Best of Forum (Wideoklipy)
-
- Posty: 8178
- Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
- Ulubiony utwór: Motyle
- Lokalizacja: woj. wałbrzyskie
Nie mam na to czasu teraz, dawajcie dalej jak zapycham
DEPESZWIZJA 13: EDYCJA LATAJĄCEGO DILDA 69 KLAUSA WIESE
STATUS: oczekiwanie na głosy
PRZESYŁKI: 3/8
FINAŁ: 23/24 maja
STATUS: oczekiwanie na głosy
PRZESYŁKI: 3/8
FINAŁ: 23/24 maja
-
- Posty: 8178
- Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
- Ulubiony utwór: Motyle
- Lokalizacja: woj. wałbrzyskie
a może ale tym razem recki pierwszego kontaktu!
David Hasselhoff - Hooked on a Feeling
Don't Hassel the Hoff! Jako Wielki Przedwieczny opanował wszystkie możliwe zdolności oraz sprawności, a tylko naiwniacy i ludzie bez serca widzą tutaj perwersyjne nadużycie greenscreena. Z drugiej strony po latach odnalazłby się idealnie w Kiepskich, w ten sposób odblokował im tyle lokacji, a oni ich nie wykorzystali... Zaczyna się jak klip z VHSów Disneya do nauki języka angielskiego. Potem jest tylko lepiej. Żabka już zamknięta, więc muszę sobie radzić bez środków odurzających. Wierzę w to, że jest świadomy żenady, ale przynajmniej budzi serduszko. Po King Fury to po prostu wiem.
Beastie Boys - Sabotage
Bije z tego vibe programów powstających lata po nakręceniu Sabotaż. Krzyżówka Reality TV, mniej lub bardziej inscenizowanych pościgów plus prześmiewczy klimat jak z MTV. Przynajmniej takiego, jakiego chce pamiętać, czyli z głębokiego dzieciństwa, jeszcze bez dominacji żenady nad czystą zabawą. Jako naprawdę młody szczyl lubiłem pewien program na TVN Turbo, gdzie leciały stare nagrania z pościgów w USA. Za to przyjemne skojarzenie bonusowy plusik. Bez pretensji, bez wielkiego przekazu, bo i po co. Ja to tak czuję, karwasz twarz. Amerykańskie aż do przesady, którą realizatorzy poczuli i wykorzystali jako zaletę.
Michael Jackson - Black or White
Pewnie to nikogo nie zaskoczy, ale klip znam całkiem dobrze. Kiedy chciało się uchodzić za osłuchanego w podstawówce to kanon muzyki popularnej, ale dostatecznie STAREJ, miałem w małym palcu. Wielki to był czas dla Culkina, podróżował między jedną legendarną komedyjką a drugim kanonicznym teledyskiem. Najbardziej charakterystyczny look Jacksona, specyficzny rozmach, wielokulturowość, mnie to w ogóle nie dziwi dzisiaj. Może troszkę przytłacza, ale umywam ręce przed wychodzeniem poza ramy zabawy. Wierzę w to, co widzę, choć może to naiwne. Jacksona z tego numeru i teledysku nie zamierzam rozliczać. Nie wracam praktycznie w ogóle, mam innych faworytów w jego dyskografii, ale to był godny powrót. Nie wiadomo o co chodzi, jest tego dużo, ale jest w tym radość, pozytywna energia.
Poets of the Fall - War
Klip niby prosty i o wiadomym. Polacy dopiero za jakiś czas masowo zaczęli zdobywać wprawę w robieniu tego typu małych filmowych historii na szerszą skalę. Przynajmniej z tego, co mi się wydaje xD Numer przez te smyki ma melodramatyczny charakter, sprawia to wrażenie, jakby Poeci grali częściej metal, a tylko na specjalne okazje ubierali maski pop rockowych ziomków. Może na obrazku dzieje się za mało jak na to, co muzyka podpowiada? Ładne ujęcia na akweny wodne, lasy, ale reszta specyficzna. Sprawia wrażenie niskiego budżetu, co samo w sobie nie jest wadą, choć łatwiej przymknąć na to oko, jeśli idzie za tym obiecująca treść. Nie jestem graczem, staję obok.
David Hasselhoff - Hooked on a Feeling
Don't Hassel the Hoff! Jako Wielki Przedwieczny opanował wszystkie możliwe zdolności oraz sprawności, a tylko naiwniacy i ludzie bez serca widzą tutaj perwersyjne nadużycie greenscreena. Z drugiej strony po latach odnalazłby się idealnie w Kiepskich, w ten sposób odblokował im tyle lokacji, a oni ich nie wykorzystali... Zaczyna się jak klip z VHSów Disneya do nauki języka angielskiego. Potem jest tylko lepiej. Żabka już zamknięta, więc muszę sobie radzić bez środków odurzających. Wierzę w to, że jest świadomy żenady, ale przynajmniej budzi serduszko. Po King Fury to po prostu wiem.
Beastie Boys - Sabotage
Bije z tego vibe programów powstających lata po nakręceniu Sabotaż. Krzyżówka Reality TV, mniej lub bardziej inscenizowanych pościgów plus prześmiewczy klimat jak z MTV. Przynajmniej takiego, jakiego chce pamiętać, czyli z głębokiego dzieciństwa, jeszcze bez dominacji żenady nad czystą zabawą. Jako naprawdę młody szczyl lubiłem pewien program na TVN Turbo, gdzie leciały stare nagrania z pościgów w USA. Za to przyjemne skojarzenie bonusowy plusik. Bez pretensji, bez wielkiego przekazu, bo i po co. Ja to tak czuję, karwasz twarz. Amerykańskie aż do przesady, którą realizatorzy poczuli i wykorzystali jako zaletę.
Michael Jackson - Black or White
Pewnie to nikogo nie zaskoczy, ale klip znam całkiem dobrze. Kiedy chciało się uchodzić za osłuchanego w podstawówce to kanon muzyki popularnej, ale dostatecznie STAREJ, miałem w małym palcu. Wielki to był czas dla Culkina, podróżował między jedną legendarną komedyjką a drugim kanonicznym teledyskiem. Najbardziej charakterystyczny look Jacksona, specyficzny rozmach, wielokulturowość, mnie to w ogóle nie dziwi dzisiaj. Może troszkę przytłacza, ale umywam ręce przed wychodzeniem poza ramy zabawy. Wierzę w to, co widzę, choć może to naiwne. Jacksona z tego numeru i teledysku nie zamierzam rozliczać. Nie wracam praktycznie w ogóle, mam innych faworytów w jego dyskografii, ale to był godny powrót. Nie wiadomo o co chodzi, jest tego dużo, ale jest w tym radość, pozytywna energia.
Poets of the Fall - War
Klip niby prosty i o wiadomym. Polacy dopiero za jakiś czas masowo zaczęli zdobywać wprawę w robieniu tego typu małych filmowych historii na szerszą skalę. Przynajmniej z tego, co mi się wydaje xD Numer przez te smyki ma melodramatyczny charakter, sprawia to wrażenie, jakby Poeci grali częściej metal, a tylko na specjalne okazje ubierali maski pop rockowych ziomków. Może na obrazku dzieje się za mało jak na to, co muzyka podpowiada? Ładne ujęcia na akweny wodne, lasy, ale reszta specyficzna. Sprawia wrażenie niskiego budżetu, co samo w sobie nie jest wadą, choć łatwiej przymknąć na to oko, jeśli idzie za tym obiecująca treść. Nie jestem graczem, staję obok.
DEPESZWIZJA 13: EDYCJA LATAJĄCEGO DILDA 69 KLAUSA WIESE
STATUS: oczekiwanie na głosy
PRZESYŁKI: 3/8
FINAŁ: 23/24 maja
STATUS: oczekiwanie na głosy
PRZESYŁKI: 3/8
FINAŁ: 23/24 maja
-
- Posty: 11539
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
Git majonez, zatem można jechać dalej z koksem.
2 tygodnie, zegar tyka.
Onoe Caponoe - Disappearing Jakob
(2015, reż. El Tacodor)
Podrzucam jeden z numerów który wjechałby w bestkę utworów jako jeden z tych ulubionych ale z drugiej strony lubię i wolę go z wideoklipem więc czemu nie puścić go tutaj. O samym Onoe Caponoe wiem jedynie że to raper z Londynu i nigdy w sumie więcej nie wgryzłem się w jego muzę poza tym kawałkiem. Numer poznałem poprzez bywanie na pewnej grupce na fejsie, mianowicie dedykowanej fanom rapowego duetu Syny i to właśnie oni go tam wrzucili jako jeden z ich ulubionych kawałków. To bardzo wyluzowany numer o jaraniu zioła z przefajnym rysunkowym wideoklipem. Podoba mi się zastosowana tu kreska i kolorystyka, wyrazistość kolorów, ciepło tych fioletów i czerwieni chyba przeważających w tym klipie. Numer zasadniczo opowiada historię w której główny bohater ustawił się ze swoim dilerem o imieniu Jakob na mały deal na mieście, jednakże w trakcie rozmowy telefonicznej jadąc deskorolką zalicza glebę, rozsypuje mu się telefon i całą ustawkę trafia szlag. Przypomina mi to trochę scenkę jak ze starego numeru Molesty sprzed ery telefonów komórkowych - dotarłem na miejsce nie było nikogo, wiedziałem że tak będzie xD główny bohater zatem siedzi wkurzony i przeklina w myślach ale ostatecznie z pomocą w poszukiwaniu towaru przychodzi mu... jego własna matka xD któtka to ale fajnie zobrazowana historyjka z dobrą muzą i klimatem podbitym tym nieco psychodelicznym klipem jak dla mnie. Lubię te obrazki, ten stonerski chill i tę jakby niechlujność w gadce samego Onoe Caponoe i choć sam nie jaram to tym vibem się jaram, o.
https://youtu.be/uH-2yjhC4vY
2 tygodnie, zegar tyka.
