jeszcze bardziej wykręcony. Po latach wyłapuję każdy element z osobna. Kiedyś odbierałem to jako taki po prostu szybki, bezkompromisowy kawałek. Teraz poza wykręconymi mostkami, ekspresyjnymi wokalami i ciekawymi efektami syntezatorowymi idzie to całkiem sporo drewnianego rytmu i brzmień mocno osadzonych w epoce. Chyba tylko w niektórych dźwiękach perkusji i pojedynczych ostrzejszych melodiach słychać walenie po rurach. Poza tym numer z gatunku tych klasycznie DYSKOTEKOWYCH, tak w starym stylu jeszcze przed boomem na taneczną elektronikę, ogólnie bezdyskusyjną dominację techno/house'u/muzyki chodnikowej, w zalezności od szerokości geograficznej. Falsety Gahana to moje guilty pleasure, zawsze mnie wkurzało, że sam czegoś takiego po mutacji na szybko nie wyciągnę xD Przez to w zaciszu domowym całkiem rzadko tego słucham, a jeszcze rzadziej podśpiewuję z pamięci, choć przy okazji dzisiejszego odsłuchu wyszło na to, że wcale nie zapomniałem jak to z grubsza leciało. Darcie mordy też pasuje - skoro to taki wyraźny wyskok wyraźnie dystansujący się od klimatu płyty, to wszystko co tu wlazło można wybronić. Jeszcze ciekawsze są chórki martinowe, szczególnie na samym końcu, gdzie pozwala sobie już na poważne jęki stęki. Lubię je od zawsze.

Ewentualna wersja koncertowa, hmm... za sprawą sekcji "darcie mordy" jestem w stanie wyobrazić sobie coś podobnego w stylu Pleasure Little Treasure. Na pewno lepszy wybór niż In Your Memory, choć równie zaskakujący. Pod koniec trasy mógłby spokojnie wlecieć za jakieś dziadostwo z epoki Speaka, byle nie za Ice Machine oczywiście. Remiks singlowy również sprawdziłem, ale poza martinowymi wokalami na początku reszta niezbyt ciekawa. Ot ręczna wycinanka w celu sklecenia może lekko bezsensownej, za to długiej dwunastki... choć niewykluczone, że w epoce w jakimś klubie mógłbym do tego kręcić tyłkiem, jak czasami zdarza mi się normalnie do kawałków PSB na Introspective - również niby wydłużonych w nieskończoność, ale za to z jeszcze bardziej podkreśloną klubową inklinacją.
Awatar użytkownika
Dragon
Posty: 8321
Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
Ulubiony utwór: Motyle
Lokalizacja: woj. wałbrzyskie

Post 10 lis 2023 01:46

a co się będę

Shake the Disease

Wkraczamy w rejon najważniejszych klasyków. Tu nawet do teledysku wracam z przyjemnością i sentymentem, przypominając sobie czasy podstawówki. Shake był wśród tych szczęśliwców poznanych najwcześniej na mojej depeszowej drodze. Gdybym miał wyciągnąć jakieś najstarsze wspomnienia... wśród nich na pewno jest coś takiego. Jakaś niedbale sklecona nazwa pliku mp3 na moim pierwszym telefonie typu Nokia XpressMusic z mrugającym na niebiesko panelem po boku. Powrót do domu ze szkoły dokładnie po drugiej stronie miasta. Mega wczutka młodego Roberta, poważny nastrój, być może nawet wzruszenie. 2010-2011 rok. Po latach tłuczenia tej muzyki do głowy nie umiem już racjonalnie odpowiedzieć na niektóre pytania - dlaczego musiało się tak stać? Skąd to poważne zainteresowanie Depeche Mode? Jak do tego doszło, że ich twórczość do dziś tak bardzo mnie rajcuje? Jest w tym jednocześnie dojrzałość, wyraźnie odróżnienie od otaczającego świata. Nawet jeśli potrafi zaspokoić różne przyziemne emocje i potrzeby, to jednak można się tu doszukiwać jakichś głębszych, poważniejszych refleksji. Melodyjność, a jednocześnie mrok. Jak dla mnie na tym etapie zaczyna się robić ten aspekt depeszowości, który dzisiaj większości słuchaczy przychodzi do głowy, gdy tylko słyszą nazwę zespołu lub pierwsze takty najpopularniejszych przebojów. Ich wizerunek staje się coraz bardziej charakterystyczny, stylowy. Po latach przynajmniej na tym etapie istnienia zespołu dostrzegam w nim również wiele queerowych, a na pewno lekko transgresyjnych, przerysowanych elementów.