Onoe Caponoe - Disappearing Jakob
(2015, reż. El Tacodor)
Podrzucam jeden z numerów który wjechałby w bestkę utworów jako jeden z tych ulubionych ale z drugiej strony lubię i wolę go z wideoklipem więc czemu nie puścić go tutaj. O samym Onoe Caponoe wiem jedynie że to raper z Londynu i nigdy w sumie więcej nie wgryzłem się w jego muzę poza tym kawałkiem. Numer poznałem poprzez bywanie na pewnej grupce na fejsie, mianowicie dedykowanej fanom rapowego duetu Syny i to właśnie oni go tam wrzucili jako jeden z ich ulubionych kawałków. To bardzo wyluzowany numer o jaraniu zioła z przefajnym rysunkowym wideoklipem. Podoba mi się zastosowana tu kreska i kolorystyka, wyrazistość kolorów, ciepło tych fioletów i czerwieni chyba przeważających w tym klipie. Numer zasadniczo opowiada historię w której główny bohater ustawił się ze swoim dilerem o imieniu Jakob na mały deal na mieście, jednakże w trakcie rozmowy telefonicznej jadąc deskorolką zalicza glebę, rozsypuje mu się telefon i całą ustawkę trafia szlag. Przypomina mi to trochę scenkę jak ze starego numeru Molesty sprzed ery telefonów komórkowych - dotarłem na miejsce nie było nikogo, wiedziałem że tak będzie xD główny bohater zatem siedzi wkurzony i przeklina w myślach ale ostatecznie z pomocą w poszukiwaniu towaru przychodzi mu... jego własna matka xD któtka to ale fajnie zobrazowana historyjka z dobrą muzą i klimatem podbitym tym nieco psychodelicznym klipem jak dla mnie. Lubię te obrazki, ten stonerski chill i tę jakby niechlujność w gadce samego Onoe Caponoe i choć sam nie jaram to tym vibem się jaram, o.
https://youtu.be/uH-2yjhC4vY
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
-
- Posty: 21808
- Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
- Lokalizacja: Sam's Town
David Bowie – Thursday’s Child (reż. Walter Stern)
Można powiedzieć, że od tego utworu zaczęło się moje prawdziwe zainteresowanie Bowiem. Teraz być może zatarło się to w dziejach, ale w 1999 r., „Thursday’s Child” było dużym hitem, przynajmniej w Polsce. Pamiętam wycieczkę rowerową w pierwszej klasie gimnazjum (pierwszej ever, reforma dopiero weszła) i ten utwór grający mi w głowie non stop. Pamiętam jak w jakiś słoneczny dzień, w tv puszczali VH1 Storytellers i Bowie grał set z opowieściami. Pamiętam ten klip. Kawałek od początku ze mną rezonował, chociaż nie powinien, bo miałem raptem 13 lat. Ale zawsze robiły na mnie wrażenie takie scenki podsumowań, głębszych refleksji, itd. ludzi ode mnie starszych. Oni mieli bagaż życia, który mogłem sobie tylko wyobrażać. I po tych 23 latach, teledysk do „Thursday’s Child” uderza mnie z większą siłą, bo to prawda. W pewnym momencie zaczyna się widzieć takie obrazy w lustrze. Może niekoniecznie nieudany związek, ale po prostu jakieś zdarzenia ukrywające się w robiących się zmarszczkach, przerzedzających włosach, itd. Jakieś rzeczy, których żałujemy, sposoby w jakie mogliśmy pokierować życiem, ludzie których poznaliśmy, i sratytaty. Rozumiecie o co chodzi. Wiem, że mnie często zdarza się gapić w łazience w lustro na siebie, myślę o tym jak ta twarz się zmieniła przez lata, co się działo przez ten cały czas. Potem gaszę światło, wychodzę i już się nad tym nie zastanawiam. Walter Stern, ujął w tym klipie całą masę uczuć, z którymi cała masa ludzi może się identyfikować. I wszystko to zrobione w piękny i wyjątkowo niepretensjonalny, ludzki sposób. Zresztą Bowie tak bardzo pasował do takich obrazów. Czasami zapominam też jakim był doskonałym aktorem.
Cały ten utwór zresztą tak działa na człowieka. Zawsze podobał mi się najbardziej wers „All of my life I tried so hard, doing my best with what I had” i zaskoczyło mnie, że klip zaczyna się od tego, jak Bowie ten fragment mamrocze (kompletnie tego nie pamiętałem). Swoją drogą, DB zarzekał się, że to nie jest piosenka autobiograficzna, że to jest o jakimś tam facecie, który to i tamto, itd., ale ja nie do końca w to wierzę. Myślę, że jest w tym dużo z niego samego, a jednocześnie dużo z każdego z nas. I cały ten nostalgiczny smutek, ma jednak jakąś formę happy endu w "only for you, I don't regret".
https://www.youtube.com/watch?v=gfOKDB0ChQk
Można powiedzieć, że od tego utworu zaczęło się moje prawdziwe zainteresowanie Bowiem. Teraz być może zatarło się to w dziejach, ale w 1999 r., „Thursday’s Child” było dużym hitem, przynajmniej w Polsce. Pamiętam wycieczkę rowerową w pierwszej klasie gimnazjum (pierwszej ever, reforma dopiero weszła) i ten utwór grający mi w głowie non stop. Pamiętam jak w jakiś słoneczny dzień, w tv puszczali VH1 Storytellers i Bowie grał set z opowieściami. Pamiętam ten klip. Kawałek od początku ze mną rezonował, chociaż nie powinien, bo miałem raptem 13 lat. Ale zawsze robiły na mnie wrażenie takie scenki podsumowań, głębszych refleksji, itd. ludzi ode mnie starszych. Oni mieli bagaż życia, który mogłem sobie tylko wyobrażać. I po tych 23 latach, teledysk do „Thursday’s Child” uderza mnie z większą siłą, bo to prawda. W pewnym momencie zaczyna się widzieć takie obrazy w lustrze. Może niekoniecznie nieudany związek, ale po prostu jakieś zdarzenia ukrywające się w robiących się zmarszczkach, przerzedzających włosach, itd. Jakieś rzeczy, których żałujemy, sposoby w jakie mogliśmy pokierować życiem, ludzie których poznaliśmy, i sratytaty. Rozumiecie o co chodzi. Wiem, że mnie często zdarza się gapić w łazience w lustro na siebie, myślę o tym jak ta twarz się zmieniła przez lata, co się działo przez ten cały czas. Potem gaszę światło, wychodzę i już się nad tym nie zastanawiam. Walter Stern, ujął w tym klipie całą masę uczuć, z którymi cała masa ludzi może się identyfikować. I wszystko to zrobione w piękny i wyjątkowo niepretensjonalny, ludzki sposób. Zresztą Bowie tak bardzo pasował do takich obrazów. Czasami zapominam też jakim był doskonałym aktorem.
Cały ten utwór zresztą tak działa na człowieka. Zawsze podobał mi się najbardziej wers „All of my life I tried so hard, doing my best with what I had” i zaskoczyło mnie, że klip zaczyna się od tego, jak Bowie ten fragment mamrocze (kompletnie tego nie pamiętałem). Swoją drogą, DB zarzekał się, że to nie jest piosenka autobiograficzna, że to jest o jakimś tam facecie, który to i tamto, itd., ale ja nie do końca w to wierzę. Myślę, że jest w tym dużo z niego samego, a jednocześnie dużo z każdego z nas. I cały ten nostalgiczny smutek, ma jednak jakąś formę happy endu w "only for you, I don't regret".
https://www.youtube.com/watch?v=gfOKDB0ChQk
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
-
- Posty: 6445
- Rejestracja: 26 lut 2005 18:00
- Ulubiony utwór: Master And Servant
- Lokalizacja: bezdomny
Schiller feat. Peter Heppner - Leben... I Feel You
(2003, reż. Hans Hammers)
To jest rzecz, którą pierwotnie chciałem wstawić do bestki utworowej, ale się rozmyśliłem w ostatniej chwili, własnie ze względu na klip. Myślę, że numeru przedstawiać nie trzeba. W 2003 roku to był potężny wprost hit w Europie, choć jedynki na jakiejś liście przebojów dopchał się bodaj jedynie w Rumunii. W Polsce pamiętam go na każdej stacji radiowej (najczęściej grała Zetka) i wszystkie znane mi wówczas stacje muzyczne (najczęściej wspominana już przeze mnie przy jakiejś okazji włoska Countdown TV, jaką mieliśmy na satelicie). Wideo bardzo zapadło mi w głowie - do pewnego stopnia w tej bestce stanowi kontynuację tego, co przedstawiłem w klipie do War, a więc... północ. Krajobrazy, ujęcia, niesamowite wprost widoki. Czułem, że to północna właśnie część Europy, ale ni hui nie wiedziałem, gdzie to mogło być kręcone. Sprawdziłem to dopiero w jakimś 2017, kiedy miałem nagły nawrót fazy na ten kawałek po tym, jak w trakcie porządków w domu znalazła się jedna z zetkowych składanek, gdzie oczywiście numer ten był (rodzice zresztą też bardzo go lubili). Całość powstała na niemieckiej wyspie Rugia na Bałtyku, zresztą nie tak daleko od granicy z Polską. Z najbardziej charakterystycznych dla tego miejsca punktów w teledysku można zobaczyć klify kredowe Jasmundzkiego Parku Narodowego, oraz molo w miasteczku Binz. No i oczywiście pociąg kolejki wąskotorowej Rügensche Bäderbahn, która wciąż tam działa. Przy połączeniu z aurą, jaką wideo uchwyca, miejsce to wydaje mi się wprost magiczne. Byłem w Niemczech parę razy, ale na Rugii nigdy, a bardzo chciałbym się tam wybrać, zobaczyć te same miejsca, które pokazano w wideo. Jedyną osobą w nim występującą (nie licząc jakiejś randomowej baby przy drodze) jest Peter Heppner, wokalista grupy Wolfsheim, który użycza głosu w tym numerze. Ciśnie sobie po różnych lokacjach rowerem, aż właśnie dociera do wspomnianego wcześniej molo. Niby takie nic, ale osobiście uważam, że klip jest genialną wprost ilustracją do tego utworu, który sam w sobie jest, no, super. Raz, że odpala we mnie srogą nostalgię, a dwa, że po prostu się dla mnie broni. Jest bardzo klimatyczny, nieco eteryczny, może trochę melancholijny, ale nie jest to melancholia nachalna, tj. przy niej czuję to, co Hien przy niektórych numerach, jakie ja uważam za smutne a on wprost przeciwnie. Oczywiście, wszystko jest kwestią kontekstu, ale tutaj kawałek może być defaultowo nieco posępny, a dla mnie wcale taki nie jest. Co więcej, jest dla mnie żywy. Mam ochotę wskoczyć na rower, cisnąć gdzieś na jakieś zapomniane nadmorskie zadupie i uśmiechać się do randomowych ludzi. Może tak zrobię latem, kto wie. Albo wiosną, bo aura tam dla mnie bardziej wiosenna (ciekawe, że za każdym razem, jak odwiedzałem Reich, właśnie taka pogoda tam była i zawsze ja byłem tam wiosną). Nie brzmi jak głupi pomysł, pomyślę nad tym. Może ktoś z Was ze mną?
https://www.youtube.com/watch?v=dQlxjSm0qU0
(2003, reż. Hans Hammers)
To jest rzecz, którą pierwotnie chciałem wstawić do bestki utworowej, ale się rozmyśliłem w ostatniej chwili, własnie ze względu na klip. Myślę, że numeru przedstawiać nie trzeba. W 2003 roku to był potężny wprost hit w Europie, choć jedynki na jakiejś liście przebojów dopchał się bodaj jedynie w Rumunii. W Polsce pamiętam go na każdej stacji radiowej (najczęściej grała Zetka) i wszystkie znane mi wówczas stacje muzyczne (najczęściej wspominana już przeze mnie przy jakiejś okazji włoska Countdown TV, jaką mieliśmy na satelicie). Wideo bardzo zapadło mi w głowie - do pewnego stopnia w tej bestce stanowi kontynuację tego, co przedstawiłem w klipie do War, a więc... północ. Krajobrazy, ujęcia, niesamowite wprost widoki. Czułem, że to północna właśnie część Europy, ale ni hui nie wiedziałem, gdzie to mogło być kręcone. Sprawdziłem to dopiero w jakimś 2017, kiedy miałem nagły nawrót fazy na ten kawałek po tym, jak w trakcie porządków w domu znalazła się jedna z zetkowych składanek, gdzie oczywiście numer ten był (rodzice zresztą też bardzo go lubili). Całość powstała na niemieckiej wyspie Rugia na Bałtyku, zresztą nie tak daleko od granicy z Polską. Z najbardziej charakterystycznych dla tego miejsca punktów w teledysku można zobaczyć klify kredowe Jasmundzkiego Parku Narodowego, oraz molo w miasteczku Binz. No i oczywiście pociąg kolejki wąskotorowej Rügensche Bäderbahn, która wciąż tam działa. Przy połączeniu z aurą, jaką wideo uchwyca, miejsce to wydaje mi się wprost magiczne. Byłem w Niemczech parę razy, ale na Rugii nigdy, a bardzo chciałbym się tam wybrać, zobaczyć te same miejsca, które pokazano w wideo. Jedyną osobą w nim występującą (nie licząc jakiejś randomowej baby przy drodze) jest Peter Heppner, wokalista grupy Wolfsheim, który użycza głosu w tym numerze. Ciśnie sobie po różnych lokacjach rowerem, aż właśnie dociera do wspomnianego wcześniej molo. Niby takie nic, ale osobiście uważam, że klip jest genialną wprost ilustracją do tego utworu, który sam w sobie jest, no, super. Raz, że odpala we mnie srogą nostalgię, a dwa, że po prostu się dla mnie broni. Jest bardzo klimatyczny, nieco eteryczny, może trochę melancholijny, ale nie jest to melancholia nachalna, tj. przy niej czuję to, co Hien przy niektórych numerach, jakie ja uważam za smutne a on wprost przeciwnie. Oczywiście, wszystko jest kwestią kontekstu, ale tutaj kawałek może być defaultowo nieco posępny, a dla mnie wcale taki nie jest. Co więcej, jest dla mnie żywy. Mam ochotę wskoczyć na rower, cisnąć gdzieś na jakieś zapomniane nadmorskie zadupie i uśmiechać się do randomowych ludzi. Może tak zrobię latem, kto wie. Albo wiosną, bo aura tam dla mnie bardziej wiosenna (ciekawe, że za każdym razem, jak odwiedzałem Reich, właśnie taka pogoda tam była i zawsze ja byłem tam wiosną). Nie brzmi jak głupi pomysł, pomyślę nad tym. Może ktoś z Was ze mną?
https://www.youtube.com/watch?v=dQlxjSm0qU0
Dialog jest językiem kapitulacji. ~Fronda.pl
-
- Posty: 16778
- Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
- Ulubiony utwór: Halo
Birdy – Voyager
(Lotta Boman 2021)
Postanowiłem dostosować się do nostalgicznego nastroju propozycji Hiena i Deva. Tak wiem, że ten utwór już w innej bestce był, ale oprócz świetnej muzyki ma też równie dobry teledysk. A te dwa elementy razem tworzą jeszcze lepsze dzieło. Bo nie ma nic lepszego jak wyjątkowy utwór podparty równie wyjątkowym i dopasowanym obrazem.
Na początku mamy wałęsającą się Birdy po jakiejś fajnej chatce w jakimś pięknym i ustronnym miejscu. Są sielskie widoki, sarenki na ogrodzie i drobniutka dziewczyna w żółtym sweterku. W dobie teledysków pełnych półnagich, wymalowanych i wulgarnie świecących dupami i cyckami lasek przyjemnie popatrzeć dla odmiany na po prostu skromną i zwyczajną dziewczynę.
Potem widzimy pannę Jasmine jako podróżniczkę w różnych miejscach: na jakichś wzgórzach górujących nad wielkim miastem, wpatrującą się wieczorem w pustkowie, podróżującą nocą samochodem, na molo nad morzem z pięknie rozwianymi długimi włosami na wietrze, z tobołkiem i gitarą na prawie pustej plaży o zachodzie słońca. W każdej właściwie scenie występuje Birdy. Często zapatrzona w dal, zamyślona. Birdy nagrywała ten album po rozstaniu z partnerem. I właśnie o uczuciach związanych z rozstaniem jest ta muzyka. Czuć tutaj jakiś smutek, jakąś tęsknotę za czymś, co się utraciło. Piękna i jednocześnie w jakiś sposób smutna piosenka z cudownie dopasowanym klimatycznie nostalgicznym teledyskiem. Reżyser w clipie fantastycznie uchwycił ten wyjątkowy klimat utworu. Bardzo podoba mi się pastelowa kolorystyka tych obrazów.
Voyager na Last.fm. ma u mnie na tę chwilę już 555 scrobbli. A ja wciąż mam ciary gdy tego słucham. I wciąż chłonę to jak za pierwszym razem. A nawet bardziej. To prawdopodobnie najpiękniejszy utwór, jaki znam.
https://www.youtube.com/watch?v=c7YfWffIW0A
(Lotta Boman 2021)
Postanowiłem dostosować się do nostalgicznego nastroju propozycji Hiena i Deva. Tak wiem, że ten utwór już w innej bestce był, ale oprócz świetnej muzyki ma też równie dobry teledysk. A te dwa elementy razem tworzą jeszcze lepsze dzieło. Bo nie ma nic lepszego jak wyjątkowy utwór podparty równie wyjątkowym i dopasowanym obrazem.
Na początku mamy wałęsającą się Birdy po jakiejś fajnej chatce w jakimś pięknym i ustronnym miejscu. Są sielskie widoki, sarenki na ogrodzie i drobniutka dziewczyna w żółtym sweterku. W dobie teledysków pełnych półnagich, wymalowanych i wulgarnie świecących dupami i cyckami lasek przyjemnie popatrzeć dla odmiany na po prostu skromną i zwyczajną dziewczynę.