Pewnie w 1985 roku trudno byłoby to tak określić, ale w Shake'u jest coś takiego emo. Za sprawą martinowych chórków, generalnie ekspresji wokalnej jednego i drugiego wracają intensywne emocje. Generalnie sporo tu wywlekania wrażliwości na zewnątrz, tyle że w zupełnie inny sposób niż na A Broken Frame. Mocniejsze bębny. Lekko pogrzebowa, nocna atmosfera. Od samego początku mam wobec STD takie skojarzenia. Może nie aż wampiry, bal kostiumowy i kąsanie krystalicznie białej ofiary przez postać w pelerynie, ale na pewno podobnie późna pora dookoła tu i tu. Wszystko działa. Solidna partia basowa, kolejny kanoniczny szkielet kompozycji Gore'a. Udane, dobre brzmienie pozostałych klawiszy. Solówka nie-solówka przed ostatnim refrenem w punkt. Nawet pozostałe efekty wyraźnie zanurzone w epoce po prostu muszą tu być, bo w 1985 nie dało się inaczej, biorąc pod uwagę taką ewolucję brzmienia zespołu. Paradoksalnie numer śpiewa Gahan, ale bez punktowej obecności Martina nie byłoby przynajmniej połowy efektu. Zresztą refren śpiewają razem, także ten. Słychać dalszą ewolucję wokalu DG. Coraz pewniejszy w niższych rejestrach, ale i wyżej wchodzi bez zgrzytu. Teraz już różnice z czasem będą coraz mniejsze, dopóki do gry nie wejdą środki wyskokowe oczywiście... Chórki i understand me przeszły już do historii, nic nie straciły ze świeżości, to po prostu rewelacyjne rozwiązanie. Miewam nawroty większej sympatii do wersji singlowej. Dobrze, że mam Singles 81-85 na półce, to mam do czego fizycznie wracać. Wiadomo, że w szerszej przestrzeni dookoła wrażenia są intensywniejsze.

Teledysk. Podbija to emo wrażenie. Spora zasługa stylówki, ale też przedstawianej sytuacji. Mimo wszystko jest jakaś niepewność, oczekiwanie na pozytywny impuls z drugiej strony od osoby, którą obdarzamy poważniejszym uczuciem. Ciepłe barwy w scenkach "domowych", powiedzmy. Ujęcia na łózko, na kran, generalnie na ten kameralny pokoik. Kulminacja to androgeniczny Gore w rozpiętym skórzanym ciuszku w makijażu. Z drugiej strony całkiem bekowe cięcia montażowe przy okazji bębnów w "understand me". Za to mechanicznie opadanie w pion wygląda po prostu dobrze. Sporo uwagi reżyser poświęcił po prostu Gahanowi, który śpiewa do kamery. Epizod z blond pasemkami to też ciekawa historia, ten look też mi się podoba. Jedyna oczywista głupota to walenie w blachę, przegięcie xD Ale z drugiej strony przynajmniej obraz nie jest taki jednowymiarowy i tylko poważnie nastrojowy.

Nigdy nie słyszałem żadnego dobrego remiksu, więc ten temat pomijam.

Koncertówki. Od czasu naszej gry w najlepsze wersje zdania nie zmieniam. Liczy się przede wszystkim oryginał grany po bożemu z Gahanem na wokalu. Najlepiej to wyszło przy okazji World Violation Tour. Kawałek jest trochę odświeżony za sprawą basowego intro. Poza tym reszta bez zmian i bardzo dobrze. Nawet wtedy Gahan nie brzmiał tak źle. Jak dla mnie przy odpowiedniej ilości prób można byłoby to grać w ten sposób i w XXI wieku. Może już na etapie Memento Mori Tour niekoniecznie, ale wcześniej? Czemu nie... tyle, że od 2003 roku numer na koncertach przejął Martin. Gdyby to trwało tylko do TTA to spoko, a tak jest jak jest. Wokal Martina mimo wielu różnych kombinacji słabnie z czasem, do tego znika urok przy okazji pierwszych kontaktów z akustykiem. Nie, ze stękaniem Gordeno nie chciałbym już tego słyszeć. Na Live in Berlin po trasie Delta Machine brzmi jeszcze w miarę klasycznie jak na tę wersję, ale z tego co słyszałem przy okazji kolejnych tras to już jest mały dramat. Wymowne, że jak do tej pory obecnie próbowali to raz i przy okazji doszło do małego fuckupu. Nie lubię, gdy klasykę traktuje się z wyraźnym dystansem i grają ją czasem naprawdę na odwal się. Z czymś pokroju EC czy Justa nie mam problemu, bo to generalnie nie są najlepsze numery w ich katalogu, no ale w takich przypadkach to się nie godzi, sorry. Nachlanemu Martinowi z czasów ostatnich ekscesów na trasach wybaczam wiele, ale beki toczonej późnej na trzeźwo nie lubię. Mimo wszystko cieszę się, że nie trafiłem na Szejka na żywo. Jeśli nie we właściwej wersji, to już lepiej nie słyszeć go w ogóle. Trzy wykony na GST i MMT łącznie... o trzy za dużo.

Moja ulubione nagranie? Oczywiście to prosto z Violatora Live, czyli Los Angeles '90.

https://media.dmlive.wiki/stream/dm1990 ... 644/04.m4a

Jako naczelny fachowiec od koncertówek muszę jednak wyróżnić jeszcze jedną perełkę. Myślę, że bardziej obeznani z tematem już się kiedyś natknęli na STD acapella, którego bardziej wykonała publika niż zespół. Legendarne nagranie ze Stuttgartu '90 musi tu być i tak.

https://media.dmlive.wiki/stream/dm1990 ... 644/04.m4a
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21983
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 10 lis 2023 08:11

Dla mnie też to było zawsze Set Me Free z dopiskiem i nie znam nikogo, kto by nazywał ten numer "Remotivate Me".
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
Awatar użytkownika
shodan
Posty: 16930
Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
Ulubiony utwór: Halo

Post 10 lis 2023 08:13

Dragon pisze:
10 lis 2023 00:49
jeden z moich ulubionych cytatów chamsko wyrwanych z kontekstu, choć się z nim nie zgadzam, bo kiedyś przeżywałem zachwyty nad kompozycjami Wildera w Recoil :8 (w sumie zostało mi to w przypadku połowy Unsound Methods i subHuman)
No rzeczywiście wyrwane z kontekstu, bo dodałem, że chodzi o ten rodzaj muzyki. Recoil to już zupełnie inna sprawa.
Awatar użytkownika
slick
Posty: 6767
Rejestracja: 15 lis 2004 17:36
Ulubiony utwór: Everything Counts
Lokalizacja: Warszawa

Post 10 lis 2023 09:08

mintaj pisze:
03 lis 2023 23:26
Pierwszy raz usłyszałem ten utwór na zlocie DM we Wrocławiu w 2004 r., który odbył się w klubie Metropolis.
Kurde, myślałem, że we Wro zloty DM od zawsze odbywały się wyłącznie w Liverpoolu
Jeszcze Madness (klub) był. Było kilka miejsc, ale Liverpool najpopularniejszy.
Hej, jeśli masz problemy z logowaniem na forum to spróbuj z przypomnieniem hasła. Jeśli to nie pomaga, skontaktuj się ze mną. Postaram Ci się pomóc. :mrgreen:
Awatar użytkownika
Hien
Posty: 21983
Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
Lokalizacja: Sam's Town

Post 10 lis 2023 11:32

Shake the Disease

Jak na numer, który lubię umiarkowanie, mam bardzo dużo miłych wspomnień w związku z „Shake the Disease”. To te słynne lato 2001, kiedy nad morzem miałem ze sobą walkman i głównie dwie kasety - „Singles 81> 85” i „101”. Na obu było „Shake the Disease” i było słuchane regularnie.

Zaskakuje mnie, że to kawałek niemal z sesji do „Black Celebration”, na kasetach z demówkami BC, „Shake” znajduje się jeszcze w trakliście, więc musiał być przynajmniej na jakimś etapie kontenderem. Trudno mi sobie wyobrazić ten kawałek na „Black Celebration”, ale może to po prostu kwestia przyzwyczajenia. Niemniej, dla mnie od początku skok między SGR i tym singlem, a BC wydawał się olbrzymi, do tego stopnia, że nawet obecność wczesnej wersji „Fly on the Windscreen” wydawała się rażąca. Obecnie sam już nie wiem, ale jakoś w 2001 r., „BC” brzmiało dla mnie jakby wyszło wczoraj, a „Shake the Disease” i wcześniejsze rzeczy wyraźnie trąciły ejtisami. Może to też sugestia wyryta w głowie przez podział bestek na „81 > 85” i „86 > 98”, ale już nie będziemy tutaj dokonywać analizy mojej łepetyny.