Potem widzimy pannę Jasmine jako podróżniczkę w różnych miejscach: na jakichś wzgórzach górujących nad wielkim miastem, wpatrującą się wieczorem w pustkowie, podróżującą nocą samochodem, na molo nad morzem z pięknie rozwianymi długimi włosami na wietrze, z tobołkiem i gitarą na prawie pustej plaży o zachodzie słońca. W każdej właściwie scenie występuje Birdy. Często zapatrzona w dal, zamyślona. Birdy nagrywała ten album po rozstaniu z partnerem. I właśnie o uczuciach związanych z rozstaniem jest ta muzyka. Czuć tutaj jakiś smutek, jakąś tęsknotę za czymś, co się utraciło. Piękna i jednocześnie w jakiś sposób smutna piosenka z cudownie dopasowanym klimatycznie nostalgicznym teledyskiem. Reżyser w clipie fantastycznie uchwycił ten wyjątkowy klimat utworu. Bardzo podoba mi się pastelowa kolorystyka tych obrazów.
Voyager na Last.fm. ma u mnie na tę chwilę już 555 scrobbli. A ja wciąż mam ciary gdy tego słucham. I wciąż chłonę to jak za pierwszym razem. A nawet bardziej. To prawdopodobnie najpiękniejszy utwór, jaki znam.
https://www.youtube.com/watch?v=c7YfWffIW0A
-
- Posty: 8178
- Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
- Ulubiony utwór: Motyle
- Lokalizacja: woj. wałbrzyskie
Kraftwerk - The Telephone Call
Niestety, nie znalazłem informacji o reżyserze. W ogóle nie tak łatwo o kraftwerkowe klipy. Nie było ich zbyt wiele, zespół (tzn Ralf) też niespecjalnie dba o to, by gdzieś je wszystkie uporządkować, odświeżyć. Dlatego tym bardziej uważam, że warto w tym kierunku pójść i trochę pogrzebać. Utwory Kraftwerk nie zawierają wielowątkowych fabuł, historii. Jak teksty to lakoniczne, maksymalne w minimalizmie. Taki jest też teledysk do jedynego numeru zespołu, który śpiewa Karl Bartos. Jak to streścić? Wokół skromnej opowieści o trudach relacji międzyludzkich wobec rozpędzającej się techniki obserwujemy równie wąską symbolikę w obrazie. Panowie trwają w oczekiwaniach przy telefonie na tę po drugiej stronie. Bartos klepie krótką wiadomość na maszynie do pisania. Czuwanie. Czuwanie. Czuwanie. Wszystko w bieli i czerni.
Pierwszy raz spotkałem się ze śladami tego teledysk za pośrednictwem śmiesznego obrazka, tzw. mema, który mnie rozbawił i zastanowił. Przez lata nie brałem w ogóle pod uwagę faktu, że do ich muzyki mogły powstawać teledyski. Znaczy coś tam z The Model kojarzę, ale to wszystko. Piękne i przyjemne zaskoczenie po latach.
https://www.youtube.com/watch?v=OYhQVrXBgxU
https://ibb.co/wyJMxxK (meme)
Niestety, nie znalazłem informacji o reżyserze. W ogóle nie tak łatwo o kraftwerkowe klipy. Nie było ich zbyt wiele, zespół (tzn Ralf) też niespecjalnie dba o to, by gdzieś je wszystkie uporządkować, odświeżyć. Dlatego tym bardziej uważam, że warto w tym kierunku pójść i trochę pogrzebać. Utwory Kraftwerk nie zawierają wielowątkowych fabuł, historii. Jak teksty to lakoniczne, maksymalne w minimalizmie. Taki jest też teledysk do jedynego numeru zespołu, który śpiewa Karl Bartos. Jak to streścić? Wokół skromnej opowieści o trudach relacji międzyludzkich wobec rozpędzającej się techniki obserwujemy równie wąską symbolikę w obrazie. Panowie trwają w oczekiwaniach przy telefonie na tę po drugiej stronie. Bartos klepie krótką wiadomość na maszynie do pisania. Czuwanie. Czuwanie. Czuwanie. Wszystko w bieli i czerni.
Pierwszy raz spotkałem się ze śladami tego teledysk za pośrednictwem śmiesznego obrazka, tzw. mema, który mnie rozbawił i zastanowił. Przez lata nie brałem w ogóle pod uwagę faktu, że do ich muzyki mogły powstawać teledyski. Znaczy coś tam z The Model kojarzę, ale to wszystko. Piękne i przyjemne zaskoczenie po latach.
https://www.youtube.com/watch?v=OYhQVrXBgxU
https://ibb.co/wyJMxxK (meme)
DEPESZWIZJA 13: EDYCJA LATAJĄCEGO DILDA 69 KLAUSA WIESE
STATUS: oczekiwanie na głosy
PRZESYŁKI: 3/8
FINAŁ: 23/24 maja
STATUS: oczekiwanie na głosy
PRZESYŁKI: 3/8
FINAŁ: 23/24 maja
-
- Posty: 11539
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
Pardon, nie wiem czemu myślałem że czekamy na deva xD
Kolejka 3.:
https://youtube.com/playlist?list=PL9wm ... -1l5TDof6V
Kolejka 3.:
https://youtube.com/playlist?list=PL9wm ... -1l5TDof6V
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
-
- Posty: 11539
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
David Bowie - Thursday's Child
Nigdy nie słyszałem ani nie widziałem tego kawałka/klipu ale każde spotkanie z mistrzem warte jest poświęconego czasu. Interesujący koncept, Bowie przyglądający się w lustrze odbiciu swoim i swojej partnerki i kiedy zaczyna się niepozornie zaczynają dziać się dziwne rzeczy. W tym miejscu można interpretować to dwojako, najprościej powiedzieć że ot wyobraźnia Bowiego zaczyna pracować, wspomnienia ożywają i zamiast realnych lustrzanych odbić widzi w lustrze siebie i swoją partnerkę sprzed lat (druga możliwa interpretacja to to że w tamtym momencie zadziałały jakieś leki albo dragi xD ). W tym miejscu mała dygresja bo prawdę mówiąc początkowo nie kumałem tego klipu i myślałem że zamiast odmłodzonego Bowiego pojawia się jakaś kobieta, tym zabawniej interpretowałem następne sceny bo Bowie sięga ręką do swojej koszuli jakby chciał ją rozpiąć i sprawdzić czy odbicie ma cycki xDDDD dopiero studiowanie komentarzy pod klipem naprowadziło mnie na właściwy tor, no ale cóż, fakt że Bowie dawniej może mało męsko wyglądał xD mamy zatem odmłodzone odbicia jego i jego partnerki, jakby wyraz tęsknoty za zagubioną w życiu iskrą i w przypływie tej nostalgii Bowie całuje swoją odmłodzoną partnerkę i sen jakby się urywa, jest z nim tylko szarość życia codziennego i obecna postarzała już kobieta. Podobają mi się efekty dźwiękowe wtrącające się ponad muzykę czyli szum wody, chrząknięcie Davida, lubię kiedy klip jest czymś więcej niż tylko obrazkiem do muzyki. Bardzo przyjemne video i numer, czułem się jakby to był jeden z tych klipów oglądanych dawniej w tv rano przed wyjściem do szkoły czy pracy, ma dla mnie taki vibe wczesnoporanny gdy za oknem dopiero świta. Git wrzuta.
Schiller mit Heppner - Leben... I Feel You
Tu klip i numer doskonale znany bo z czasów złotej ery Vivy jeszcze. Trochę wehikuł czasu, chłodna jesienna kolorystyka, oglądam to i czuję jakby po tym miał wjechać klip Krawczyka do Bo Jesteś Ty. W czasie gdy to wyszło trzymałem ten numer na dystans trochę, z jednej strony podobały mi się te niemieckie synthy (swoją drogą wtyczka Predator do FL Studio miała takie brzmienia chyba w zakładce nazwanej Berliner Schule) a z drugiej odrzucał mnie trance'owy bit numeru, skojarzenia budziły uprzedzenia. Numer jest spoko i klip doceniam po latach bardziej nawet. Podoba mi się mocno oldskulowy rower na którym jedzie Heppner (jak mniemam to on), jaram się tym reflektorem i bagażnikiem z przodu. Chwilami gdy jedzie czuję lekki vibe Ojca Mateusza xD totalny escapism bije z tego klipu, jest tylko człowiek i świat wokół którym on oddycha, czuje go, to całe życie wokół którym się napawa. Prosty ale wystarczający w zupełności obrazek, no i końcówka na tym molo z napisem Leben, życie jako cel sam w sobie metaforycznie można rzec. Jest ok.
Birdy - Voyager
Powrót do Birdy i klipu na który raz jeden kiedyś rzuciłem okiem. Teraz czas na głębszą analizę. Tu po dłuższym przyjrzeniu się odnoszę wrażenie chwilami jakby klip kręciły dwie osoby, albo były dwie koncepcje które potem spojono w całość. Zaczyna się sielsko anielsko w domku na wsi i całość okraszona jest filtrem starej taśmy filmowej, nadaje to fajnego retro sznytu tym segmentom i jest to fajnie spójne z akustycznym brzmieniem kawałka dla mnie. Wieś, drewniany dom, ciepłe kolorowe swetry Birdy, wokół zieleń ale z oznakami jesieni, biegają jelonki, jesieniarsko w wuj, numer zyskuje na tym obrazie. Potem jednak w połowie przeskok i zmiana, ginie filmowy filtr, mamy już normalny wyraźny obraz, okolica się zmienia (obstawiam obrzeża Los Angeles a potem nawet jego plaże), nie ma to tego uroku co tamte wiejskie obrazki, bije tu bardziej chłód nawet znad oceanu, nie jest to już tak przytulne i szkoda moim zdaniem że nie postawiono na jeden koncept od początku do końca. Pół okejki z mej strony.
Kraftwerk - The Telephone Call
Klasyka. Robotyczni Kraftwerk w czerni i bieli. Ja już za samą czerń i biel mógłbym prejzować bo lubię takie monochromatyczne klipy, dobry minimalizm nie jest zły. Kraftwerk w typowym chyba dla siebie wydaniu, przylizane fryzury i czarne skórzane rękawiczki które mi nasuwają skojarzenia z nazistami, trzymanie się tego wyglądu było nieco odważne ale i nadawało im charakterystyczny niemiecki sznyt. Do tego statyczne, robotyczne zachowanie panów w klipie cierpliwie czekających na osobę po drugiej stronie słuchawki. Telefon-pianinko, fenomenalny gadżet o dużej wartości estetycznej tutaj. Pod koniec pojawia się Pan przy mikrofonie i słuchawkach a mi te słuchawki z kolei mocno nasuwają skojarzenie ze Stasi i klimatami z filmu Życie Na Podsłuchu. Klip dość prosty może ale tu też - wystarcza w zupełności, oddaje specyficzną kraftwerkową aurę. Numer klasyk, jest git.
No no, całkiem udana kolejka wideo w moim odbiorze, jestem 3,5 raza na TAK.
Nigdy nie słyszałem ani nie widziałem tego kawałka/klipu ale każde spotkanie z mistrzem warte jest poświęconego czasu. Interesujący koncept, Bowie przyglądający się w lustrze odbiciu swoim i swojej partnerki i kiedy zaczyna się niepozornie zaczynają dziać się dziwne rzeczy. W tym miejscu można interpretować to dwojako, najprościej powiedzieć że ot wyobraźnia Bowiego zaczyna pracować, wspomnienia ożywają i zamiast realnych lustrzanych odbić widzi w lustrze siebie i swoją partnerkę sprzed lat (druga możliwa interpretacja to to że w tamtym momencie zadziałały jakieś leki albo dragi xD ). W tym miejscu mała dygresja bo prawdę mówiąc początkowo nie kumałem tego klipu i myślałem że zamiast odmłodzonego Bowiego pojawia się jakaś kobieta, tym zabawniej interpretowałem następne sceny bo Bowie sięga ręką do swojej koszuli jakby chciał ją rozpiąć i sprawdzić czy odbicie ma cycki xDDDD dopiero studiowanie komentarzy pod klipem naprowadziło mnie na właściwy tor, no ale cóż, fakt że Bowie dawniej może mało męsko wyglądał xD mamy zatem odmłodzone odbicia jego i jego partnerki, jakby wyraz tęsknoty za zagubioną w życiu iskrą i w przypływie tej nostalgii Bowie całuje swoją odmłodzoną partnerkę i sen jakby się urywa, jest z nim tylko szarość życia codziennego i obecna postarzała już kobieta. Podobają mi się efekty dźwiękowe wtrącające się ponad muzykę czyli szum wody, chrząknięcie Davida, lubię kiedy klip jest czymś więcej niż tylko obrazkiem do muzyki. Bardzo przyjemne video i numer, czułem się jakby to był jeden z tych klipów oglądanych dawniej w tv rano przed wyjściem do szkoły czy pracy, ma dla mnie taki vibe wczesnoporanny gdy za oknem dopiero świta. Git wrzuta.
Schiller mit Heppner - Leben... I Feel You
Tu klip i numer doskonale znany bo z czasów złotej ery Vivy jeszcze. Trochę wehikuł czasu, chłodna jesienna kolorystyka, oglądam to i czuję jakby po tym miał wjechać klip Krawczyka do Bo Jesteś Ty. W czasie gdy to wyszło trzymałem ten numer na dystans trochę, z jednej strony podobały mi się te niemieckie synthy (swoją drogą wtyczka Predator do FL Studio miała takie brzmienia chyba w zakładce nazwanej Berliner Schule) a z drugiej odrzucał mnie trance'owy bit numeru, skojarzenia budziły uprzedzenia. Numer jest spoko i klip doceniam po latach bardziej nawet. Podoba mi się mocno oldskulowy rower na którym jedzie Heppner (jak mniemam to on), jaram się tym reflektorem i bagażnikiem z przodu. Chwilami gdy jedzie czuję lekki vibe Ojca Mateusza xD totalny escapism bije z tego klipu, jest tylko człowiek i świat wokół którym on oddycha, czuje go, to całe życie wokół którym się napawa. Prosty ale wystarczający w zupełności obrazek, no i końcówka na tym molo z napisem Leben, życie jako cel sam w sobie metaforycznie można rzec. Jest ok.
Birdy - Voyager
Powrót do Birdy i klipu na który raz jeden kiedyś rzuciłem okiem. Teraz czas na głębszą analizę. Tu po dłuższym przyjrzeniu się odnoszę wrażenie chwilami jakby klip kręciły dwie osoby, albo były dwie koncepcje które potem spojono w całość. Zaczyna się sielsko anielsko w domku na wsi i całość okraszona jest filtrem starej taśmy filmowej, nadaje to fajnego retro sznytu tym segmentom i jest to fajnie spójne z akustycznym brzmieniem kawałka dla mnie. Wieś, drewniany dom, ciepłe kolorowe swetry Birdy, wokół zieleń ale z oznakami jesieni, biegają jelonki, jesieniarsko w wuj, numer zyskuje na tym obrazie. Potem jednak w połowie przeskok i zmiana, ginie filmowy filtr, mamy już normalny wyraźny obraz, okolica się zmienia (obstawiam obrzeża Los Angeles a potem nawet jego plaże), nie ma to tego uroku co tamte wiejskie obrazki, bije tu bardziej chłód nawet znad oceanu, nie jest to już tak przytulne i szkoda moim zdaniem że nie postawiono na jeden koncept od początku do końca. Pół okejki z mej strony.
Kraftwerk - The Telephone Call
Klasyka. Robotyczni Kraftwerk w czerni i bieli. Ja już za samą czerń i biel mógłbym prejzować bo lubię takie monochromatyczne klipy, dobry minimalizm nie jest zły. Kraftwerk w typowym chyba dla siebie wydaniu, przylizane fryzury i czarne skórzane rękawiczki które mi nasuwają skojarzenia z nazistami, trzymanie się tego wyglądu było nieco odważne ale i nadawało im charakterystyczny niemiecki sznyt. Do tego statyczne, robotyczne zachowanie panów w klipie cierpliwie czekających na osobę po drugiej stronie słuchawki. Telefon-pianinko, fenomenalny gadżet o dużej wartości estetycznej tutaj. Pod koniec pojawia się Pan przy mikrofonie i słuchawkach a mi te słuchawki z kolei mocno nasuwają skojarzenie ze Stasi i klimatami z filmu Życie Na Podsłuchu. Klip dość prosty może ale tu też - wystarcza w zupełności, oddaje specyficzną kraftwerkową aurę. Numer klasyk, jest git.
No no, całkiem udana kolejka wideo w moim odbiorze, jestem 3,5 raza na TAK.
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
-
- Posty: 11539
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
To ja tylko napomknę że jutro mijają dwa tygodnie od pierwszej wrzuty. Pobudka ziomeczki
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
-
- Posty: 16778
- Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
- Ulubiony utwór: Halo
Ja właśnie opisuję.
-
- Posty: 21808
- Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
- Lokalizacja: Sam's Town
Ten temat pokazuje jednak, że muzyki o wiele łatwiej, częściej, chętniej się słucha, niż ogląda klipy.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
-
- Posty: 11539
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
No nie wiem, ja tam za klipami zawsze chętnie i prędzej sięgam chyba niż po albumy
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
-
- Posty: 8178
- Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
- Ulubiony utwór: Motyle
- Lokalizacja: woj. wałbrzyskie
No nie wiem, w ten sposób potwierdza się mój stosunek do klipów. Poza waszymi wrzutkami właściwie w ostatnim czasie nic nie oglądałem i nie mam takiej wewnętrznej potrzeby. Co innego z płytami, bo tu praktycznie zawsze coś idzie
DEPESZWIZJA 13: EDYCJA LATAJĄCEGO DILDA 69 KLAUSA WIESE
STATUS: oczekiwanie na głosy
PRZESYŁKI: 3/8
FINAŁ: 23/24 maja
STATUS: oczekiwanie na głosy
PRZESYŁKI: 3/8
FINAŁ: 23/24 maja
-
- Posty: 21808
- Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
- Lokalizacja: Sam's Town
Ja generalnie nie przepadam za wideoklipami, bardzo mało ich mi się podoba i po 10tce tutaj raczej odpuszczę dalszą zabawę, chyba że uda mi się jeszcze coś wyłuskać. Muzyka, to muzyka, albumy, utwory zawsze >>>>>>> klipy.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn
-
- Posty: 11539
- Rejestracja: 09 wrz 2006 17:01
- Ulubiony utwór: hajerlow
Ja oglądam dla wajbu że tak powiem, vide np. wrzucane na grupę ATCQ które chętnie oglądam w sezonie jesienno-zimowym a latem jakieś wakacyjne obrazki xd
"Murzyn wielkim wezyrem był i jest" - munlup
-
- Posty: 16778
- Rejestracja: 04 lis 2007 14:18
- Ulubiony utwór: Halo
Ja jestem wielkim miłośnikiem dobrego teledysku, który potrafi podbić wartość utworu zdecydowanie.
Onoe Caponoe - Disappearing Jakob
No już w pierwszej kolejce pisałem, że nie przepadam za teledyskami animowanymi czy kukiełkowymi. Tym bardziej tego typu kreska mi nie odpowiada. Bajek w takim stylu też bym pewnie nie oglądał, bo taki styl zawsze mnie raczej odrzucał. Stripped pisze, że jara go ta kolorystyka. Mnie się nie podoba. Już sama opowiadana historia nic tutaj nie zmieni, bo wizualnie jest dla mnie po prostu brzydko. Widzicie to kwestia gustu. Co stripped bardzo sobie chwali dla mnie jest zupełnie nieakceptowalne. Sam utwór naprawdę bardzo fajny, ale teledysk niestety już nie. Wszystko tu jest takie kanciaste, niezgrabne, koślawe. Zbyt duże kontrasty kolorystyczne. Ja lubię zupełnie innego rodzaju kreskówki. No nie tym razem.
David Bowie – Thursday’s Child
Ten utwór znałem, ale teledysku nigdy chyba nie widziałem. I powiem, że mi się podoba. Taki bardzo minimalistyczny bym powiedział. Niby nic się nie dzieje. Wszystko sprowadza się do jakichś drobnych gestów, spojrzeń, prostych czynności jak odpięcie guzika czy puszczenie wody. Ale ma to swój urok. Głównym bohaterem jest sam Bowie, co już jest dla mnie sporą wartością. Bowie najpierw wpatruje się w swoje odbicie w lustrze jakby coś analizując. Potem pojawia się żona i zaczynają się jakieś wspominki. Nie jestem do końca pewien o co chodzi, ale sądzę, że nasz bohater jakby patrząc na siebie w lustrze i na swoją żonę wspominał młodość. Jakby rozmyślał nad upływającym czasem, tęsknił za młodością, za swoją młodą żoną. Fajne są te różne poboczne dźwięki jak np. szum wody. Podoba mi się też wystrój mieszkania, w którym to wszystko się odbywa. Fajny i klimatyczny klip.
Schiller feat. Peter Heppner - Leben... I Feel You
Utwór oczywiście znam doskonale i bardzo mi się podoba. Teledysk też znam i też zawsze mi się podobał. Uwielbiam obrazy w takiej szaro-burej kolorystyce. I takie krajobrazy. Heppner jadący rowerem przez szare miasto, potem jakieś leśne ostępy aż do brzegu morza. Te szare piękne nadmorskie klify na tle zamglonego morza robią wrażenie. Potem znowu nasz bohater jadący rowerem na tle wyprzedzającego go powoli pociągu. I w końcu molo wrzynające się w sine morze.
Ten klip raczej nie ma żadnej fabuły. Nie opowiada żadnej konkretnej historii. Ale co z tego, skoro jest bardzo klimatyczny. I zgadzam się z devem, że ma w sobie potężną dawkę melancholii. Piękna ta niemiecka wyspa. Zawsze zazdrościłem ludziom mogącym mieszkać w takich miejscach.
Kraftwerk - The Telephone Call
Tego klipu nigdy nie widziałem. Kolejny utrzymany w biało-czarno-szarych kolorach. I powiem, że jest całkiem klimatyczny i dobrze spasowany z utworem. Podoba mi się image zespołu Kraftwerk. Ulizane fryzyry, czarne golfy, czarne skórzane rękawiczki, kamienne twarze, mechaniczne ruchy. Bezduszni jak ich muzyka. I wszystko jest fajnie, choć ciutkę mi tu czegoś jednak brakuje. Bo przez prawie 4 minuty mamy przeskoki z jednego członka zespołu na drugiego trzymającego słuchawkę telefonu, siedzącego przed mikrofonem, stukającego w maszynę do pisania czy telefon-pianinko. To trochę mało. Liczyłem na nieco więcej urozmaicenia. Jak chociażby większa różnorodność miejsc, w których dzieje się akcja. A nie tylko puste szare pomieszczenie z krzesłem i stołem. No ale mimo tego i tak jest fajnie i klimatycznie. Kolorystyka taka jak lubię.
Najbardziej podobał mi się teledysk deva. Bowie i Kraftwerk też spoko. Propozycja strippeda tym razem dla mnie nietrafiona.
Onoe Caponoe - Disappearing Jakob
No już w pierwszej kolejce pisałem, że nie przepadam za teledyskami animowanymi czy kukiełkowymi. Tym bardziej tego typu kreska mi nie odpowiada. Bajek w takim stylu też bym pewnie nie oglądał, bo taki styl zawsze mnie raczej odrzucał. Stripped pisze, że jara go ta kolorystyka. Mnie się nie podoba. Już sama opowiadana historia nic tutaj nie zmieni, bo wizualnie jest dla mnie po prostu brzydko. Widzicie to kwestia gustu. Co stripped bardzo sobie chwali dla mnie jest zupełnie nieakceptowalne. Sam utwór naprawdę bardzo fajny, ale teledysk niestety już nie. Wszystko tu jest takie kanciaste, niezgrabne, koślawe. Zbyt duże kontrasty kolorystyczne. Ja lubię zupełnie innego rodzaju kreskówki. No nie tym razem.
David Bowie – Thursday’s Child
Ten utwór znałem, ale teledysku nigdy chyba nie widziałem. I powiem, że mi się podoba. Taki bardzo minimalistyczny bym powiedział. Niby nic się nie dzieje. Wszystko sprowadza się do jakichś drobnych gestów, spojrzeń, prostych czynności jak odpięcie guzika czy puszczenie wody. Ale ma to swój urok. Głównym bohaterem jest sam Bowie, co już jest dla mnie sporą wartością. Bowie najpierw wpatruje się w swoje odbicie w lustrze jakby coś analizując. Potem pojawia się żona i zaczynają się jakieś wspominki. Nie jestem do końca pewien o co chodzi, ale sądzę, że nasz bohater jakby patrząc na siebie w lustrze i na swoją żonę wspominał młodość. Jakby rozmyślał nad upływającym czasem, tęsknił za młodością, za swoją młodą żoną. Fajne są te różne poboczne dźwięki jak np. szum wody. Podoba mi się też wystrój mieszkania, w którym to wszystko się odbywa. Fajny i klimatyczny klip.
Schiller feat. Peter Heppner - Leben... I Feel You
Utwór oczywiście znam doskonale i bardzo mi się podoba. Teledysk też znam i też zawsze mi się podobał. Uwielbiam obrazy w takiej szaro-burej kolorystyce. I takie krajobrazy. Heppner jadący rowerem przez szare miasto, potem jakieś leśne ostępy aż do brzegu morza. Te szare piękne nadmorskie klify na tle zamglonego morza robią wrażenie. Potem znowu nasz bohater jadący rowerem na tle wyprzedzającego go powoli pociągu. I w końcu molo wrzynające się w sine morze.
Ten klip raczej nie ma żadnej fabuły. Nie opowiada żadnej konkretnej historii. Ale co z tego, skoro jest bardzo klimatyczny. I zgadzam się z devem, że ma w sobie potężną dawkę melancholii. Piękna ta niemiecka wyspa. Zawsze zazdrościłem ludziom mogącym mieszkać w takich miejscach.
Kraftwerk - The Telephone Call
Tego klipu nigdy nie widziałem. Kolejny utrzymany w biało-czarno-szarych kolorach. I powiem, że jest całkiem klimatyczny i dobrze spasowany z utworem. Podoba mi się image zespołu Kraftwerk. Ulizane fryzyry, czarne golfy, czarne skórzane rękawiczki, kamienne twarze, mechaniczne ruchy. Bezduszni jak ich muzyka. I wszystko jest fajnie, choć ciutkę mi tu czegoś jednak brakuje. Bo przez prawie 4 minuty mamy przeskoki z jednego członka zespołu na drugiego trzymającego słuchawkę telefonu, siedzącego przed mikrofonem, stukającego w maszynę do pisania czy telefon-pianinko. To trochę mało. Liczyłem na nieco więcej urozmaicenia. Jak chociażby większa różnorodność miejsc, w których dzieje się akcja. A nie tylko puste szare pomieszczenie z krzesłem i stołem. No ale mimo tego i tak jest fajnie i klimatycznie. Kolorystyka taka jak lubię.
Najbardziej podobał mi się teledysk deva. Bowie i Kraftwerk też spoko. Propozycja strippeda tym razem dla mnie nietrafiona.
-
- Posty: 8178
- Rejestracja: 18 lip 2013 12:07
- Ulubiony utwór: Motyle
- Lokalizacja: woj. wałbrzyskie
Onoe Caponoe Disappearing Jakob
Takie przyjemne zaskoczenia i odpały to lubię. Disappearing Jakob jest to niewątpliwie dzieło stonerskie. Dzieją się dziwne rzeczy. Są podane w niezbyt bezpośredni sposób, daleko im do realizmu, choć jednocześnie blisko do lyric video i te momenty po prostu z linijkami tekstu są neutralne. Z drugiej strony nie ma co się dziwić, trochę głupio w związku z rzeczami hip-hopowymi tworzyć zupełnie inne historie i opowieści dla podbicia tej właściwej... Na początku miałem skojarzenie z rzeczami rodem z Kartonów granych na 4fun.TV itepe, ale to tak dla symbolicznego podkreślenia. Numer sam w sobie też całkiem przyjazny, przyznam jednak, że klip wybija się ponad. Konkretna, choć dość abstrakcyjna przyjemnostka. Podoba mi się kolorystyka, wiele pomysłów jest naprawdę zabawnych. Robotyczna mama opętana Jah i Marią to jest dobry kierunek, bracia
David, bo Wie Thursday's Child
Lubię oglądać i słuchać Bowiego gęsto często, ale nie lubię Hours. Nowa generacja pościelowego grania, które jest rzewne i rozliczeniowe aż do przesady. Niemrawy teledysk. Dobrze zrealizowany pod kątem technicznym, przyjemnie się ogląda tę grę z lustrami, wielość ujęć. Gorzej wypada ewolucja twarzy Bowiego w odbiciu... Prosta sytuacja, która została przekombinowana. Mruczenie pod nosem, dźwięki otoczenia, nie wiem, może miało wyjść kameralnie, intymnie, ze specyficzną goryczą, ale w tej oszczędności środków wychodzi ostatecznie za duża rozwałka. Czuję sytuację, w której staję przed lustrem i szukam śladów przeszłości. Coś rozpamiętuje. Wybrane momenty wyraźnie wracają do głowy i nie dają o sobie zapomnieć. Nie jest to dla mnie nic nowego. W takim opakowaniu jednak tego nie widzę.
Schiller & Peter Heppner - Leben... I Feel You
Dev uderza nostalgią prosto w serduszko. Kiedy byłem, kiedy byłem małym chłopcem hej to właśnie takie klimaty kojarzyły mi się z Depeche Mode i te 12-13 lat temu jeszcze nie do końca czułem różnicę xD Interesujący jest ten wyciąg z przewodnika po Rugii, ale ja chłonę całość właśnie ze względu na specyficzną aurę. Przemierzam bliską mi okolicę i rozmyślam. Mam w głowie jakieś romanse, wiecie o co chodzi. Jest mi dziwnie, ale otoczenie doskonale oddaje mój stan. Sam tak robiłem, tyle że nie poprzez jazdę na rowerze, ale mimo to dobrze czuję I Feel You. W ogóle niektóre kadry przypominają Wałbrzych. Może nie te klify... prędzej architektura, ścieżki wydeptane/wyjeżdżone pomiędzy drzewami w otoczeniu posępnych, wyblakłych budynków. W okolicach opuszczonego Hotelu Sudety znajduje się praktycznie identyczna sceneria. Albo ten specyficzny punkt widokowy. Podobne blaszane konstrukcje znajdują się w pobliżu zdewastowanego poniemieckiego stadionu w środku miasta. Zresztą barwy wałbrzyskiego klubu też biało-niebieskie, więc porównanie jak najbardziej na miejscu. Prędzej czy później ktoś wreszcie to zrewitalizuje (zdewastuje na współczesną modłę), ale póki co ja wybieram się na kolejną sentymentalną wyprawę. Bardzo sobie cenię nieco eteryczność i trochę melancholię, lecz niezbyt nachalną.
Birdy Voyager
Tak sobie myślę, że gdzieś to już widziałem. Używanie retro artystycznych chwytów najbardziej kojarzy mi się z tym, co towarzyszy utworom Lany Del Rey na przykład. Miałem w głowie też kadry wykorzystane do serialu na podstawie pamiętników Warhola, ale jest tego znacznie więcej, wiadomo. Faktycznie można wyróżnić dwie części, choć opowiadają i przedstawiają to samo. Gdyby nie te momenty, w których bohaterka się uśmiecha, to przyjąłbym opis shodana bez żadnych wątpliwości. Ten vibe rozstania, przemyśleń o minionym tutaj jest i przez te efekty na początku pozwala na rozróżnienie wyraźnie minionych momentów od teraźniejszości, tyle że bańka pęka. Rozliczenie już nadeszło i mamy mały zgrzyt. Ogląda się przyjemnie i w sumie to tyle, bez większych przemyśleń potem ugułem. Ładne ujęcia na tle zachodzącego słońca. Urokliwie wypada Birdy w różnych sceneriach. Piosenka sama w sobie jest jednak bardziej wielowymiarowa.
Takie przyjemne zaskoczenia i odpały to lubię. Disappearing Jakob jest to niewątpliwie dzieło stonerskie. Dzieją się dziwne rzeczy. Są podane w niezbyt bezpośredni sposób, daleko im do realizmu, choć jednocześnie blisko do lyric video i te momenty po prostu z linijkami tekstu są neutralne. Z drugiej strony nie ma co się dziwić, trochę głupio w związku z rzeczami hip-hopowymi tworzyć zupełnie inne historie i opowieści dla podbicia tej właściwej... Na początku miałem skojarzenie z rzeczami rodem z Kartonów granych na 4fun.TV itepe, ale to tak dla symbolicznego podkreślenia. Numer sam w sobie też całkiem przyjazny, przyznam jednak, że klip wybija się ponad. Konkretna, choć dość abstrakcyjna przyjemnostka. Podoba mi się kolorystyka, wiele pomysłów jest naprawdę zabawnych. Robotyczna mama opętana Jah i Marią to jest dobry kierunek, bracia
David, bo Wie Thursday's Child
Lubię oglądać i słuchać Bowiego gęsto często, ale nie lubię Hours. Nowa generacja pościelowego grania, które jest rzewne i rozliczeniowe aż do przesady. Niemrawy teledysk. Dobrze zrealizowany pod kątem technicznym, przyjemnie się ogląda tę grę z lustrami, wielość ujęć. Gorzej wypada ewolucja twarzy Bowiego w odbiciu... Prosta sytuacja, która została przekombinowana. Mruczenie pod nosem, dźwięki otoczenia, nie wiem, może miało wyjść kameralnie, intymnie, ze specyficzną goryczą, ale w tej oszczędności środków wychodzi ostatecznie za duża rozwałka. Czuję sytuację, w której staję przed lustrem i szukam śladów przeszłości. Coś rozpamiętuje. Wybrane momenty wyraźnie wracają do głowy i nie dają o sobie zapomnieć. Nie jest to dla mnie nic nowego. W takim opakowaniu jednak tego nie widzę.
Schiller & Peter Heppner - Leben... I Feel You
Dev uderza nostalgią prosto w serduszko. Kiedy byłem, kiedy byłem małym chłopcem hej to właśnie takie klimaty kojarzyły mi się z Depeche Mode i te 12-13 lat temu jeszcze nie do końca czułem różnicę xD Interesujący jest ten wyciąg z przewodnika po Rugii, ale ja chłonę całość właśnie ze względu na specyficzną aurę. Przemierzam bliską mi okolicę i rozmyślam. Mam w głowie jakieś romanse, wiecie o co chodzi. Jest mi dziwnie, ale otoczenie doskonale oddaje mój stan. Sam tak robiłem, tyle że nie poprzez jazdę na rowerze, ale mimo to dobrze czuję I Feel You. W ogóle niektóre kadry przypominają Wałbrzych. Może nie te klify... prędzej architektura, ścieżki wydeptane/wyjeżdżone pomiędzy drzewami w otoczeniu posępnych, wyblakłych budynków. W okolicach opuszczonego Hotelu Sudety znajduje się praktycznie identyczna sceneria. Albo ten specyficzny punkt widokowy. Podobne blaszane konstrukcje znajdują się w pobliżu zdewastowanego poniemieckiego stadionu w środku miasta. Zresztą barwy wałbrzyskiego klubu też biało-niebieskie, więc porównanie jak najbardziej na miejscu. Prędzej czy później ktoś wreszcie to zrewitalizuje (zdewastuje na współczesną modłę), ale póki co ja wybieram się na kolejną sentymentalną wyprawę. Bardzo sobie cenię nieco eteryczność i trochę melancholię, lecz niezbyt nachalną.
Birdy Voyager
Tak sobie myślę, że gdzieś to już widziałem. Używanie retro artystycznych chwytów najbardziej kojarzy mi się z tym, co towarzyszy utworom Lany Del Rey na przykład. Miałem w głowie też kadry wykorzystane do serialu na podstawie pamiętników Warhola, ale jest tego znacznie więcej, wiadomo. Faktycznie można wyróżnić dwie części, choć opowiadają i przedstawiają to samo. Gdyby nie te momenty, w których bohaterka się uśmiecha, to przyjąłbym opis shodana bez żadnych wątpliwości. Ten vibe rozstania, przemyśleń o minionym tutaj jest i przez te efekty na początku pozwala na rozróżnienie wyraźnie minionych momentów od teraźniejszości, tyle że bańka pęka. Rozliczenie już nadeszło i mamy mały zgrzyt. Ogląda się przyjemnie i w sumie to tyle, bez większych przemyśleń potem ugułem. Ładne ujęcia na tle zachodzącego słońca. Urokliwie wypada Birdy w różnych sceneriach. Piosenka sama w sobie jest jednak bardziej wielowymiarowa.
DEPESZWIZJA 13: EDYCJA LATAJĄCEGO DILDA 69 KLAUSA WIESE
STATUS: oczekiwanie na głosy
PRZESYŁKI: 3/8
FINAŁ: 23/24 maja
STATUS: oczekiwanie na głosy
PRZESYŁKI: 3/8
FINAŁ: 23/24 maja
-
- Posty: 21808
- Rejestracja: 14 maja 2006 22:37
- Lokalizacja: Sam's Town
Onoe Caponoe - Disappearing Jakob
Murzyn to zawsze wynajdzie coś fajnego z kompletnej dupy. Nie słyszałem nigdy o gościu, ani tego utworu, a tu taki fajny numer i fajny klip. Z początku bałem się, że ta pstrokata dyskoteka źle się skończy, zaczęło mi się w głowie kręcić, pomyślałem sobie, ze słabo by było się zrzygać na klipie od Jacka, ale potem już było lepiej. Kreska mi się podoba, odbieram mocny vibe Bohdana Butenko.
Sama historyjka również mi się bardzo podobała, kilka razy zaśmiałem się na głos. Połączenie tekstu, rapu i wizualek jest zajebsite. Taka dobranocka dla dorosłych. Fajne odkrycie.
Scheibler mit Heppner - Leben... I Feel You
Nie przepadam ani za tym utworem, ani za tym klipem, ani za wokalem Heppnera, który brzmi jakby ktoś go jedną ręką trzymał za jaja, a druga ręką celował z pistoletu. Facet wygląda tu trochę jak skrzyżowanie Wolfgang Flüra i Bernarda Sumnera, do tego jadąc na tym rowerze przypomina tanią wersję Żmijewskiego zasuwającego po Sandomierzu w sutannie. Pamiętam jakie poruszenie w okołodepeszowym świecie zrobił ten numer, bo w końcu ktoś z zespołów granych na imprezach DM, dopchał się do mainstreamu. Ja znałem wtedy może ze dwa, trzy kawałki Wolfsheim i one wszystkie były od tego lepsze, ale i tak nie zostałem fanem, bo nie grzał mnie Heppner. Ten klip kojarzy mi się z wybitnie chujowymi czasami, nie oglądałem go od nastu lat i to nie był szczególnie przyjemny seans. Myślę, że potrafiłbym jednak spojrzeć na to z dystansu, gdyby to było dobre, a jest raczej słabe. Sorry, Musiał.
Birdy – Voyager
Nie wiem, co myśleć o tym klipie. Nie przepadam za takimi niby autentycznymi, ale totalnie pozowanymi teledyskami. Konwencja też tutaj nie jest płynna, najpierw coś stylizowanego na odkopaną kasetę VHS, potem Birdy na molo (na szczęście nie tym samym co Heppner), Birdy o świcie/zmierzchu, w nocy. Jest fajnie, póki dziewczyna nie zaczyna robić głupich uśmieszków do kamery, bo to wygląda jakby cały czas wstrzymywała bekę z samej siebie, że niby pozuje na taką zamyśloną, a pewni myśli o tym jaki kebap ojebać po powrocie. No, ale przynajmniej nie robią tu z morza jakiegoś trupowiska, jak w przypadku Heppnera. Ładne są te nocne zdjęcia, szacun za sprzęt, który potrafił takie rzeczy uchwycić. Szkoda, że nie ma tu skupienia na jednym, tylko taki misz-masz wszystkiego. Może lepiej by było gdyby cały klip podglądała jelonki, albo cały klip siedziała na tej plaży z gitarą. Złe to nie jest, bardzo ładne, ale jako klip wypada tak sobie. Ładny kolaż scenek, ale to tyle.
Kraftwerk - The Telephone Call
Co ten klip głównie uwypukla, to to że Kraftwerk, bardziej niż było to konieczne, był grupą naprawdę przystojnych facetów (nawet Faunian), a ta czarno-biała, gestapowska stylówa, dodaje im (paradoksalnie) kolorytu. Całość bardzo w stylu „Twilight Zone”, co oczywiście pasowało do Kraftwerk jak ulał. To było chyba ostatnie wideo, w którym pojawili się osobiście. Lubię bardzo ten teledysk, uważam że ma wszystko to, co wideo Kraftwerk mieć powinno, wszystko schludnie, stylowo zrealizowane, intrygujące, itd. Ten album był bardziej o ludziach, niż robotach, więc może te manekinowate pozy są trochę passe względem zawartości „Electric Cafe”, no aleeee… Nie będę się tego czepiał. Jeżeli czegoś bym miał, to pewnie tego, ze użyto remiksu Kevorkiana, ale nie ma to wpływu na to co się dzieje na ekranie.
Kolejkę z palcem w dupie wygrywa Murzyn. Na drugim Dragon, ale to łatwa wygrana u mnie. Potem Shodan z kompilacją filmów z karty SD zgubionej przez Birdy podczas wypadu nad morze, no i na końcu Dev. Sorry, ale czterech szwabów z fajnym pomysłem > dwóch szwabów bez pomysłu.
Murzyn to zawsze wynajdzie coś fajnego z kompletnej dupy. Nie słyszałem nigdy o gościu, ani tego utworu, a tu taki fajny numer i fajny klip. Z początku bałem się, że ta pstrokata dyskoteka źle się skończy, zaczęło mi się w głowie kręcić, pomyślałem sobie, ze słabo by było się zrzygać na klipie od Jacka, ale potem już było lepiej. Kreska mi się podoba, odbieram mocny vibe Bohdana Butenko.
Sama historyjka również mi się bardzo podobała, kilka razy zaśmiałem się na głos. Połączenie tekstu, rapu i wizualek jest zajebsite. Taka dobranocka dla dorosłych. Fajne odkrycie.
Scheibler mit Heppner - Leben... I Feel You
Nie przepadam ani za tym utworem, ani za tym klipem, ani za wokalem Heppnera, który brzmi jakby ktoś go jedną ręką trzymał za jaja, a druga ręką celował z pistoletu. Facet wygląda tu trochę jak skrzyżowanie Wolfgang Flüra i Bernarda Sumnera, do tego jadąc na tym rowerze przypomina tanią wersję Żmijewskiego zasuwającego po Sandomierzu w sutannie. Pamiętam jakie poruszenie w okołodepeszowym świecie zrobił ten numer, bo w końcu ktoś z zespołów granych na imprezach DM, dopchał się do mainstreamu. Ja znałem wtedy może ze dwa, trzy kawałki Wolfsheim i one wszystkie były od tego lepsze, ale i tak nie zostałem fanem, bo nie grzał mnie Heppner. Ten klip kojarzy mi się z wybitnie chujowymi czasami, nie oglądałem go od nastu lat i to nie był szczególnie przyjemny seans. Myślę, że potrafiłbym jednak spojrzeć na to z dystansu, gdyby to było dobre, a jest raczej słabe. Sorry, Musiał.
Birdy – Voyager
Nie wiem, co myśleć o tym klipie. Nie przepadam za takimi niby autentycznymi, ale totalnie pozowanymi teledyskami. Konwencja też tutaj nie jest płynna, najpierw coś stylizowanego na odkopaną kasetę VHS, potem Birdy na molo (na szczęście nie tym samym co Heppner), Birdy o świcie/zmierzchu, w nocy. Jest fajnie, póki dziewczyna nie zaczyna robić głupich uśmieszków do kamery, bo to wygląda jakby cały czas wstrzymywała bekę z samej siebie, że niby pozuje na taką zamyśloną, a pewni myśli o tym jaki kebap ojebać po powrocie. No, ale przynajmniej nie robią tu z morza jakiegoś trupowiska, jak w przypadku Heppnera. Ładne są te nocne zdjęcia, szacun za sprzęt, który potrafił takie rzeczy uchwycić. Szkoda, że nie ma tu skupienia na jednym, tylko taki misz-masz wszystkiego. Może lepiej by było gdyby cały klip podglądała jelonki, albo cały klip siedziała na tej plaży z gitarą. Złe to nie jest, bardzo ładne, ale jako klip wypada tak sobie. Ładny kolaż scenek, ale to tyle.
Kraftwerk - The Telephone Call
Co ten klip głównie uwypukla, to to że Kraftwerk, bardziej niż było to konieczne, był grupą naprawdę przystojnych facetów (nawet Faunian), a ta czarno-biała, gestapowska stylówa, dodaje im (paradoksalnie) kolorytu. Całość bardzo w stylu „Twilight Zone”, co oczywiście pasowało do Kraftwerk jak ulał. To było chyba ostatnie wideo, w którym pojawili się osobiście. Lubię bardzo ten teledysk, uważam że ma wszystko to, co wideo Kraftwerk mieć powinno, wszystko schludnie, stylowo zrealizowane, intrygujące, itd. Ten album był bardziej o ludziach, niż robotach, więc może te manekinowate pozy są trochę passe względem zawartości „Electric Cafe”, no aleeee… Nie będę się tego czepiał. Jeżeli czegoś bym miał, to pewnie tego, ze użyto remiksu Kevorkiana, ale nie ma to wpływu na to co się dzieje na ekranie.
Kolejkę z palcem w dupie wygrywa Murzyn. Na drugim Dragon, ale to łatwa wygrana u mnie. Potem Shodan z kompilacją filmów z karty SD zgubionej przez Birdy podczas wypadu nad morze, no i na końcu Dev. Sorry, ale czterech szwabów z fajnym pomysłem > dwóch szwabów bez pomysłu.
"Idę spać bo nienawidzę ludzi" - Murzyn