„Shake the Disease” to idealny przykład stonowanego, ejtisowego popu. O ile w utworze, który będziemy omawiać jako następny, poszli już w totalne szaleństwo, tutaj jest trochę spokojniej, ale równie chwytliwie. UUUUUU chwyta, melodia klawiszy chwyta (wszystkie melodie), refren to potężny singalong, nawet zwrotki są, a mostek to już w ogóle. Zaskakuje mnie, że to nie był większy hit, a jednocześnie patrzę na przeboje tamtego roku, tam Wham „Wake Me Up Before You Go Go”, Madonna „Like a Virgin”, Tears for Fears „Everybody Wants to Rule the Word” i „Shout”, Phill Collins „Sussudio”, itd., no było czego słuchać.

„Shake” to dla mnie taki crossover między światem „Some Great Reward”, a „Black Celebration”, bardziej osadzony w tym pierwszym, ale dający już jakieś pojęcie o tym, że zespół się szybko rozwija. Z czasem moje uwielbienie do niego przerodziło się w coś, co można bardziej nazwać uznaniem, ale już bez gorących uczuć. Czasami pojawia mi się ten kawałek w głowie, obowiązkowo w formie intra z Word Violation Tour. Może ma tu coś wspólnego ta słynna wersja ze Stuttgartu, której słuchałem wiele razy na początku 00sów, podobnie jak innych cudeniek z „Something Went Wrong”. Przejdźmy zatem do tego tematu, bo o remiksach też szczerze mówiąc nie mam wiele do powiedzenia, to są głównie wariacje na temat oryginału i zabawa długością utworu.

Jeśli chodzi o koncertówki, to u mnie również nic się nie zmieniło i również najbardziej cenię wersję z World Violation Tour, świetne intro i generalnie bardzo ładne brzmienia klawiszy. Nie wiem, czy jakakolwiek z tych pełnych wersji jest tak dobra, jak studyjna, brakuje pewnych zagrywek, niektóre inne są uproszczone, ale i tak spoko. Od 2003 r. trudno tu mówić o wersjach jako takich. Są kawałki DM, które wypadają dobrze w wersji Typowy Akustyk Gordeno, ale „Shake the Disease” nigdy mnie nie przekonał do siebie, a zajechanie go na koncertach w tej aranżacji również nie pomogło. Wszystkie te wykonania zlewają się w jedno, i o ile na A Night with MLG miało to jeszcze jakąś świeżość, to dziś już przewracam oczami kiedy tylko widzę, że Martin znowu wyciąga ten numer z szafy. Oficjalny powód dla nie grania "Shake the Disease" jak na płycie, który zresztą pochodzi jeszcze z czasów kiedy pełna wersja była grana, jest taki, że Gahan nie lubi tego kawałka. Nie pamiętam żeby kiedykolwiek, którykolwiek członek DM wypowiadał się szerzej na ten temat. Jak dla mnie, temat live jest raczej zamknięty, niby „Sister of Night” po ponad 25 latach Gahan w końcu wziął na klatę, ale nigdy nie złorzeczył w jego kierunku. Zresztą, obawiam się, że to by i tak nie wypaliło.

O klipie nic nie piszę, bo liczę, że kiedy skończymy omawiać albumy i single, to zrobimy sobie taki przelot po samych teledyskach. Wspomne jednak, że w w drugiej połowie 2004 r., próbowałem się zrobić na Gahana 85. W sierpniu, walnąłem sobie blond farbę na łeb (pokryty wcześniej czarną farbą, która przetrwała trzy miesiące, po tym jak ściąłem długie do pasa włosy, to były czasy) i czekałem aż wyschnie. I jak na złość, przyszła poczta, musiałem zejść na dół z jakiegoś powodu. Założyłem na siebie moją bluzę Placebo i kaptur, żeby nie było widać.
Zszedłem załatwiłem sprawę i wróciłem. Niestety spowodowało to, że farba się odcisnęła, czego efekty zobaczyłem dopiero godzinę później. Na głowie miałem wielki blond placek na środku, i mniej zafarbowaną resztę, a bluza też ucierpiała ze śladami jak po wybielaczu (nadal mam tę bluzę). Tak, był krótki czas kiedy ubierałem się jak Dave Gahan, miałem fryzurę na niego, miałem białe jeansy, skórę, itd. Trwało to jakiś niecały rok, ale nie będę kłamał, że się nie wydarzyło.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn